ŚWIĘTY JAN PAWEŁ WIELKI

Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski

W ostatnich dniach mamy do czynienia z bezprecedensowym atakiem na osobę i wizerunek Św. Jana Pawła II. Dzieje się to w Ojczyźnie Papieża, który jak nikt inny rozsławił imię Polski na całym świecie. „Papież Jan Paweł II – pisał burmistrz Rzymu z okazji jego beatyfikacji – zostawił niezatarty znak na historii chrześcijaństwa oraz na historii narodów Europy i całego świata. Ojciec Święty Wojtyła stał się symbolem, przewodnikiem, zarówno dla osób wierzących, jak i niewierzących. Był Papieżem, którego wkład okazał się decydujący dla obalenia komunizmu oraz tych wszystkich doktryn, które zmierzały do przekreślenia wszelkiej godności i wolności istoty ludzkiej. Liczne narody odnalazły w nim pokłady ogromnej siły, zdolnej do przekazywania piękna wiary i wartości z nią związanych.

 

Papież Franciszek z okazji kanonizacji przypomniał, że Karol Wojtyła zanim wyruszył, by przemierzać drogi świata, dorastał do służby Chrystusowi i Kościołowi w swojej Ojczyźnie, w Polsce. Dziękuję narodowi polskiemu i Kościołowi w Polsce za dar Jana Pawła II – powiedział Franciszek i podkreślił, że Papież Polak nadal inspiruje nas poprzez słowa, pisma, gesty, styl posługi, cierpienie przeżywane z heroiczną nadzieją. Inspiruje nas jego całkowite powierzenie się Chrystusowi, Odkupicielowi człowieka i Matce Bożej.

 

Święty Jan Paweł II to jeden z największych rodaków w naszych dziejach. Jest także ojcem naszej wolności. Szedł przed nami jak Mojżesz – wyprowadził z domu niewoli, przeprowadził przez Morze Czerwone i przypomniał nam tablice Bożych przykazań. Stanął w szeregu wielkich proroków, potężnych w słowie i czynie. Wskazywał drogę, chronił przed niebezpieczeństwem, przestrzegał przed uwikłaniem w ciernie zła i grzechu. Brał nas na swoje ramiona i z miłością odnosił do Chrystusowej owczarni.

 

Poeta i myśliciel - cenił i kochał polską kulturę, historię i tradycję. Wielki i wymagający nauczyciel zatroskany był o dziedzictwo, któremu na imię Polska. On z tego dziedzictwa się wywodził, w nim się wychowywał i wzrastał, ono go ukształtowało. Był z tego dziedzictwa dumny i nie wstydził się tego wyznać przed światem. A jednocześnie był tego świata pierwszym obywatelem, szedł do wszystkich narodów. Okazywał szacunek dla każdej kultury, historii i tradycji. Apelował o duchową jedność Europy, przypominał jej chrześcijańskie korzenie, z których wyrasta nasza kultura i cywilizacja. Jego pielgrzymki do Ojczyzny były wielkimi rekolekcjami dla narodu, milowymi kamieniami naszej historii, tchnieniem Ducha Świętego w sumienia umęczonych i zdezorientowanych rodaków. Wypowiadał słowa mające sprawczą moc, zdolne pchnąć historię kraju i losy ludzi na nowe tory:  „Niech zstąpi Duch Twój”, „Pokój Tobie Polsko, Ojczyzno moja!” „Każdy powinien mieć swoje Westerplatte!” „Nie lękajcie się być świętymi!” „Miejcie wyobraźnię miłosierdzia!”. Jego papieskie przepowiadanie, apostolskie wizyty, a także wysiłki dyplomatyczne przyczyniły się do wzrostu duchowego milionów ludzi na całym świecie. Dla nich Papież Polak był i pozostaje moralnym punktem odniesienia, nauczycielem wiary, a także orędownikiem w niebie. Wobec podejmowanych ostatnio na szeroką skalę prób zdyskredytowania osoby i dzieła św. Jana Pawła II, raz jeszcze apelujemy do wszystkich o uszanowanie pamięci jednego z najwybitniejszych naszych rodaków. Przeprowadzony proces kanonizacyjny, a w tym, dogłębna, naukowa analiza historyczna, nie pozostawia wątpliwości odnośnie do świętości Jana Pawła II.

 

Czy pozwolimy odebrać sobie ten skarb na podstawie dziennikarskiego omówienia materiałów, wytworzonych przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa? Zostało ono dokonane z pominięciem warsztatu naukowego, w sposób stronniczy, często ahistoryczny, bez znajomości kontekstu, innych istniejących dokumentów, raportów czy opracowań. Materiały SB ukazują przede wszystkim skalę inwigilacji osoby kardynała Karola Wojtyły. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której wstydzić się i tłumaczyć musieliby ci, którzy sprzeciwiali się komunistycznej dyktaturze, a nie ci, którzy inwigilowali obywateli, pisali donosy, współpracowali z komunistycznym reżimem, prześladowali wierzących i łamali ludzkie sumienia.

 

Orzeczenie Kościoła o świętości człowieka nie jest wydawane na podstawie jego pojedynczych decyzji lub ich braku. Bierze się pod uwagę całość życia i działalności oraz zrodzone z nich owoce. Jako papież, św. Jan Paweł II, zaliczył krzywdę wyrządzaną dziecku w sferze seksualnej do najcięższych przestępstw. Zobowiązał wszystkie episkopaty świata do wprowadzenia szczegółowych norm postępowania w takich przypadkach. Wierni jego wskazaniom, podejmujemy dzisiaj troskę o bezpieczeństwo młodych w strukturach kościelnych. Czujemy się zobowiązani, aby wszystkich zranionych poprzez ludzi Kościoła wysłuchać i przyjść im z konkretną pomocą. Dziękujemy wszystkim, którzy z wielką odwagą i stanowczością bronią dobrego imienia Świętego Jana Pawła II.

 

Apelujemy, aby nie wykorzystywać osoby Papieża Polaka do celów bieżącej polityki. Zachęcamy do modlitwy za wstawiennictwem Świętego Jana Pawła II za naszą wspólnotę kościelną i narodową. Nie pozwólmy odebrać sobie poczucia dumy i radości z przynależności do Chrystusowego Kościoła. Nie dajmy się podzielić, brońmy wspólnie naszych najcenniejszych wartości.

 

Podpisali Biskupi zebrani na 394. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski - Warszawa, 14 marca 2023 roku.      

więcej

Kard. Joseph Ratzinger – Papież Benedykt XVI

Fragment książki: Wprowadzenie w Chrześcijaństwo.

Artykuł wiary: Zstąpił do piekieł!

 

Może żaden artykuł wiary nie jest nam dziś tak obcy jak ten właśnie. Obok wiary w narodzenie Jezusa z Marii Dziewicy i artykułu o wniebowstąpieniu artykuł ten najbardziej prowokuje do demitologizacji, gdyż wydaje się, że można jej dokonać bezpiecznie, nie wywołując zgorszenia. Nieliczne ustępy, w których Pismo św. -jak się wydaje - o tym mówi (1 P 3, 19 n.; 4, 6; Ef 4, 9; Rz 10, 7; Mt 12,40; Ap 2,27, 31), tak trudno zrozumieć, że można je rozmaicie tłumaczyć. Jeżeli więc pominiemy te teksty, wydaje się, że szczęśliwie pozbyliśmy się dziwnego i naszemu sposobowi myślenia nie odpowiadającego tematu, bez poczucia, iż sprzeniewierzyliśmy się tekstowi. Ale czy przez to zyskaliśmy cokolwiek? Czy też tylko może uniknęliśmy trudnego i ciemnego punktu rzeczywistości?

 

Można rozprawiać się z problemami albo po prostu im zaprzeczając, albo zajmując wobec nich jakąś postawę. Pierwszy sposób jest wygodniejszy, ale tylko drugi może nas prowadzić dalej. Czybyśmy więc zamiast usuwać ten problem, nie powinni uznać, że ten artykuł wiary, któremu w ciągu roku kościelnego poświęcona jest liturgicznie Wielka Sobota, jest nam bardzo bliski, a nawet jest doświadczeniem naszego stulecia? W Wielki Piątek patrzymy zawsze na Ukrzyżowanego, Wielka Sobota zaś to dzień "śmierci Boga", dzień, który wyraża niesłychane doświadczenie naszych czasów, przyjmując, że Bóg po prostu jest nieobecny, że kryje Go grób, że już się nie obudzi, nie przemówi a nawet nie będzie Mu się można sprzeciwiać, tak że po prostu można Go pominąć. "Bóg umarł i myśmy Go zabili". Te słowa Nietzschego należą językowo do tradycji chrześcijańskiego nabożeństwa Męki Pańskiej; wyrażają one treść Wielkiej Soboty, że "zstąpił do piekieł".

 

W związku z tym artykułem wiary przychodzą mi zawsze na myśl dwie sceny z Biblii. Najpierw to okrutne opowiadanie ze Starego Testamentu, w którym Eliasz wzywa kapłanów Baala, by wyprosili u swego boga ogień do złożenia ofiary. Kapłani czynią to, ale oczywiście nic się nie dzieje. Eliasz szydzi z nich; podobnie jak niewierzący szydzi i wyśmiewa się z człowieka pobożnego, jeżeli modlitwy jego nie zostają wysłuchane. Woła do nich, że może nie dość głośno się modlą: "wołajcie głośniej, bo to bóg! więc może rozmawia albo jest zajęty, albo udaje się w drogę. Może on śpi, więc niech się obudzi" (3 Krl 18-27). Gdy się czyta o tym wyszydzaniu wyznawców Baala, wydaje nam się to niesamowite, mamy wrażenie, że to my teraz jesteśmy w tej sytuacji i do nas się stosuje to szyderstwo. Wydaje się, że żadne wołanie nie zdoła obudzić Boga. Wydaje nam się, że racjonalista najspokojniej może nam powiedzieć: módlcie się głośniej, to może wasz Bóg się obudzi. "Zstąpił do piekieł" - jakże to jest prawdziwie nasza godzina, zstąpienie Boga w ciemność milczenia, w nieobecność.

 

Ale obok historii z Eliaszem i analogicznego do niej nowotestamentalnego opowiadania o zaśnięciu Chrystusa Pana podczas burzy na jeziorze (Mk 4, 35-41) przychodzi tu także na myśl opowiadanie o uczniach idących do Emaus (Łk 24,13-35). Zasmuceni uczniowie rozmawiają o swych zawiedzionych nadziejach. Dla nich to jakby śmierć Boga. W chwili, w której się wydawało, że wreszcie Bóg przemówił - Bóg zamilkł. Ten, którego Bóg zesłał, nie żyje, otacza ich zupełna pustka. Nie ma już żadnej odpowiedzi. Ale gdy tak rozmawiają o straconych nadziejach i nie są już w stanie dojrzeć Boga, nie dostrzegają, że ta nadzieja znajduje się wśród nich. Nie widzą, iż "Bóg" albo raczej ten obraz, który sobie na podstawie Jego obietnic utworzyli, musiał umrzeć, aby przez to mógł trwać. Obraz, który sobie utworzyli o Bogu, w jaki chcieli Go wtłoczyć, musiał zostać zniszczony, aby mogli znowu dojrzeć niebo nad gruzami zniszczonego domu i ujrzeć Jego nieskończoną wielkość. Eichendorff wypowiedział to w romantycznym wierszu, właściwym jego epoce: To Ty, co my wznosimy, łagodnie burzysz nam, Lecz, że w niebo patrzymy, przeto nie skarżę się sam.

 

Tak więc artykuł o zstąpieniu Chrystusa Pana do piekieł przypomina nam, że do chrześcijańskiego objawienia należy nie tylko to, co Bóg mówi, ale i Jego milczenie. Bóg jest nie tylko Słowem, które możemy zrozumieć, które do nas przychodzi, ale jest On także tym utajonym, niedostępnym, a niezrozumiałym podłożem, które się kryje przed naszym wzrokiem. Oczywiście, istnieje w chrześcijaństwie prymat Logosu, Słowa, przed milczeniem. Bóg przemówił. Bóg jest Słowem. Ale mimo to nie należy zapominać prawdy o ciągłym ukryciu Boga. I tylko wtedy, gdy doświadczymy Jego milczenia, możemy ufać, że usłyszymy także Jego słowa, które głosi w milczeniu. Chrystologia sięga poza krzyż, poza możność pochwycenia miłości Boga, sięga aż poza śmierć, aż po milczenie i ciemność Bożą. Nie należy więc się dziwić, że Kościół, a także poszczególni ludzie zawsze przechodzą przez tę godzinę milczenia, że zostają wprowadzeni w zapomniany i zaniedbany artykuł o "zstąpieniu do piekieł".

 

Gdy to rozważamy, otrzymujemy odpowiedź na pytanie o dowody z Pisma. Co najmniej w przedśmiertnym okrzyku Jezusa: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!" (Mk 15, 34), widzimy jakby w świetle błyskawicy, wśród ciemnej nocy, tajemnicę zstąpienia Jezusa do piekieł. Nie zapominajmy jednak, że te słowa Ukrzyżowanego stanowią pierwszy wiersz modlitwy Izraela (Ps 22 [21], 2), który w sposób wstrząsający streszcza nieszczęścia i nadzieje tego ludu wybranego przez Boga, a pozornie tak zupełnie przezeń opuszczonego. Modlitwa ta z głębokiej ciemności opuszczenia przez Boga przechodzi w końcu w uwielbienie wielkości Boga. Okazuje się to także w śmiertelnym okrzyku Jezusa. Ernst Kasemann określił niedawno tę modlitwę jako modlitwę z głębi piekieł, jako oznajmienie pierwszego przykazania na pustyni przez nieobecnego pozornie Boga: "Syn trzyma się jeszcze wiary, gdy wydaje się, że wiara nie ma żadnego sensu, gdy ziemska rzeczywistość przeczy obecności Boga, o czym nie na próżno mówił pierwszy łotr i szydercze tłumy. Okrzyk Jego nie odnosi się ani do życia i przeżycia, ani do siebie samego, tylko do Ojca, przeciwstawia się rzeczywistości całego świata". Nie trzeba więc pytać, jaką ma być nasza modlitwa uwielbienia w godzinie ciemności. Czy może być czymś innym niż okrzykiem z głębokości w łączności z Chrystusem Panem, który zstąpił do piekieł i zaświadczył o bliskości Boga wśród opuszczenia przez Boga?

 

Spróbujmy dalej rozważać tę wielowarstwową tajemnicę. Nie można jej wyjaśnić z jednej tylko strony. Przypatrzmy się przede wszystkim twierdzeniom egzegezy. Dowiadujemy się, że w naszym artykule wiary wyraz piekła" jest tylko fałszywym tłumaczeniem wyrazu szeol (grecki Hades), który po hebrajsku oznacza stan pośmiertny; stan ten można sobie niejasno wyobrazić jako istnienie na sposób cienia, raczej niebyt niż byt. Pierwotnie zatem zdanie to miało wyrażać, że Jezus zstąpił do Szeolu, czyli umarł. Może jest to słuszne. Ale pozostaje jeszcze pytanie, czy przez to sprawa stała się prostsza i mniej tajemnicza. Myślę, że teraz dopiero otwiera się problem, czym właściwie jest śmierć i co się dzieje, gdy ktoś umiera, to znaczy, gdy poddaje się losowi śmierci. Musimy przyznać, że wszyscy jesteśmy tym pytaniem zakłopotani. Nikt tego naprawdę nie wie, gdyż wszyscy żyjemy po tej stronie życia i nie możemy śmierci doświadczyć. Ale może byśmy się trochę przybliżyli do prawdy, wychodząc jeszcze raz od okrzyku Jezusa na krzyżu, który, jak widzieliśmy, wyrażał istotę tego, co oznacza zstąpienie Jezusa do piekieł i Jego uczestnictwo w losie człowieka podlegającego śmierci. W tej ostatniej modlitwie Jezusa okazuje się, podobnie jak w modlitwie na Górze Oliwnej, że największym cierpieniem w Jego męce nie było cierpienie fizyczne, tylko niezgłębiona samotność, zupełne opuszczenie. Ukazuje się tu bezdenna samotność człowieka, człowieka, który w głębi swego ja jest zupełnie samotny. Samotność ta, choć ukryta, jest naprawdę jego sytuacją, oznacza również głęboki sprzeciw całej istoty człowieka, który nie może być sam, który potrzebuje być wespół. Dlatego samotność jest krainą lęku, który polega na wyobcowaniu istoty ludzkiej: musi ona istnieć, a zostaje zepchnięta w to, co dla niej nie do zniesienia.

 

Spróbujmy to objaśnić przykładem. Gdy dziecko musi w ciemną noc iść przez las, boi się, choćby mu udowadniano, że tam nie ma nic strasznego. Gdy jednak znajdzie się samo w ciemności, budzi się w nim ludzki lęk, który nie jest trwogą przed czymś, tylko lękiem samym w sobie. Trwoga przed czymś określonym jest właściwie nieszkodliwa, bo można ją opanować, gdy się usunie rzecz wywołującą trwogę. Gdy np. ktoś boi się psa, można go uspokoić, biorąc psa na łańcuch. Tu jednak trafiamy na coś o wiele głębszego. Gdy bowiem człowiek znajdzie się w zupełnej samotności, nie boi się czegoś określonego, co można usunąć, tylko doświadcza lęku samotności, czegoś obcego, i zagrożenia swej własnej istoty, czego racjonalnie nie da się opanować.

 

Posłużmy się jeszcze innym przykładem. Gdy ktoś musi czuwać w nocy przy umarłym, będzie zaniepokojony, nawet jeśli do tego nie chce się przyznać i nawet, gdy racjonalnie może sobie wytłumaczyć bezprzedmiotowość swego wrażenia. Wie dobrze, że ów umarły nic złego mu nie zrobi, że mógłby być o wiele mniej bezpieczny, gdyby dany człowiek żył jeszcze. Powstaje tu zupełnie inny rodzaj bojaźni, nie bojaźń przed czymś, tylko sam na sam ze śmiercią, niesamowitość samotności samej w sobie, poczucie zagrożenia własnej egzystencji.

 

Pytajmy dalej - jak można pokonać tę bojaźń, jeśli argumenty, że jest bezprzedmiotowa, nic nie pomagają. Dziecko uspokoi się, gdy mu ktoś poda rękę, która je poprowadzi, gdy usłyszy głos, który do niego przemawia, to znaczy, z chwilą gdy pozna, że jest przy nim ktoś życzliwy. Podobnie i ten, kto czuwa przy zmarłym, odczuje, że znika jego lęk, gdy ktoś przy nim będzie, gdy poczuje czyjąś bliskość. W tym opanowaniu lęku przejawia się zarazem jego istota: jest to lęk przed samotnością, jest to trwoga istoty, która może żyć tylko we współbycie. Prawdziwego lęku człowieka nie może opanować rozum, może to sprawić tylko obecność kogoś kochającego.

 

Musimy pytać jeszcze dalej. Gdyby istniała taka samotność, do której nie przenikałoby żadne słowo, gdyby powstało tak głębokie opuszczenie, że nikt by do niego nie dotarł, wtedy mielibyśmy istotnie całkowitą samotność i lęk, którzy teologowie nazywają "piekłem".

 

Możemy teraz dokładnie zdefiniować, co ten wyraz oznacza: oznacza on samotność, której nie dosięga słowo "miłość" i która przez to jest zagrożeniem całej egzystencji. Czy nie ma to związku z tym, co poeci i filozofowie współcześni twierdzą, że w gruncie rzeczy wszelkie spotkania człowieka z człowiekiem pozostają tylko na powierzchni, że nikt nie ma dostępu do wnętrza drugiego? Nikt nie może naprawdę dosięgnąć tego, co w drugim najgłębsze, każde spotkanie z kimś drugim, choć wydaje się tak piękne, jest w gruncie rzeczy tylko znieczuleniem nieuleczalnej rany samotności. A więc na dnie istnienia nas wszystkich byłoby tylko piekło, rozpacz-samotność równie nieunikniona, jak pełna grozy. Sartre - jak wiadomo - zbudował swą antropologię na podstawie tego wyobrażenia. Ale nawet u tak pojednawczo i pogodnie usposobionego poety jak Hermann Hesse napotykamy podobne myśli: Jak dziwnie: we mgle się tułać! Samotne życie wieść. Nikt nie zna drugiego, Własną samotność musi nieść! W rzeczywistości jedno jest pewne: istnieje noc, opuszczenie, gdzie nic nie dociera; istnieją drzwi, przez które tylko samotnie przejść możemy: brama śmierci. Wszelka trwoga na świecie jest ostatecznie tylko trwogą przed ową samotnością. Rozumiemy więc, że Stary Testament ma tylko jedno słowo na wyrażenie piekła i śmierci, wyraz szeol, bo są to, według niego, rzeczy identyczne. Śmierć to po prostu samotność. Ale taka samotność, do której nie może przedostać się miłość - to piekło.

 

Doszliśmy znowu do naszego punktu wyjścia, do artykułu wiary o zstąpieniu do piekieł. Mówi nam on, że Chrystus przeszedł przez bramę naszej ostatecznej samotności, że przez swą mękę zstąpił w otchłań naszego opuszczenia. Tam gdzie nie może nas już dosięgnąć żaden głos, tam jest On. Przez to piekło zostało przezwyciężone albo, mówiąc dokładniej, śmierć, która dotąd równała się piekłu, już nim nie jest. Jedno i drugie już nie są tym samym, bo w samej śmierci jest życie, ponieważ w niej samej jest miłość. Tylko dobrowolne zamknięcie się jest teraz piekłem lub, jak mówi Biblia: śmiercią wtórną (por. Ap 20, 14).

 

Umieranie nie jest już przejściem do lodowatej samotności, bo brama Szeolu została otwarta. Wydaje mi się, że można teraz zrozumieć obrazy kreślone przez Ojców Kościoła, robiące na pierwszy rzut oka wrażenie mitów, a mówiące nam o wyjściu zmarłych, o otwarciu bram. Staje się również zrozumiały pozornie tak mityczny tekst Ewangelii Mateusza, który mówi, że po śmierci Jezusa groby się otworzyły i wiele ciał świętych z grobu powstało (Mt 27, 52). Brama śmierci stoi otwarta, odkąd w śmierci zamieszkało życie: miłość.

więcej

Obowiązek chrześcijanina – to stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować. Bo za prawdę się płaci. Tylko plewy nic nie kosztują, za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić – mówił ks. Jerzy Popiełuszko podczas modlitwy różańcowej w Bydgoszczy na kilka godzin przed swoim męczeństwem 19 października 1984 roku. Oto pełny tekst tej ostatniej modlitwy Różańcowej Ks. Jerzego Popiełuszki.

 

Maryjo, Matko polskiej ziemi, Nadziejo Nasza, Bolesna Królowo Polski. W naszej dzisiejszej modlitwie różańcowej stajemy przed Tobą my, ludzie pracy oraz oaza Domowego Kościoła. Chcemy trwać przy Twoim Synu w godzinach Jego agonii, spojrzeć na Jego sponiewierane oblicze, chcemy wziąć swój krzyż, krzyż naszej codziennej pracy, naszych znojów, naszych problemów i pójść drogą Chrystusa na Kalwarię.

Nas, których dręczą rany i bóle fizyczne, wspieraj Maryjo. Nas, których tak często spotyka niepokój, rozterka i załamanie, podtrzymaj na duchu, Maryjo. Nam, którzy jesteśmy upokorzeni, pozbawieni nieraz praw i godności ludzkiej, użycz męstwa i wytrwałości. Nam, którzy dokładamy wszelkich starań, aby odnowić oblicze tej ziemi, naszej polskiej ziemi, w duchu Ewangelii, okaż swą matczyną opiekę, Maryjo. Nam, którzy w trudzie i znoju walczymy o Prawdę, Sprawiedliwość, Miłość, Pokój i Wolność w Ojczyźnie naszej, podaj pomocną dłoń.

 

Pierwsza tajemnica bolesna: agonia w Ogrójcu

Ojciec Święty, Jan Paweł II, 23 czerwca 1982 r., zwrócił się do Pani Jasnogórskiej w następujących słowach modlitwy: Dziękuję Ci, o Matko, za wszystkich, którzy pozostają wierni Swemu sumieniu, którzy sami walczą ze słabością i umacniają innych. Dziękuję Ci, Matko, za wszystkich, którzy nie dają się zwyciężyć złu, ale zło zwyciężają dobrem. Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro, kto dba o rozwój i wzbogacenie siebie tymi wartościami, które stanowią o ludzkiej godności dziecka Bożego. Odnawiać dobro i zwyciężać zło to dbać o godność dziecka Bożego, o godność swoją, ludzką. Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Trzeba dzisiaj bardzo dużo mówić o godności człowieka, aby zrozumieć, że człowiek przerasta wszystko, co może istnieć na świecie, prócz Boga. Przerasta mądrość całego świata. Zachować godność, by móc powiększać dobro, zwyciężać zło – to pozostać wewnętrznie wolnym, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej. Jako synowie Boga nie możemy być niewolnikami. Nasze synostwo Boże niesie w sobie dziedzictwo wolności, wolność daną człowiekowi, jako wymiar jego wielkości.


Druga tajemnica bolesna: biczowanie Pana Jezusa

Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło – to kierować się w życiu sprawiedliwością. Sprawiedliwość wypływa z Prawdy i Miłości. Im więcej w człowieku jest Prawdy i Miłości, tym więcej i sprawiedliwości. Sprawiedliwość musi iść w parze z miłością, bo bez miłości nie można być w pełni sprawiedliwym. Gdzie brak jest miłości i dobra, tam na ich miejsce wchodzi nienawiść i przemoc. A kierując się nienawiścią i przemocą, nie można mówić o sprawiedliwości. Bo nie ma sprawiedliwości w krajach, gdzie władanie opiera się nie na służbie miłości, ale na przemocy i zniewoleniu. Ważną sprawą dla chrześcijanina jest uświadomienie sobie, że źródłem sprawiedliwości jest sam Bóg. Trudno więc mówić o sprawiedliwości tam, gdzie nie ma miejsca dla Boga i jego przykazań, gdzie słowo Bóg urzędowo jest eliminowane z życia narodu. Należy więc zdać sobie sprawę z niesprawiedliwości i krzywdy, jaką czyni się naszemu narodowi, w zdecydowanej większości chrześcijańskiemu, gdy urzędowo ateizuje się go za pieniądze wypracowane również i przez chrześcijan, gdy niszczy się w duszach dzieci i młodzieży te wartości chrześcijańskie, które wszczepiali im od kolebki rodzice, wartości, które zdawały wielokrotnie egzamin w tysiącletnich dziejach naszej historii. Sprawiedliwość czynić i o sprawiedliwość wołać, mają obowiązek wszyscy bez wyjątku. Bo jak powiedział starożytny myśliciel: „Złe czasy, gdy sprawiedliwość nabiera wody w usta". Módlmy się, byśmy w życiu naszym na co dzień kierowali się sprawiedliwością.

 

Trzecia tajemnica bolesna: cierniem ukoronowanie

Zwyciężać zło dobrem to zachować wierność Prawdzie. Prawda jest bardzo delikatną właściwością naszego rozumu. Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka Pan Bóg. Stąd w człowieku jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa. Prawda, podobnie jak sprawiedliwość, łączy się z miłością, a miłość kosztuje - prawdziwa miłość jest ofiarna, stąd i prawda musi kosztować. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość Prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwanie walka z prawdą. Prawda jest jednak nieśmiertelna, a kłamstwo ginie szybką śmiercią. Stąd też, jak powiedział zmarły Prymas Kardynał Wyszyński, ludzi mówiących w prawdzie nie trzeba wielu. Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy, tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na półkach. Musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług, którzy wedle programu nauczą się go na gwałt w innym kłamstwie. By opanować całą technikę zaprogramowanego kłamstwa, trzeba wielu ludzi. Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Ludzie znajdą, ludzie przyjdą z daleka, by słów prawdy szukać, bo w ludziach jest naturalna tęsknota za prawdą. Musimy nauczyć się odróżniać kłamstwo od prawdy. Nie jest to łatwe w czasach, w których żyjemy. Nie jest to łatwe w czasach, o których powiedział współczesny poeta, że nigdy jeszcze tak okrutnie nie chłostano grzbietów naszych batem kłamstwa i obłudy. Nie jest łatwo dzisiaj, gdy cenzura wykreśla, zwłaszcza w pismach katolickich, słowa prawdziwe i myśli odważne, gdy wykreśla nawet słowa Księdza Prymasa, Ojca Świętego. Nie jest łatwo, gdy katolikowi nie tylko zabrania się zwalczać poglądy przeciwnika, lecz po prostu nie wolno mu bronić przekonań jego własnych czy przekonań ogólnoludzkich wobec napaści choćby najbardziej oszczerczych i krzywdzących. Nie wolno mu prostować fałszu, który inni mają pełną swobodę głosić i rozszerzać bezkarnie. Nie jest łatwo, gdy w ostatnich dziesiątkach lat w glebę ojczystą zasiewano ziarna kłamstwa i ateizmu. Obowiązek chrześcijanina – to stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować. Bo za prawdę się płaci. Tylko plewy nic nie kosztują, za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić. Módlmy się, by nasze życie codzienne było przepełnione prawdą.


Czwarta tajemnica bolesna: dźwiganie krzyża

Aby zwyciężać zło dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewalania, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi upominać się odważnie dla siebie i dla innych. Prawdziwie roztropnym i sprawiedliwym, mówił Ojciec Święty, może być tylko człowiek mężny. Biada społeczeństwu – wołał Prymas Tysiąclecia – którego obywatele nie rządzą się męstwem, przestają być wtedy obywatelami, stają się zwykłymi niewolnikami. Jeżeli obywatel rezygnuje z cnoty męstwa, staje się niewolnikiem i wyrządza największą krzywdę sobie, swojej ludzkiej osobowości, rodzinie, grupie zawodowej, narodowi, państwu i Kościołowi. Chociaż byłby łatwo pozyskany dla lęku i bojaźni, dla chleba i względów ubocznych. Ale i biada władcom, którzy chcą pozyskać obywatela za cenę zastraszania i niewolniczego lęku. Jeśli władza rządzi zastraszonymi obywatelami, obniża swój autorytet, zubaża życie narodowe, kulturalne i wartości życia zawodowego. Troska więc o męstwo powinna leżeć w interesie zarówno władzy, jak i obywateli. Prośmy Chrystusa Pana dźwigającego krzyż, abyśmy w naszym codziennym życiu okazywali męstwo w walce o wartości prawdziwie chrześcijańskie.

 

Piąta tajemnica bolesna: ukrzyżowanie Chrystusa

Aby zło dobrem zwyciężać i zachować godność człowieka, nie wolno walczyć przemocą. Ojciec Święty w czasie stanu wojennego, w modlitwie do Pani Jasnogórskiej, powiedział, że naród nie może rozwijać się prawidłowo, gdy jest pozbawiony praw, które warunkują jego pełną podmiotowość i państwo nie może być mocne siłą żadnej przemocy. Komu nie udało się zwyciężyć sercem i rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą. Każdy przejaw przemocy dowodzi moralnej niższości. Najwspanialsze i najtrwalsze walki, jakie zna ludzkość, jakie zna historia, to walki ludzkiej myśli; najnędzniejsze i najkrótsze to walki przemocą. Idea, która potrzebuje broni, by się utrzymać, sama obumiera. Idea, która utrzymuje się tylko przy użyciu przemocy, jest wypaczona. Idea, która jest zdolna do życia, podbija sobą; za nią spontanicznie idą miliony. Solidarność dlatego tak szybko zadziwiła świat, że nie walczyła przemocą, ale na kolanach, z różańcem w ręku, przy polowych ołtarzach, upominała się o godność ludzkiej pracy, o godność i szacunek dla człowieka. O te wartości wołała bardziej, niż o chleb powszedni. W ostatnim roku swojego życia Kardynał Wyszyński powiedział, że świat pracowniczy na przestrzeni ostatnich dziesiątek lat doznał wielu zawodów, ograniczeń. Ludzie pracy i całe społeczeństwo przeżywało w Polsce udrękę podstawowych praw osoby ludzkiej, ograniczenie wolności myślenia, światopoglądu, wyznawania Boga, wychowania młodego pokolenia. Wszystko to było tłumione. Na odcinku pracy zależnej, stworzono specjalny model ludzi zmuszanych do milczenia i do wydajnej pracy. Gdy ten ucisk wszystkich dostatecznie umęczył, powstał zryw ku wolności, powstała „Solidarność", która udowodniła, że do przebudowy społeczno-gospodarczej wcale nie trzeba zrywać z Bogiem. Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy.

 

Rozważania różańcowe ks. Jerzego Popiełuszki wygłoszone w kościele w Bydgoszczy 19 października 1984 roku

więcej

31 grudnia 2022r, w godzinach porannych zmarł papież senior Benedykt XVI. Odszedł do Pana o godz. 9.34 w klasztorze „Mater ecclesiae” w Watykanie. Był 265. Następcą Świętego Piotra i zasiadał na Stolicy Apostolskiej od 19 kwietnia 2005 do 28 lutego 2013 roku. Jako bezpośredni następca papieża św. Jana Pawła II kierował Kościołem katolickim przez osiem lat. Papież senior zmarł w wieku 95 lat. Msza św. pogrzebowa papieża seniora Benedykta XVI odbędzie się 5 stycznia na Placu św. Piotra o godz. 9.30. W poniedziałek 2 stycznia ciało zmarłego Papieża seniora zostanie wystawione w Bazylice Watykańskiej. Do dnia pogrzebu po każdej Mszy Świętej odmawiać będziemy 10 Różańca za zmarłego Papieża Benedykta XVI.

 

Pamiętne Słowo Ojca Świętego wygłoszone do młodzieży

w dniu 27.05.2006r na Krakowskich Błoniach

Drodzy Młodzi Przyjaciele!

Witam was serdecznie! Cieszy mnie wasza obecność. Dziękuje Bogu za to, że spotykam się z waszą nadzwyczajną serdecznością. Wiemy, że "gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w mię Jezusa, tam On jest pośród nich" (por. Mt 18, 20). A was jest tutaj więcej. Dziękuję za to każdemu i każdej z was. A zatem Jezus jest tutaj. Staje dzisiaj wśród młodzieży polskiej ziemi, by mówić o domu, który nigdy nie runie, bo na skale jest utwierdzony. Tak mówi Ewangelia, której słów wysłuchaliśmy przed chwilą (por. Mt 7, 24-27).

W sercu każdego człowieka, moi przyjaciele, jest pragnienie domu. Tym bardziej młode serce przepełnia przeogromna tęsknota za takim domem, który będzie własny, który będzie trwały, do którego będzie się nie tylko wracać z radością, ale i z radością przyjmować każdego przechodzącego gościa. To tęsknota za domem, w którym miłość będzie chlebem powszednim, przebaczenie koniecznością zrozumienia, a prawda źródłem, z którego wypływa pokój serca. To tęsknota za domem, który napełnia dumą, którego nie trzeba będzie się wstydzić i którego zgliszczy nigdy nie trzeba będzie opłakiwać. To pragnienie jest niczym innym jak tęsknotą za życiem pełnym, szczęśliwym, udanym. Nie lękajcie się tej tęsknoty! Nie uciekajcie od niej! Niech was nie zniechęca widok domów, które runęły, pragnień, które obumarły. Bóg Stwórca, dając młodemu sercu ogromną tęsknotę za szczęściem, nie opuszcza go w mozolnym budowaniu domu, któremu na imię życie.

Drodzy Przyjaciele, nasuwa się pytanie: "Jak budować ten dom?" Zapewne to pytanie niejeden raz kołatało do waszych serc i jeszcze niejeden raz się pojawi. To jest pytanie, które nie raz trzeba sobie stawiać. Każdego dnia musi odzywać się w sercu: jak budować ten dom, któremu na imię życie? Jezus, którego słowa zapisane w Ewangelii według św. Mateusza usłyszeliśmy dzisiaj, wzywa nas do budowania na skale. Bo tylko wtedy dom nie może runąć. Co to znaczy budować na skale? Budować na skale to przede wszystkim budować na Chrystusie i z Chrystusem. Jezus mówi: "Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale" (Mt 7,24). Nie chodzi tu o puste słowa, wypowiedziane przez kogokolwiek, ale o słowa Jezusa. Nie chodzi o słuchanie kogokolwiek, ale o słuchanie Jezusa. Nie chodzi o wypełnianie czegokolwiek, ale o wypełnianie słów Jezusa.

Budować na Chrystusie i z Chrystusem znaczy budować na fundamencie, któremu na imię miłość ukrzyżowana. To budować z Kimś, kto znając nas lepiej niż my sami siebie, mówi do nas: "Drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię miłuję" (Iz 43,4). To budować z Kimś, kto zawsze jest wierny, nawet jeśli my odmawiamy wierności, bo nie może zaprzeć się samego siebie (por. 2 Tm 2, 13). To budować z Kimś, kto stale pochyla się nad zranionym ludzkim sercem i mówi: "Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz" (J 8, 11). To budować z Kimś, kto z wysokości krzyża wyciąga ramiona i powtarza przez całą wieczność: "Życie moje oddaję za ciebie, bo cię kocham, człowieku". Budować na Chrystusie to wreszcie znaczy oprzeć wszystkie swoje pragnienia, tęsknoty, marzenia, ambicje i plany na Jego woli. To powiedzieć sobie, swojej rodzinie, przyjaciołom i całemu światu, a nade wszystko samemu Chrystusowi: "Panie, nie chcę w życiu robić nic przeciw Tobie, bo Ty wiesz, co jest najlepsze dla mnie. Tylko Ty masz słowa życia wiecznego" (por. J 6,68). Moi Przyjaciele, nie lękajcie się postawić na Chrystusa! Tęsknijcie za Chrystusem, jako fundamentem życia! Rozpalajcie w sobie pragnienie tworzenia waszego życia z Nim i dla Niego! Bo nie przegra ten, kto wszystko postawi na miłość ukrzyżowaną wcielonego Słowa.

Budować na skale, to budować na Chrystusie i z Chrystusem, który jest skałą. Święty Paweł mówiąc w Liście do Koryntian o wędrówce narodu wybranego przez pustynię, tłumaczy, że wszyscy "pili z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała - to był Chrystus" (l Kor 10, 4). Zapewne nie wiedzieli ojcowie narodu wybranego, że tą skałą był Chrystus. Nie byli świadomi, że towarzyszy im Ten, który stanie się Ciałem, kiedy nadejdzie pełnia czasów. Nie musieli pojmować, że ich pragnienie zaspokajało samo Źródło życia, zdolne żywą wodą zaspokoić pragnienie każdego serca. Pili jednak z tej duchowej skały, którą jest Chrystus, bo tęsknili za wodą życia, bo jej potrzebowali. Wędrując przez życie, może niejednokrotnie nie jesteśmy świadomi obecności Jezusa. Ale właśnie ta obecność, żywa i wierna, obecność w dziele stworzenia, obecność w Słowie Bożym i Eucharystii, we wspólnocie ludzi wierzących i w każdym człowieku odkupionym drogocenną Krwią Chrystusa, ta obecność jest niegasnącym źródłem ludzkiej siły. Jezus z Nazaretu, Bóg, który stał się Człowiekiem, stoi przy nas na dobre i na złe, i pragnie tej więzi, która będzie fundamentem prawdziwego człowieczeństwa. Czytamy w Apokalipsie te znamienne słowa: "Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną." (Ap 3,20).

Drodzy Przyjaciele, co to znaczy budować na skale? Budować na skale, to znaczy również budować na Kimś, kto jest odrzucony. Św. Piotr mówi do swoich wiernych o Jezusie jako "żywym kamieniu, odrzuconym przez ludzi, ale u Boga drogocennym i wybranym" (1P 2,4). Niezaprzeczalny fakt, że Bóg wybrał Jezusa, nie ukrywa tajemnicy zła, które sprawia, że człowiek jest w stanie odrzucić Tego, który go do końca umiłował. To odrzucenie Jezusa przez ludzi, o którym mówi św. Piotr, powtarza się w historii ludzkości i sięga również naszych czasów. Nie trzeba wielkiej bystrości umysłu, by dostrzec wielorakie objawy odrzucania Jezusa, również tam, gdzie Bóg dał nam wzrastać. Jezus niejednokrotnie jest ignorowany, jest wyśmiewany, jest ogłaszany królem przeszłości, ale nie teraźniejszości, a tym bardziej nie jutra, jest spychany do lamusa spraw i osób, o których nie powinno się mówić na głos i w obecności innych. Jeśli w budowaniu domu waszego życia napotykacie na tych, którzy pogardzają fundamentem, na którym budujecie, nie zniechęcajcie się! Wiara mocna musi przejść przez próby. Wiara żywa musi ciągle wzrastać. Nasza wiara w Jezusa musi często się konfrontować z niewiarą innych, by pozostać naszą wiarą na zawsze.

Drodzy Przyjaciele, co to znaczy budować na skale? Budować na skale, to znaczy mieć świadomość, że mogą pojawić się przeciwności. Chrystus mówi: "Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom..." (Mt 7,25). Te naturalne zjawiska nie tylko są obrazem różnorakich przeciwności ludzkiego losu, ale także wskazują na ich normalną przewidywalność. Chrystus nie obiecuje, że na budowany dom nie spadnie ulewny deszcz, nie obiecuje, że wzburzona fala ominie to, co nam najdroższe, nie obiecuje, że gwałtowne wichry oszczędzą to, co budowaliśmy nieraz kosztem wielkich wyrzeczeń. Chrystus rozumie nie tylko tęsknotę człowieka za trwałym domem, ale jest w pełni świadomy wszystkiego, co może zburzyć trwałe szczęście człowieka. Nie dziwcie się więc przeciwnościom, jakiekolwiek są! Nie zrażajcie się nimi! Budowa na skale to nie ucieczka przed żywiołami, które są wpisane w tajemnicę człowieka. Budować na skale znaczy liczyć na świadomość, że w trudnych chwilach można zaufać pewnej mocy.

Drodzy Przyjaciele, pozwólcie, że powtórzę jeszcze raz: Co to znaczy budować na skale? To znaczy budować mądrze. Jezus nie bez powodu przyrównuje tych, co słuchają Jego słów i stosują je w praktyce do człowieka mądrego, który zbudował dom na skale. Głupotą jest bowiem budować na piasku, kiedy można na skale, dzięki której dom będzie mógł się oprzeć każdej zawierusze. Głupotą jest budować dom na takim gruncie, który nie daje pewności przetrwania w najtrudniejszych chwilach. Kto wie, może i łatwiej postawić swoje życie na ruchomych piaskach własnej wizji świata, może łatwiej budować bez Jezusowego słowa, a czasem i wbrew temu słowu. Ale kto tak buduje nie jest roztropny, bo wmawia sobie i innym, że żadna burza nie rozpęta się w jego życiu i w jego dom nie uderzą żadne fale. Być mądrym, to wiedzieć, że trwałość domu, zależy od wyboru fundamentu. Nie lękajcie się być mądrzy, to znaczy nie lękajcie się budować na skale!

Drodzy Przyjaciele, i jeszcze jeden raz: Co to znaczy budować na skale?  Budować na skale to także budować na Piotrze i z Piotrem. Przecież to do niego Pan powiedział: "Ty jesteś Piotr, skała i na tej skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16,16). Jeśli Chrystus, Skała, kamień żywy i drogocenny nazywa swojego Apostoła skałą, to znaczy, że chce, żeby Piotr, a razem z nim Kościół cały, był widzialnym znakiem jedynego Zbawcy i Pana. Tu w Krakowie, umiłowanym mieście mojego Poprzednika Jana Pawła II, słowa o budowaniu na Piotrze i z Piotrem oczywiście nikogo nie dziwią. Dlatego mówię wam: nie lękajcie się budować waszego życia w Kościele i z Kościołem! Bądźcie dumni z miłości do Piotra i do Kościoła, który został mu powierzony! Nie dajcie się zwieść tym, którzy chcą przeciwstawić Chrystusa Kościołowi! Jedna jest skała, na której warto budować dom. Tą skałą jest Chrystus. Jedna jest skała, na której warto oprzeć wszystko. Tą skałą jest ten, do którego Chrystus rzekł: "Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój" (Mt 16,18). Wy młodzi poznaliście dobrze Piotra naszych czasów. Dlatego nie zapomnijcie, że ani ten Piotr, który przygląda się naszemu spotkaniu z okna Boga Ojca, ani ten, który teraz stoi przed wami, ani żaden następny nigdy nie wystąpi przeciwko wam ani przeciw budowaniu trwałego domu na skale. Co więcej, sercem i obiema rękami będzie wam pomagał budować życie na Chrystusie i z Chrystusem.

Drodzy Przyjaciele, rozważając słowa Chrystusa o skale jako odpowiednim fundamencie dla domu, nie możemy nie dostrzec, że ostatnie słowo, to słowo nadziei. Jezus mówi, że choć rozszalały się żywioły "dom nie runął, bo na skale był utwierdzony". Jest w tym Jego słowie jakaś niesamowita ufność w moc fundamentu, wiara, która nie lęka się próby, gdyż jest potwierdzona przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. To wiara, którą po latach wyzna św. Piotr w swoim liście: "Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, drogocenny, a kto w niego wierzy, na pewno nie zostanie zawiedziony." (l P 2, 6). "Na pewno nie zostanie zawiedziony...". Drodzy, młodzi Przyjaciele, lęk przed porażką może czasami zniweczyć nawet najpiękniejsze marzenia. Może sparaliżować wolę i odebrać wiarę, że istnieje dom zbudowany na skale. Może skłonić do uwierzenia, że tęsknota za domem to tylko młodzieńcze pragnienie, a nie projekt na życie. Odpowiedzcie na ten lęk razem z Jezusem: "Nie runie dom, gdy na skale będzie utwierdzony!" Odpowiedzcie na wątpliwości razem ze św. Piotrem: "Kto wierzy w Chrystusa, na pewno nie dozna zawodu!". Bądźcie świadkami nadziei, tej nadziei, która nie boi się budować domu swojego życia, bo dobrze wie, że może liczyć na fundament, który nie zawiedzie nigdy: Jezusa Chrystusa, naszego Pana.

więcej

ŚWIĘTY ANDRZEJ BOBOLA W NASZEJ PARAFII OD STYCZNIA 2022r.

    Od wtorku – 4 stycznia 2022r. - na zakończenie Mszy Świętej o godz. 1800 zainicjowaliśmy Nowennę do Św. Andrzeja Boboli w intencji naszej Ojczyzny. Nowenna ta stałą modlitwą wieczorną w każdy wtorek.

    Zacznijcie mnie czcić – miał powiedzieć św. Andrzej Bobola podczas jednego ze swoich objawień, w dniu 16 V 1987 r., w Strachocinie.

   

 

    Po swojej okrutnej męczeńskiej śmierci 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim, Andrzej Bobola zostaje pochowany w podziemiach jezuickiego kolegium w Pińsku. Po czterdziestu pięciu latach 16 maja 1702 roku objawia się rektorowi Marcinowi Godebskiemu, który przerażony jest nadciągającymi wojskami szwedzkimi. Bobola stając przed nim, robi mu wyrzut, dlaczego nie szuka pomocy u swoich współbraci, którzy zginęli śmiercią męczeńską: jestem wasz współbrat Andrzej Bobola, męczennik. Jeśli odnajdziecie moją trumnę i wyniesiecie ciało do publicznego kultu, ja was uratuję przed najeźdźcami. Ojciec Godebski polecił odszukać trumnę. Przez dwa dni bezskutecznie poszukiwano jej w wilgotnych podziemiach. W drugim dniu Andrzej Bobola objawił się kościelnemu Prokopowi Łukaszewiczowi dokładnie określając miejsce swego pochówku. Trzeciego dnia odnaleziono trumnę, która cała się rozsypała, była bowiem zakopana w ziemi, a oczom ukazało się ciało jakby wczoraj umęczone. Rektor rozpoznał w zmarłym osobę, która nawiedziła go nocą. Mimo tylu lat krew na ciele męczennika była nadal czerwona. Uznano to za cud - szczególnie dla prawosławnych był to wystarczający dowód na świętość. Kult Andrzeja Boboli rozszerzał się błyskawicznie. Kolegium zostało nietknięte przez nadciągające wojska, a podczas szalejącej w okolicach Pińska dżumy nikt w Pińsku nie zachorował. Kolejne objawienie związane z rozwojem kultu Andrzeja Boboli miało miejsce w Wilnie w 1819 roku dominikaninowi O. Alojzemu Korzeniewskiemu, który nie mógł pogodzić się z utratą niepodległości przez Rzeczpospolitą, w nocy objawił się zakonnik. Przywoływałeś mnie w swych modlitwach, więc jestem - rzekł do niego Andrzej Bobola. Po czym polecił mu otworzyć okno. Ojciec Korzeniewski zobaczył rozległą równinę, która była pokryta walczącymi wojskami wielu narodów. Wówczas przekazał mu trzy proroctwa dotyczące Polski: Powiedz Polakom, że gdy skończy się ta wielka wojna, znowu będą na mapach świata, a ja zostanę Głównym Patronem Polski. Gdy będę jej Głównym Patronem, Polska będzie w pełnym rozkwicie.

    Trzecie objawienie miało miejsce dwa tygodnie po Jego kanonizacji w Rzymie, mistyczce Fulli Horak.

    Czwarte i jak dotychczas ostatnie objawienie św. Andrzeja Boboli, który osobiście domagał się kultu, miało miejsce 16 maja 1987 roku w Strachocinie, w 330. rocznicę męczeństwa, ks. Józefowi Niźnikowi. Dowodem na to, że ks. Józef nie mógł wymyślić sobie tego, jest encyklika papieża Piusa XII Invicti Athleta Christi - Niezwyciężony Mocarz Chrystusa, w której pisze, że św. Andrzej Bobola urodził się w ziemi sandomierskiej. Po trzydziestu trzech latach od tego zjawienia ks. Józef Niżnik uważa, że diabeł robi wszystko, żeby Polacy nie rozeznali do końca, kim jest św. Andrzej Bobola: Trudno zrozumieć, dlaczego jest tak pomijany, niedoceniony, mimo, że o Jego obecność w katalogu świętych zadbał sam Pan Bóg, bo gdyby nie objawił się po śmierci, to nigdy by go nie doceniono. Trzeba go mierzyć inną miarą niż innych świętych, dlatego, że innych świętych to ludzie tworzą. Kościół tworzy - w tym znaczeniu, że ludzie dostrzegają w nich jakieś walory świętości i chcą to upamiętnić. Jest „Głównym Patronem Ojczyzny”. Tą godnością obdarzył go sam Bóg i zlecił opiekę nad polskim narodem. Kiedy to mi przekazał, dostarczono mi książkę z objawieniami Fulli Horak, mistyczki z XX wieku. I tam natrafiłem na opis jej spotkania ze św. Andrzejem 3 maja 1938 roku. Ten opis zaparł mi dech - na pytanie: „czy będziesz Patronem Polski?”, On jej odpowiada: Już nim jestem. W tym czasie nie było żadnych nominacji papieskich o Jego patronowaniu, a On jej mówi: Już nim jestem! Bobola został nam dany, żeby ocalić tę resztę, która jest wierząca. Ma nas przeprowadzić przez trudne ,,dziś”. Jeśli będziemy umieli choć trochę naśladować Andrzeja Bobolę, to nie musimy się martwić o przyszłość Polski. Warto powrócić do tego przedziwnego dialogu św. Andrzeja Boboli z mistyczką Fullą Horak. Święty Andrzej Bobola mówi do Niej dalej: nadchodzą znowu czasy ciężkie i trudne. Będę wam pomagał. Gdy Polska będzie w niebezpieczeństwie, ukażę się ogromnym tłumom ludzi. (Nie jest wiadomym, aby św. Andrzej Bobola wtedy ukazywał się tłumom - może dotyczy to obecnych czasów?). Grozi jej obecnie dwóch wrogów. Na pytanie: których? Rzekł: nie wolno mi tego powiedzieć. (Czy wtedy dotyczyło to Niemiec i Rosji, czy chodzi o czasy obecne? Zastanawiające jest stwierdzenie Jerzego Langmana, wieloletniego więźnia Buchenwaldu, po wojnie kapłana, który stwierdził: Największą troską Rosji i Niemiec będzie zapobieżenie, by Polska kiedykolwiek była wielka i nawet politycznie niezależna). Ludzie nie dość gorąco i nie tak jak trzeba zwracają się do mnie. Mogę być bardzo pomocny w zażegnywaniu wielkich katastrof. Mogę nieść ulgę w cierpieniu.

     Czy męczeństwo bolało? Tak, w pierwszych chwilach. Cierpienie to nie mogło być odjęte, gdyż było dobrowolne. Po pewnym czasie ból znieczuliło wewnętrzne widzenie przyszłego życia, które Bóg okupił cierpieniem, przewyższającym wszystkie męczeństwa świata. Miłość Boga i Jego łaska daje wielką moc. Przygotuj cie się, bo idą bardzo ciężkie czasy. Będzie to walka dobra ze złem, jasnych z ciemnymi. Powiedz ludziom, że grożą im straszne rzeczy za to, że zaniedbują sprawy wewnętrznego życia. Możesz mnie zawsze prosić, a wysłucham cię. Błogosławię cię od Boga.

więcej

Pierwsza ekshumacja

Dnia 22 września 1909 roku, trzydzieści lat po pogrzebie, zwłoki św. Bernadety zostały ekshumowane po raz pierwszy i ukazało się nietknięte zepsuciem ciało. Doktorzy Ch. David i A. Jourdan, którzy przeprowadzili pierwszą ekshumację, w swym sprawozdaniu z oględzin napisali:

Trumna została otwarta w obecności biskupa i prefekta Nevers, ich przedstawicieli i wielu innych osób duchownych. Nie zauważyliśmy żadnego zapachu.

Ciało było ubrane w habit zakonu, do którego należała Bernadeta. Habit był wilgotny. Jedynie twarz, dłonie i przedramiona były odsłonięte.

Głowa znajdowała się pochylona w lewą stronę. Twarz była zmarniała i biała. Skóra była przyczepiona do mięśni, a mięśnie – przyczepione do kości.

Oczodoły pokrywały powieki. Nos rozciągnięty i pomarszczony. Usta lekko rozchylone tak, że można było zobaczyć, pozostające na swym naturalnym miejscu, zęby.

Skrzyżowane na piersi ręce były doskonale zachowane, podobnie jak paznokcie. Ręce trzymały różaniec. Na przedramieniu można było zaobserwować żyły.

Stopy były pomarszczone, a paznokcie nietknięte. Gdy zdjęto habit i uniesiono z głowy welon, można było zaobserwować jędrne ciało, naciągniętą skórę […] Jej włosy były krótko podcięte i mocno przylegały do głowy. Uszy były doskonale zachowane […]

Brzuch był napięty, podobnie jak reszta ciała. Dotykany wydawał dźwięk podobny do tektury. Prawe kolano było szersze od lewego. Pod skórą widoczne były żebra i mięśnie. Ciało było takie sztywne, że można było je obrócić w jedną i w drugą stronę.

Zaświadczamy, iż poprawnie spisaliśmy niniejszą deklarację, która w całej swej rozciągłości jest zgodna z prawdą. Nevers, 22 wrzesnia 1909 r., doktorzy Ch. David, A. Jourdan.

 

Druga ekshumacja

W 1919 roku, dziesięć lat po pierwszej ekshumacji, miała miejsce druga ekshumacja ciała św. Bernadety, prowadzona tym razem przez doktorów Talona i Comte’a, w obecności biskupa miasta Nevers oraz delegata policji, a także przedstawicieli prefektury i Kościoła.

Sytuacja przedstawiała się identycznie, jak podczas pierwszej ekshumacji. Oto kilka fragmentów końcowego sprawozdania doktora Comte’a z drugich oględzin:

Po oględzinach stwierdzam, że ciało Czcigodnej Bernadety pozostaje nienaruszone, szkielet kompletny, mięśnie osłabione, jednak dobrze zachowane; jedynie skóra była pomarszczona z powodu wilgoci trumny. […]

Ciało nie wykazywało oznak gnicia ani rozkładu, których naturalnie można byłoby się spodziewać czterdzieści lat po pogrzebie.

Nevers, 3 kwietnia 1919, dr Comte.

 

Trzecia ekshumacja

18 listopada 1923 roku papież Pius XI podpisał dekret uznający heroiczność cnót Bernadety. Po beatyfikacji Świętej przeprowadzono trzecią ekshumację, która miała miejsce 12 czerwca 1925 roku. Jej celem było uzyskanie „relikwii” z ciała kobiety. Kanonizacja nastąpiła osiem lat później, w 1933 roku.

Szczegóły dotyczące tej ostatniej ekshumacji dr Comte zawarł w swoim sprawozdaniu, którego prawnicze sformułowania niekiedy wprawiają w zadziwienie nieprzyzwyczajonych do takiego specjalistycznego języka laików. Dokument ten jednak pozwala nam dokładnie ocenić do jakiego stopnia ciało widzącej z Lourdes zachowało się wolne od rozkładu.

Chciałem otworzyć z lewej strony klatkę piersiową, aby usunąć kilka żeber i następnie wyjąć serce, byłem bowiem przekonany, że będzie się ono znajdować w nienaruszonym stanie. Jednak, ponieważ tułów opierał się z lekka na lewym ramieniu, miałbym utrudniony dostęp do serca.

Skoro matka przełożona wyraziła życzenie, aby nie wyjmować serca Świętej Bernadety – takie też było pragnienie biskupa – zmieniłem zamiary i zamiast otworzyć lewą stronę klatki piersiowej, wyjąłem jedynie dwa żebra z prawej strony, do których miałem najłatwiejszy dostęp.

Podczas tej ekshumacji największe wrażenie zrobił na mnie doskonały stan, w jakim zachowały się, po czterdziestu sześciu latach po śmierci szkielet, włókniste tkanki, giętkie i mocne mięśnie, ścięgna i skóra.

Po tak długim czasie każdy martwy organizm rozpada się, rozkłada i ulega zwapnieniu. Jednak, gdy kroiłem ciało, zorientowałem się, że ma ono konsystencję niemal normalną i miękką.

W tym momencie wobec wszystkich obecnych stwierdziłem, że nie postrzegam tego zjawiska za naturalne.

 

Źródło: Aleteia

więcej

Św. Józef - Patron ludzi zaskoczonych - Katecheza - sierpień 2021r. 

Wśród wielu modlitw jakie znajdujemy w modlitewniku Św. Józefa, jest także modlitwa w nagłej potrzebie. Często nazywa się ją Telegramem. Oto jedna z nich: Święty Józefie, ofiaruję Ci miłość Jezusa i Maryi, jaką żywią ku Tobie. Ofiaruję Ci też uwielbienia, hołdy wdzięczności i ofiary, jakie Ci wierni złożyli przez wieki aż do tej chwili; siebie i wszystkich drogich memu sercu oddaję na zawsze Twej świętej opiece. Błagam Cię dla miłości Boga i Najświętszej Maryi Panny, Twej Oblubienicy, racz nam wyjednać łaskę ostatecznego zbawienia i wszystkie łaski nam potrzebne, szczególnie tę wielką łaskę... Pospiesz mi na ratunek św. Patriarcho i pociesz mnie w mym strapieniu. O św. Józefie, Przyjacielu Serca Jezusa, wysłuchaj mnie. Jeden z portali katolickich zamieścił nawet taką zachętę: Masz pilną sprawę, którą trzeba szybko załatwić? Warto zapoznać się z tą modlitwą do świętego Józefa.

Dlaczego do Św. Józefa zwracamy się w sprawach nagłych i pilnych? Wynika to oczywiście z osobistej pobożności poszczególnego wiernego ale jest to także doświadczenie Kościoła Powszechnego, który realnie doświadcza skuteczności Jego orędownictwa w każdej sprawie. Taka już jest nasza ludzka natura, że jak widzimy jakiś widoczny znak, nikt nie musi nas przekonywać o skuteczności danej praktyki pobożnej. W Ewangelii widzimy tłumy ludzi idących za Panem Jezusem ponieważ widzieli efekt uzdrowienia wielu chorych. Przynosili ich zatem przed Jezusa, aby choć dotknęli frędzla Jego płaszcza. A każdy, kto czynił to z wiarą doznawał uzdrowienia ze swoich dolegliwości.

Kościół także zobaczył skuteczność orędownictwa Św. Józefa. Zachęta, jaką kiedyś kierował do ludzi Św. Józef Marello: Idźcie do Józefa, On się o wszystko zatroszczy. Gdyby Św. Józef nie wyświadczył łaski nie byłby Świętym Józefem, wzięła się właśnie z tego doświadczenia. I warto podkreślić, że jest to przekonanie Kościoła jako wspólnoty ale również indywidualne i osobiste doświadczenie wiernych.

Jest jednak jeszcze jeden argument dla którego wzywamy Św. Józefa w sprawach i nagłych i pilnych, kiedy jesteśmy niemile zaskoczeni jakimś przykrym wydarzeniem. Otóż poznając Jego życie zauważamy, że poradził sobie z wszystkimi niespodziewanymi, nagłymi i trudnymi sytuacjami, na które nie był przygotowany ponieważ nigdy, w życiu żadnego człowieka wcześniej się nie zdarzyły. Nasze życie, pod tym kontem, jest bardziej przewidywalne niż jego. On był w sytuacji dużo trudniejszej ponieważ otrzymał misję wyjątkową w całej historii świata. Otrzymał wyjątkowe powołanie, które już się w historii świata nie powtórzy. Miliony ludzi otrzymuje powołanie do małżeństwa i rodzicielstwa, do stanu wolnego; tysiące do życia konsekrowanego i kapłaństwa. Natomiast nikt z ludzi nie otrzyma już powołania do bycia przeczystym Małżonkiem Niepokalanej Maryi i Przybranym Ojcem Syna Bożego. To właśnie z tym powołaniem i tą misją wiąże się heroizm Św. Józefa w zwycięstwie nad wszystkimi nagłymi i niespodziewanymi sytuacjami, z którymi przyszło mu się zmierzyć tutaj na ziemi. I te wszystkie sytuacje – po ludzku trudne, pełne cierpienia i niezrozumiałe tym bardziej, że ma obok siebie Maryję i Jezusa – zwyciężył. Wyczuwamy więc spontanicznie, że może i nam przyjść z pomocą w naszych trudnych i pełnych zaskoczenia sytuacjach życia. Nie tylko poprzez udzielenie nam potrzebnych łask ale również jako wzór postępowania i podjętych decyzji. Właśnie z tego względu możemy nazwać Św. Józefa Patronem ludzi niemile zaskoczonych. I pod tym patronatem znajdujemy się chyba wszyscy, bo któż z nas nie czuje się w życiu często zaskoczony rozmaitymi problemami, które spadają na nas jak przysłowiowy „grom z jasnego nieba”.

Bardzo często, kiedy spada na nas coś nagłego, trudnego i przykrego, tracimy głowę i zdolność racjonalnego myślenia. Także nasza wiara i zaufanie do Boga nie zawsze nadążają za naszymi stanami psychicznymi - za emocjami i uczuciami. Brakuje nam opanowania i „zimnej krwi”, aby na to, co się wydarza spojrzeć z wiarą i zaufaniem do Jezusa, który obiecał nam, że z nami będzie aż do skończenia świata – a obecność Jezusa to pełne bezpieczeństwo. W trudnych chwilach zapominamy nawet o tym, co jest oczywiste. Podczas burzy na jeziorze Apostołowie, zaczęli krzyczeć z przerażenia, że toną i dziwili się, że Jezus spokojnie śpi na wezgłowiu w tyle łodzi. Św. Piotr, kiedy uląkł się wichru i zaczął tonąć, zapomniał o tym, że umie pływać - był przecież rybakiem.

W sytuacjach nagłych, trudnych i niezrozumiałych, kiedy jesteśmy kompletnie zaskoczeni tym, co się dzieje, mogą się pojawić zasadniczo dwie groźne pokusy. Pierwsza z nich to pokusa sięgnięcia po niegodne i duchowo niebezpieczne środki, narzędzia, czy rozwiązania zaistniałego problemu. Człowiek jest wtedy kuszony do rozmaitych grzechów nieuczciwości – od kłamstwa po korupcję włącznie - bądź jest kuszony przeciw pierwszemu Przykazaniu, kiedy zwraca się o pomoc do osób lub  rzeczywistości duchowo wątpliwych, niejasnych i niebezpiecznych. Drugą groźną pokusą jest załamanie i rozpacz, jako owoc przekonania, że nic nie da się zrobić.    

Chodzi więc o to, aby w chwilach spadających na nas problemów nie „tracić głowy” ale ufnie oddać się pod opiekę Bożą i przy Bogu wytrwać, nie odstępując z drogi Przykazań, Ewangelii i Kościoła ani na krok. Używając środków i narzędzi dobrych i godnych starać się zaradzić temu cierpieniu, które mnie spotkało z jednoczesnym zaufaniem i zawierzaniem wszystkiego Jezusowi - co czyni się na modlitwie. To właśnie czynił Św. Józef. Jego życie było pasmem zaskakujących i trudnych wydarzeń, których po ludzku nie był w stanie zrozumieć – tym bardziej, że obok siebie miał Bożego Syna. Doświadczając tych wszystkich trudnych wydarzeń nigdy nie zszedł z Bożej drogi! Nigdy nie złamał Bożego Przykazania. Nigdy nie zwątpił w Bożą miłość, w Bożą sprawiedliwość i w Bożą opiekę!

Tego właśnie uczy nas Patron ludzi niemile zaskoczonych.

                                                                                                                                                           Ks. Stanisław Kozik OSJ

 

 

Św. Józef Patron powołań - Katecheza na lipiec 2021.

Papież Franciszek, w orędziu na Światowy Dzień Modlitw o Powołania 2021 r., zwrócił uwagę na sny Św. Józefa, które miały niezwykły wpływ na jego wybory. Co prawda wymagały zaufania, męstwa, trudu i zaangażowania ale za to w zamian przyniosły wspaniałe owoce a przede wszystkim wyznaczały i realizowały drogę jego powołania. Papież pisze: Ewangelie opowiadają o czterech snach. Były to boskie wezwania, ale nie było łatwo je przyjąć. Po każdym śnie Józef musiał zmieniać swoje plany i podjąć wyzwanie, poświęcając swoje własne plany, aby dostosować się do tajemniczych planów Boga. Ufał do końca…. bez wahania pozwolił się prowadzić snom. Dlaczego? Ponieważ jego serce było nakierowane na Boga, było już na Niego nastawione. Jego czujne „ucho wewnętrzne” potrzebowało tylko małego skinienia, aby rozpoznać Jego głos. Dotyczy to także naszych powołań… Sny doprowadziły Józefa do wydarzeń, których nigdy by sobie nie wyobraził. Pierwszy zachwiał jego zaślubinami, ale uczynił go ojcem Mesjasza; drugi zmusił go do ucieczki do Egiptu, ale ocalił życie jego rodziny. Po trzecim, który zapowiadał powrót do ojczyzny, czwarty zmusił go do ponownej zmiany planów, kierując z powrotem do Nazaretu, właśnie do miejsca, w którym Jezus miał rozpocząć głoszenie królestwa Bożego.

To co musi nas do głębi zdumiewać to postawa pokornego posłuszeństwa Józefa wobec tych snów, w których co prawda objawia się wola Ojca Niebieskiego ale które co rusz zmieniają jego życie. Józef pozwala się prowadzić i ze spokojem te zmiany przyjmuje. I właśnie ta zgoda na te ciągłe Boże zmiany jest fundamentalnym aspektem każdego powołania. Taka postawa możliwa jest jednak tylko u osób zaangażowanych, gotowych na podjęcie trudu i przez to zawsze gotowych na aktualizację swej drogi życia.

Warto w tym względzie zwrócić uwagę na okoliczność powołania pierwszych uczniów - Pan Jezus powoływał na apostołów ludzi, którzy byli w pracy. Tak jest z Janem, Jakubem, Andrzejem i Piotrem – są rybakami, płuczą i naprawiają rybackie sieci. Podobnie będzie z Lewim Mateuszem, którego Pan powoła podczas jego pracy w komorze celnej. Wydaje się, że pozostałych także spotyka pośród ich codziennych zajęć i wzywa, by poszli za nim zbawiać ludzi – a więc do zajęcia o wiele trudniejszego niż pobieranie podatków, czy łowienie ryb.

A zatem zaangażowanie, pracowitość i zgoda na ofiarę jest fundamentalną cechą osoby powoływanej. Ponieważ Św. Józef jest człowiekiem pracy, dlatego otrzymując we śnie kolejną odsłonę woli Ojca Niebieskiego, wstaje i idzie gdzie każe Pan. Jest zatem prekursorem powołania apostolskiego: otwierając się na głos Ojca idzie za Jezusem. Paradoks powołania Józefa polega na tym, że karmiąc, chroniąc, prowadząc i ucząc Syna Bożego jednocześnie za Nim idzie i realizuje Jego wolę.  

Dzisiaj doświadczamy kryzysu powołań i  dotyka on wszystkich stanów życia. Jest tak dlatego, że wielu ludzi przestało patrzeć na ludzkie życie jako na powołanie – a więc misję i ofiarę. Kryzys powołań związany jest zatem z brakiem wiary i zaufania do Boga oraz z odrzuceniem trudu i ofiary -  a więc z bardzo subtelną formą lenistwa. Dotyczy to także lenistwa duchowego – czyli zaniedbania bądź odrzucenia modlitwy, życia sakramentalnego oraz formacji duchowej. Prowadząc styl życia, który wyraża się w maksymie: rób ta co chce ta, człowiek ulega pokusie wyrafinowanej formy lenistwa, która nie jest bezczynnością, lecz przybiera postać egoistycznego kręcenia się wokół siebie i rozważania: w czym jeszcze sobie mogę dogodzić. Człowiek leniwy - duchowo letni a często nawet oziębły - nie jest zdolny, by śnić i marzyć po Bożemu.

Dlatego Św. Piotr, w swoim liście pisząc o powołaniu, zachęca do pracy i zaangażowania: Dlatego bardziej jeszcze, bracia, starajcie się umocnić wasze powołanie i wybór! To bowiem czyniąc nie upadniecie nigdy. W ten sposób szeroko będzie wam otworzone wejście do wiecznego królestwa Pana naszego i Zbawcy, Jezusa Chrystusa. Dlatego też dodajcie do wiary waszej cnotę, do cnoty poznanie, do poznania powściągliwość, do powściągliwości cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bowiem będziecie je mieli i to w obfitości, nie uczynią was one bezczynnymi ani bezowocnymi przy poznawaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Słusznie więc mówi Papież Franciszek, że Boże wezwanie zawsze popycha do wyjścia, do dawania siebie, do przekraczania siebie. Nie ma wiary bez ryzyka. Tylko ufne poddanie się łasce, odłożenie na bok własnych planów i wygód, pozwala prawdziwie powiedzieć Bogu „tak”. A każde „tak” przynosi owoce, ponieważ wpisuje się w większy plan, który widzimy zaledwie w zarysie, ale który Boski Artysta zna i realizuje, aby uczynić z każdego życia arcydzieło. W tym sensie św. Józef stanowi wzorcową ikonę akceptacji Bożych planów. Jego akceptacja jest jednak aktywna: nigdy nie rezygnuje, ani się nie poddaje, „nie jest człowiekiem biernie zrezygnowanym. Jego uczestnictwo jest mężne i znaczące”.

Módlmy się zatem do Św. Józefa o łaskę, abyśmy się angażowali w nasze życiowe powołanie, o zgodę na wypełnienie się woli Bożej, o otwartość na trud i gotowość na zmianę - jeżeli taka będzie wola Jezusa. Módlmy się i naśladujmy Go  zwłaszcza wtedy, kiedy przychodzi pokusa zniechęcenia. Módlmy się także za innych, aby Św. Józef pomagał wszystkim - zwłaszcza ludziom młodym - w rozeznawaniu, realizowaniu Bożych marzeń wobec nich; oby inspirował do odważnego przedsięwzięcia, by powiedzieć „tak” Panu, który zawsze zaskakuje i nigdy nie zawodzi!

                                                                                   

 

 

Przymierze Serc: Najświętszego Serca Jezusa, Niepokalanego Serca Maryi i Przeczystego Serca Św. Józefa.

Katecheza  na czerwiec 2021  

           

            Najbardziej znany i szeroko rozpowszechniony jest kult Najświętszego Serca Jezusa. Kult ten, chociaż kształtował się stopniowo sięga starożytności chrześcijańskiej. Wyrasta z przekazu Świętego Jana Ewangelisty, który ukazał w Ewangelii scenę przebicia boku Chrystusa na Krzyżu. „Gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł nie łamali mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda.” (J 19, 33-34). Ojcowie Kościoła i cała tradycja chrześcijańska odczytywali tę scenę w ten sposób: z przebitego boku Jezusa, z Jego boskiego Serca wypłynęły zdroje zbawczych łask. Kluczową rolę w rozwoju kultu Serca Jezusowego odegrała Św. Małgorzata Maria Alacoque, francuska zakonnica żyjąca w XVII wieku, która doznała licznych objawień Jezusa o Jego Sercu. Św. Małgorzata widziała Serce Zbawiciela kilkadziesiąt razy jako Serce krwawiące, przebite włócznią, Serce w ogniu płomieni, Serce otoczone cierniami, Serce z zatkniętym krzyżem.

Jezus zawsze mówił o wielkiej miłości Swego Serca ku ludziom: „Moje boskie Serce tak płonie miłością ku ludziom, że nie może dłużej utrzymać tych płomieni gorejących zamkniętych w moim łonie.” Ale też powtarzał, że Jego Serce w zamian za Swoją Miłość otrzymuje gorzką niewdzięczność, wzgardę, nieuszanowanie, lekceważenie, oziębłość i zapomnienie. W jednym z objawień Jezus zażądał ustanowienie święta Najświętszego Serca Jezusowego. Objawił Św. Małgorzacie także to by wprowadzono nabożeństwa wynagradzające za grzechy, praktykowania dziewięciu pierwszych piątków miesiąca ze spowiedzią i komunią świętą wynagradzającą, oraz dał tym, którzy to wypełnią powszechnie znane dwanaście obietnic Jego boskiego Serca.

Piękne świadectwo o Bożym Sercu zapisane w Dzienniczku daje Św. Faustyna. W jednym z objawień Jezus mówi do niej: „Teraz połóż głowę na piersiach moim, na Sercu moim i zaczerpnij z Niego siły i moc na wszystkie cierpienia, bo gdzieindziej nie znajdziesz ulgi, pomocy, ani pociechy” (Dz 36).

Św. Jan Paweł II wielokrotnie nawiązywał do czci Najświętszego Serca Jezusowego widząc w Nim najdoskonalszy znak Boga. Nauczał, że z Serca Jezusowego przebitego na krzyżu, wytrysnęło wiekuiste źródło życia, zrodził się człowiek odkupiony od grzechu. Człowiek potrzebuje serca Jezusa, aby poznawać Boga i siebie samego i by móc budować cywilizację miłości.

Dobrze, że dla umocnienie naszej wiary i pobożności 11 czerwca br. w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie został ponowiony przez biskupów polskich akt poświęcenia narodu Polskiego Sercu Jezusowemu. Kult Niepokalanego Serca Maryi jest ściśle związany z kultem Serca Pana Jezusa.

Serce Maryi przy Sercu Jezusa, Serce Matki zawsze przy Sercu Syna. Kult Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny znajduje oparcie w słowach zapisanych w Ewangelii Św. Łukasza; raz w związku z adoracją pasterzy przy żłóbku: „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19), a drugi raz po odnalezieniu w świątyni zagubionego Jezusa: „A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (Łk 2,51).

Nad Niepokalanym Sercem Maryi snuli swoje refleksje Ojcowie Kościoła jak Św. Augustyn, Św. Leon Wielki, czy w średniowieczu Św. Bonawentura. Wielkimi czcicielami Niepokalanego Serca Maryi byli Św. Brygida i Św. Franciszek Salezy.

Datę przełomową w rozwoju kultu Niepokalanego Serca Maryi były objawienia Maryi w Fatimie w 1917 roku. Maryja zachęcała dzieci Fatimskie do praktykowania i rozszerzania kultu Jej Serca w intencji nawrócenia grzeszników. Podała dwa sposoby wynagradzania ze grzechy świata: pierwszy to przyjmowanie komunii świętej wynagradzającej, a drugi to odprawianie pięciu pierwszych sobót miesiąca ku czci Jej Niepokalanego Serca.

Wiek XX to wiek straszliwych doświadczeń ludzkości, pozbawiony serca, potrzebował tego by ukazać mu wzór miłości w największym ludzkim Sercu – Niepokalanym Sercu Maryi. Papież Pius XII dnia 8 grudnia 1942 roku, podczas najciemniejszej nocy wojennej poświęcił ludzkość, cały świat Niepokalanemu Sercu Maryi. Biskupi polscy tego aktu dokonali na Jasnej Górze w dniu 8 września 1946 roku.

Kult Niepokalanego Serca Maryi jest ściśle związany z kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa, bowiem nie da się rozdzielić, o czym wszyscy wiemy Serca Matki od Serca Syna. Bowiem Maryja pod swym Serce nosiła w Sym łonie bijące Serce swojego Syna. Dlatego też Maryja w swoich objawieniach prosi zawsze o nawrócenie grzeszników, bo grzechy jak ostrza włóczni przebijają Serce Jezusa i jej Serce, woła o odmawianie różańca i o pokutę. Starsi z nas pamiętają, że na ścianach naszych domów wisiały obok siebie dwa obrazy Najświętszego Serca Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi – świadczące o tym szczególnym Przymierzu Serc, o ich miłości wzajemnej, jedności a także o miłości Serc do każdego człowieka, nawet najbardziej pogubionego i grzesznego.

            W jednej z pieśni ku czci Świętej Rodziny śpiewamy: „dobrze złączone imiona one – Jezus, Maryja, Józef …”, kierując się myślą naszych rozważań należałoby powiedzieć, a nawet mocno podkreślić: dobrze złączone Serce Jezusa, Serce Maryi i Serce Św. Józefa.

8 grudnia 2020 roku Ojciec Św.  Franciszek ogłosił Rok Świętego Józefa – spełniły się prorocze słowa Marty Robin, że wiek XXI będzie wiekiem Św. Józefa. Obserwujemy dynamiczny rozwój kultu Św. Józefa – można by powiedzieć, że Św. Józef wychodzi z cienia. Wcześniej również praktykowany był kult Św. Józefa, bo do jego znaczącego rozwoju przyczyniły się ogłoszenie w 1870 roku przez papieża Piusa IX Św. Józefa Patronem Kościoła Powszechnego, czy Adhortacji Apostolskiej Redemptoris Custos Św. Jana Pawła II. Ostatnio mocny impuls kult ten otrzymał w Liście Apostolskim Patris corde  papieża Franciszka.

Jakby zapowiadając swój wiek, pod koniec ubiegłego wieku w 1994 roku przebywającemu w Manaus, stolicy Amazonii w Brazylii 22 – letniemu studentowi Edsonowi Glauberowi objawiła się Św. Rodzina: Józef wraz z Maryją i Dzieciątkiem. Objawienia te trwały także po jego powrocie do rodzinnej miejscowości Itapiranga. Maryja prosiła w nich o modlitwę, o nawrócenie, częste korzystanie z sakramentu pokuty bo jako Królowa różańca świętego i pokoju chce ratować świat. Wraz ze swoim Synem Jezusem Chrystusem prosiła też o nabożeństwo do Przeczystego Serca Św. Józefa, które Bóg daje na ratunek światu „Ojciec Przedwieczny życzy sobie, aby nabożeństwo do Przeczystego Serca Św. Józefa rozszerzało się na całym świecie bo jest On Patronem Kościoła. To nabożeństwo zostało przygotowane na czasy ostateczne i dzisiaj właśnie przychodzę, by objawić światu tę wielką łaskę i dobrodziejstwo Ojca Niebieskiego” (objawienie z dnia 2 grudnia 1995 roku).

W tym samym objawieniu Maryja objaśniała istotę nabożeństwa pięciu pierwszych śród miesiąca poświęconych Św. Józefowi, „ … każdy kto w tym dniu przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej otrzyma niezliczoną ilość łask, a także wielkie łaski Przeczystego Serca Św. Józefa. Tak jak powiedziałam jest to nabożeństwo na czasy ostateczne.”

1 marca 1998 roku Św. Józef ukazał się w Itapiranga Edsonowi i przekazał mu Swoje orędzie: „Mój drogi synu, nasz Pan Bóg przysłał mnie, abym powiedział ci o łaskach, jakie ześle na świat przez szczególne nabożeństwo do mojego Przeczystego Serca. Przez to nabożeństwo wiele dusz zostanie uratowanych z rąk diabła. Bóg, nasz Pan pozwolił mi odkryć przed tobą obietnice mojego Serca. Tak jak ja jestem sprawiedliwy przed obliczem Pana, tak wszyscy, którzy będą mieli cześć do mojego Serca, będą również czyści, prawi i święci przed Jego Obliczem. Wypełnię was tymi łaskami i cnotami, sprawiając, że każdego dnia będziecie wzrastać w świętości.”

Objawienia te zostały zatwierdzone w 2010 roku przez biskupa miejsca, Biskupa Carilla Grittiego jako mające pochodzenie nadprzyrodzone.

            Orędzie z Itapiranga skupione jest na nabożeństwie do Przeczystego Serca Św. Józefa, który stać się ma ratunkiem na nasze czasy. Przeczyste Serce Św. Józefa jest ściśle zjednoczone z Najświętszym Sercem Jezusa i Niepokalanym Sercem Maryi – jest to szczególne Przymierze Serc. W czasie tych objawień Św. Józef wyraził pragnienie by poświęceniu Jemu i Jego Przeczystemu Sercu towarzyszyło umieszczanie wizerunku Jego Serca w obecności Serca Jezusa i Maryi. Obiecał, że będzie się troszczył o te miejsca jak o mały Nazaret, by promieniowały jednością serc, ducha i modlitwy. Życzeniem Nieba było, aby także przez ów obraz ukazujący tajemnice Bożej Miłości w Sercu Jezusa, Maryi i Józefa, dokonywała się duchowa przemiana.

Jak praktykować nabożeństwo do Przeczystego Serca Św. Józefa? W każdą z pięciu pierwszych śród trzeba przystąpić do sakramentu pokuty, uczestniczyć we Mszy Świętej i przyjąć Komunię świętą. Dobrze jest odmówić modlitwę do Św. Józefa np. Pomnij, o najczystszy Oblubieńcze Maryi … lub Do Ciebie Św. Józefie … albo modlitwę przeznaczoną na poszczególną pierwszą środę nabożeństwa. Można również odmówić Litanię do Św. Józefa.  

Przede wszystkim należy się starać naśladować Św. Józefa w Jego oddaniu Jezusowi i Maryi. Św. Józef zaprasza każdego z nas z ojcowską miłością: „Przychodźcie moje drogie dzieci do mojego Serca, które jest ściśle zjednoczone z Sercem Jezusa i Maryi. Przyjmijcie Jego miłość bo jest Ono otwarte dla was wszystkich, dla umocnienia waszej miłości i waszych kroków ku świętości. (…) Chcę, abyście także w moim Sercu zaznali słodyczy miłości i pokoju. Ja jestem także przy was, bo jestem wszędzie tam gdzie jest Jezus i Maryja i czuwam nad wami. (…) Pragnę opiekować się wami, tak jak opiekowałem się Jezusem i Maryją, ale to wy, drogie dzieci, musicie przyjść do mojego Przeczystego serca i otworzyć wasze Serca na działanie Miłości.

                                                                                              Ks. Józef Gucik OSJ

 

 

 

Św. Józef Patron i Opiekun Pracujących - katecheza maj 2021

     Dnia 1 maja 1955 r. tłumy pielgrzymów z Włoch i całego świata wypełniły Plac Świętego Piotra w Rzymie. Największą grupę stanowili członkowie katolickich związków robotniczych, robotnicy katoliccy i ich rodziny. Okazja była szczególna bowiem Papież Pius XII na prośbę katolickiego świata robotniczego, w czasie audiencji, miał ogłosić świętego Józefa Patronem Pracujących, ustanawiając święto świętego Józefa Robotnika. Ojciec święty przemówił do zgromadzonych na Placu Świętego Piotra tymi słowami: „Katoliccy robotnicy muszą się starać o to, aby ich towarzysze pracy wyczuwali obecność Chrystusa przy pracy. Aby osiągnąć ten cel, nie wystarczy, aby zadowalali się oni wykonywaniem obowiązków nałożonych na nich, w odniesieniu do ich religii w ich własnym życiu. Muszą oni koniecznie pogłębiać swą wiarę i wiedze religijną, oraz zapoznawać się z prawdami wiary i moralności objawionej przez Boga a nauczanymi przez Kościół Święty. W szczególności muszą oni wiedzieć w jaki sposób zastosować te nauki do praw i obowiązków w dobie obecnej. Żaden z robotników nie był bardziej przejęty prawdziwym duchem  chrześcijańskim, niż Ojciec przybrany Jezusa. Robotnik katolicki nie mógłby więc mieć lepszego Patrona i Opiekuna od św. Józefa, który nie tylko usposabia w oczach Boga i Kościoła godność robotnika, lecz jest jednocześnie wiernym stróżem robotnika i jego rodziny.”

       Ojciec Święty Pius XII, kierując się miłością, solidaryzując się ze wszystkimi, których profesją jest trud, wysiłek, znój pracy oddał wszystkich pracujących pod opiekę św. Józefa; nadając charakter chrześcijański „Świętu Pracy” 1 maja. Często wskazywał w swoim nauczaniu na św. Józefa jako opiekuna wszystkich klas społeczeństwa i wszystkich zawodów.

        Żyjemy w czasie wielkiego i różnorodnego postępu: wieki XX i XXI to czas wielkiego rozwoju cywilizacji, kultury, medycyny, techniki, cybernetyki …, wieki wielkich wynalazków, ogromnego rozwoju umysłu ludzkiego. Człowiek zdobył księżyc, kosmiczne rakiety dotarły na Marsa, nastąpił niebywały rozkwit ludzkiej myśli (mówimy o geniuszu ludzkiego umysłu), rozwój pracy fizycznej: maszyny, roboty, automaty zastępują człowieka. Dzisiaj już nie nazwisko, tytuł, ale właśnie praca stały się sprawdzianem wartości człowieka. Człowiek tyle znaczy, ile sam zdobędzie i wypracuje.

      Jednak wartości materialne nie potrafią uczynić człowieka szczęśliwym, zaspokoić jego tęsknot, oczekiwań, bo oprócz dóbr materialnych, potrzebujemy dóbr duchowych, a te zgromadzone są „w magazynach Bożych”. Są one przeróżne jak choćby ukochanie dobra, piękna, prawdy, a także miłość, dobroć, życzliwość, uczciwość, sprawiedliwość, szacunek do drugiego człowieka, szacunek do siebie, odpowiedzialność za siebie, za swoje postępowanie oraz odpowiedzialność za innych.

      Ksiądz Prof. Czesław Bartnik („Ręka i myśl”) pisze, że praca jest działaniem zmierzającym, świadomie lub nieświadomie, do podtrzymania rozwoju i spełnienia bytu ludzkiego „rozpoczętego” w dziele stworzenia świata i człowieka przez Boga. W ten sposób dobra praca staje się dobrocią, miłosierdziem, odpowiedzialnością, doskonałością, jednym z głównych składników postawy religijności. Zakładając w sobie pewną wizję świata, poglądy społeczne jest ważnym czynnikiem jedności, pokoju, dialogu i współdziałania ludzkości. Praca staje się odpowiedzią na każdy rodzaj ludzkiego powołania, odpowiedzią na wezwanie Boga - „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28) - staje się zarodkiem wieczności.

      Dzięki pracy możemy działać na chwałę Bożą, służyć drugiemu człowiekowi i rozwijać swoje zdolności: czyli realizować siebie w życiu. Dlatego każdy z nas powinien bronić się przed tym by praca nie stała się bożkiem, który oddala nas od bliźnich np. przez brak czasu dla nich (niszcząc międzyludzkie relacje, czyniąc człowieka niewolnikiem wydajności).

     Aby nie zagubić się wśród naszych różnorodnych zajęć, dążenia do sukcesu za wszelką cenę, nasze myśli skierujmy ku osobie Św. Józefa Robotnika vel Rzemieślnika wzywając Jego opieki, bowiem On pokazuje nam wartość i godność pracy, jej właściwy kierunek, którym jest służba drugiemu człowiekowi, zwłaszcza swojej rodzinie, a przez to służba Panu Bogu.

     Ojciec Święty Franciszek w Liście Apostolskim „Patris corde” podkreśla: „W naszych czasach, w których praca zdaje się stanowić ponownie pilne zagadnienie społeczne, a bezrobocie osiąga niekiedy zdumiewający poziom …, konieczne jest zrozumienie z odnowioną świadomością znaczenia pracy, która nadaje godność i której nasz Święty jest przykładnym Patronem …, praca staje się okazją do rozwijania swoich przymiotów i cech, oddając je na służbę społeczeństwa i wspólnoty. Praca staje się okazją nie tylko do spełnienia samego siebie, ale przede wszystkim dla tej podstawowej komórki społeczeństwa, jaką jest rodzina.” (Pc 6).

            Święty Józef urodził się i żył w Ziemi Świętej (z wyj. okresu pobytu na emigracji w Egipcie), podbitej przez Cesarstwo Rzymskie. Silne były tu już od dawna wpływy greckie, a więc pogańskie. Wielki filozof grecki Arystoteles głosił, że zajęciem godnym wolnego człowieka jest tylko trud myślenia; filozofia, nauka abstrakcyjna, albo trud wojownika walczącego o dobro państwa. Praca fizyczna natomiast nie jest godna człowieka wolnego, jest to zajęcie niewolników. Podobno każdego człowieka można odczytać z mowy oraz z uczynków. Ewangelie zanotowały niektóre uczynki Józefa i ani jednego słowa. Nie zanotowano ani jednego słowa człowieka, który przez tyle lat przebywał z Jezusem i Maryją, troszczył się o nich, bronił, był Głową Świętej Rodziny, Jej opiekunem i żywicielem. Jego życiorys napisano w Ewangelii milczącymi czynami.

      Święty Józef był człowiekiem zwyczajnej, żmudnej, nie efektownej, prawie nie zauważalnej pracy. Od taki sobie cieśla ! Pracą swoich rąk zarabiał na wszystko co nazywamy „chlebem codziennym” dla siebie i swoich najbliższych. Tak jak dzisiaj miliony ludzi swoją ciężką, monotonną pracą fizyczna czy umysłową, praca prostą, zwyczajną, czy korzystając ze zdobytej wiedzy i osiągnięć techniki, zdobywają środki utrzymania dla siebie i swoich rodzin. Jako głęboko wierzący Izraelita, przestrzegający Bożego prawa wiedział, że taki jest Jego obowiązek „w pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie” (Rdz 3,19).

     Rozumiał wartość pracy fizycznej,  nie wstydził się jej pomimo że pochodził z królewskiego rodu, zamiast królewskiego berła trzymał w ręce piłę lub hebel. Głęboko rozumiał sens swojej pracy, swojego życia ofiarowanego Maryi i Jezusowi. Istotny bowiem sens pracy w duchu wiary polega na tym, by nie tylko zapewniała ona byt materialny, ale była także służbą Bogu – oddaniem chwały Bogu nie tylko słowami modlitwy, ale również codzienną pracą, codziennym trudem, wtedy najzwyklejszy rodzaj pracy (np. sprzątanie, malowanie, wywóz śmieci, itp.) staje się najpiękniejszym hymnem ku czci Stwórcy.

     „Ora et labora” – módl się i pracuj -  tak uczy nas Święty Benedykt. Taka praca prowadzi do uczestnictwa w Bożym dziele stwarzania, poprzez rozwój i przemianę świata. Pod koniec XIX wieku Papież Leon XIII w Encyklice o znaczeniu Świętego Józefa (Quamquam pluries) pisał: „Ubodzy, rzemieślnicy i wszyscy ludzie miernego stanu mają jakoby osobliwe prawo uciekania się do Świętego Józefa i stawiania go sobie za wzór do naśladowania. On bowiem, chociaż pochodził z rodu królewskiego i był złączony węzłem małżeńskim z Najświętszą między wszystkimi niewiastami i uważany był za ojca Syna Bożego, przecież spędził życie i zarabiał rękami – na to wszystko co było potrzebne do utrzymania rodziny.

            Przy warsztacie Józefa Jezus uczył się wartości człowieczego trudu, ludzkiej pracy

     „Czyż nie jest On synem cieśli?” (Mt 13,55). Dziwili się mieszkańcy Nazaretu, których nauczanie Jezusa w Synagodze napełniło zdumieniem, ale jak to podkreślają niektórzy starożytni pisarze również w stwierdzeniu tym przejawiała się kpina: od, takie nic, „syn cieśli”. Również Ewangelista Marek wspomina: „czyż nie jest to cieśla” (Mk 6,3).

     Święty Justyn żyjący w II wieku po Chrystusie w „Dialogu z Tryfonem” pisze „Gdy Jezus przybył nad Jordan ludzie mniemali, że jest synem cieśli Józefa. Był postaci niepozornej, jak głosiły Pisma, a uchodził za cieślę, bo przebywając wśród ludzi, ciesielskie wykonywał prace, pługi, jarzma na woły, ucząc symbolów sprawiedliwości i życia pracowitego”.

     Być może te wiadomości przekazali Świętemu Justynowi jego dziadkowie, mogli mu opowiedzieć to co widzieli własnymi oczyma.

            Święty Józef uczy nas, że każda fizyczna, czy umysłowa praca jaką wykonuje człowiek jest powołaniem i zadaniem, które człowiek otrzymuje od Boga. Ważne jest właśnie to, by pracy nadać właściwy sens, nie stawiać jej na piedestale, nie otaczać jej kultem, nie robić z niej ideologii – ale też nie unikać podejmowania swoich obowiązków, nie unikać pracy, nie składać jej ciężaru na barki innych. „Wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa, dziękując Panu Bogu przez Niego” (Kol 3,17). Te słowa Święty Paweł wypowiedział jakby w imieniu Świętego Józefa, który wszystko czynił dla Jezusa, ze względu na Niego i czynił to z sercem. Jezus przykłada swe ręce do każdej uczciwej ludzkiej pracy. Przyszedł na świat nie po to aby mu służono, lecz, aby służyć i uczy nas że uczciwie wykonana praca, jest jednym z największych aktów miłości Boga i bliźniego.

        Pamiętajmy jednak o tym, że praca nie może całkowicie zdominować człowieka, praca dla pracy, pracoholizm nie mają nic wspólnego z chrześcijańskim sensem pracy. Prawo do odpoczynku dał człowiekowi sam Bóg swoim przykładem, w zapisie dzieła stworzenia świata – w siódmym dniu odpoczął (Rdz 2,2-3).

     Wiele pięknych obrazów przedstawia Świętego Józefa z Dzieciątkiem Jezus na ręku, trzymającego Jezusa na kolanach, przy warsztacie – przy którym uczy Jezusa pracy stolarskiej, ciesielskiej; ale też na wielu obrazach widzimy sceny wspólnej modlitwy – uwielbienia Boga Ojca. Wybrał się też z pielgrzymką z Maryja i Jezusem do Jerozolimy. Mimo że był zapracowany miał czas dla swoich najbliższych. Tego też nas uczy Patron Pracujących – mieć czas dla bliskich, dla żony, męża, dzieci, starszych rodziców – mieć czas dla rodziny, bo niestety nieobecność w domu, zwłaszcza matki czy ojca, to jedna z wielkich tragedii naszych czasów, której skutki aż nadto często obserwujemy. Niech Święty Józef przypomina nam zawsze wartość, szlachetność i świętość pracy ludzkich rąk i ludzkiego umysłu, niech będzie dla nas wzorem łączenia, harmonizowania ze sobą wartości materialnych i wartości duchowych, modlitwy i pracy, ducha i czynu.

                                                                                 

                                                                               Ks. Józef Gucik OSJ

 

 

 

 

 

Katecheza - Św. Józef Wzór Małżonków – kwiecień 2021

 

Każdy człowiek przeżywa różnego rodzaju problemy i wątpliwości z którymi nie potrafi sobie poradzić: w domu, w szkole, w pracy, w środowisku w którym żyje, w towarzystwie w którym przebywa; niezależnie od wieku i życiowych zadań. Dochodzi czasem do sytuacji, że bezradnie opadają ręce, brakuje sił i rodzi się pytanie: co dalej ?, jak dalej żyć ?. By dać odpowiedź, chcę wskazać na postać świętego Józefa, który na swojej drodze życiowej musiał radzić sobie z wieloma problemami, z sytuacjami, które go po prostu przerastały.

 

Niewiele wiadomości o świętym Józefie znajdujemy w Ewangeliach (św. Mt, św. Łk). Rodowody i krótka notatka w Ewangelii św. Łukasza wskazują na pochodzenie Józefa z rodu króla Dawida, z miasta Betlejem. „W owym czasie wyszło rozporządzenie cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. […] udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby dać się zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna (ŁK 2,1; 4,5). Krótkie wzmianki mówią, że był mężem sprawiedliwym i cieślą, więcej informacji podają pisma apokryficzne, niejednokrotnie ubarwiając tę postać. W nich można wyczytać, że za panowania króla Heroda Wielkiego, na pół pogańskiego Idumejczyka, prześladowani potomkowie Dawida szukali schronienia we wsiach i miasteczkach Palestyny, oddając się rolnictwu, pasterstwu, czy rzemiosłu. Między nimi znalazł się też święty Józef, nauczył się ciesielstwa i stolarstwa i za pracą trafił do Nazaretu. Był to pracowity, liczący ok. 20 lat młody mężczyzna pełen życiowego wigoru a zarazem prawdziwy Izraelita przestrzegający przykazań, praw i zwyczajów religijnych. Jako takiego młodego przystojnego mężczyznę przedstawia go wybitny malarz hiszpański Esteban Murillo. Tutaj spotkał Maryję: piękną, czystą, skromną, pobożną i pracowitą dziewczynę, która mogła mieć ok. 14 lat. Pokochali się wzajemnie, zaczęli pewnie żyć marzeniami i planami o wspólnym życiu. Była to czysta miłość; tym co ich łączyło obok wsłuchiwania się w głos serca, była także umiejętność wsłuchiwania się w głos Boga. Znowu sięgnijmy do apokryfów, które mówią, że Maryja już w wieku trzech lat oddana była do świątyni Jerozolimskiej na służbę Bogu. To tutaj zapewne ofiarowała Bogu swoje dziewictwo, oddała się Bogu całkowicie. Dlatego warunkiem ich małżeństwa było zachowanie czystości w małżeństwie. Józef, młody mężczyzna, od wieków ukształtowany w Bożej myśli i przewidziany na Opiekuna i ziemskiego ojca Syna Bożego zgodził się na ten warunek, by razem z Maryją iść drogą czystości dziewiczego małżeństwa. Historia zna wiele takich par małżeńskich, choćby małżeństwo św. Kingi i księcia Bolesława Wstydliwego. Tak więc Józef wybierając Maryję za małżonkę, zobowiązując się do zachowania małżeńskiej czystości, zaakceptował (nie wiedząc jeszcze o tym) Boży plan, który przewidywał Maryję na Matkę Syna Bożego a jego samego na ziemskiego ojca Jezusa.

 

Ślub żydowski odbywał się w dwóch etapach. Pierwszy z nich to dosłownie „nabycie” żony. (Przyszły mąż przekazywał pewną sumę pieniędzy jako zabezpieczenie żony w razie jej oddalenia). To przygotowanie do wspólnego małżeńskiego życia, można  nazwać narzeczeństwem (Pwt 22,23;24) oraz (Mt 1,19). Małżonkowie nie mieli jednak jeszcze prawa do wspólnego zamieszkania. To był czas na uświadomienie sobie, że do małżeństwa, świętego związku dwojga osób, trzeba jeszcze bardziej dojrzeć, podejść z powagą, bojaźnią Bożą. Według prawa żydowskiego byli już małżeństwem, nie mogli już zawrzeć związku małżeńskiego z nikim innym. Kobieta, żona podlegała już władzy małżonka. Po czasie trwającym około roku urządzano zaślubiny, podczas których najważniejszym momentem było wprowadzenie narzeczonej do domu narzeczonego. To był drugi etap małżeństwa; zamieszkanie razem. Wydarza się jednak coś co całkowicie zmienia sytuację, przekreśla plany, marzenia Józefa o wspólnym domu, o rodzinie. „Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego Maryi z Józefem, wpierw nim  zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego” (Mt 1,18). Święty Łukasz dodaje po tym fakcie, że Maryja udała się do swej krewnej Elżbiety w góry, do miasta w pokoleniu Judy, by pomóc swej starszej już krewnej w ostatnich miesiącach jej ciąży. Była tam około 3 miesięcy, prawdopodobnie do narodzin syna Elżbiety i Zachariasza, Jana.

 

Józef tęsknił i czekał na powrót ukochanej Maryi. I tu zaczynają się w życiu Józefa „schody”. Spotkała go przykra niespodzianka. Maryja była w widocznej już ciąży. Zaskoczony tym faktem Józef stanął przed dylematem: albo skorzystać z przysługującego mu prawa i skazać Maryję na zniesławienie a być może i śmierć  przez ukamienowanie, albo potajemnie oddalić Maryję i wziąć winę na siebie. Józef; nie znając jeszcze prawdy o poczęciu Bożego Syna; postanowił poświęcić własną reputację, własne dobre imię na ołtarzu niesławy. Dlaczego ?. Bo kochał Maryję !Ale Bóg wziął sprawy w swoje ręce, objawił Józefowi przez Anioła swoją wolę i zadanie do wypełnienia, które mu wyznacza. „Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1, 20-21). Dzięki posłuszeństwu Bogu przezwyciężył swój dramat i ocalił Maryję” (Patris Corde 3).  Józef, nie zważając na ludzką opinię wprowadził Maryję do swego domu, zaufał Bogu, a w Bogu zaufał Maryi. „Można nieomal czytać w myślach Józefa. Odejście od brzemiennej Maryi wydawało mu się rzeczą najwłaściwszą. Nikt nie wie, ilu mężczyzn myśli podobnie. Wciąż słyszy się skargi kobiet, że zostają same, porzucone, gdy tylko dochodzi do konfliktu na tle pierwszej, czy kolejnej ciąży. Każdemu zaś przyszłemu ojcu Bóg zapewne chciałby powiedzieć to, co wyjawił Józefowi: „Twoje miejsce jest u jej boku !” (Miesięcznik „Image”, księża Werbiści).

           

Józef posłuchał tych słów, gdyby dzisiaj przyszli ojcowie posłuchali, tak jak święty Józef, nie byłoby aborcji, okien życia, domów samotnych matek, matek samotnie wychowujących dzieci, mniej tragedii odrzuconych dzieci.

           

Tyle mówi się o kryzysach małżeńskich w naszych czasach. Właśnie ta sytuacja, po powrocie Maryi do Nazaretu, gdy okazało się, że jest brzemienna, a Józef zamierzał oddalić Ją potajemnie była pierwszym, ale i jedynym kryzysem w ich małżeństwie. A jednak Józef potrafił spojrzeć na problem nie tylko przez pryzmat własnej osoby, swojego honoru, swoich ambicji; posłuchał głosu Boga. Nazywamy świętego Józefa wzorem wierności małżeńskiej, jakże to ważne w naszych czasach. Dzisiaj wzrasta liczba rozpadających się małżeństw z błahych powodów, często kwitowanych prozaicznym hasłem: „niezgodność charakterów”, wciąż wzrasta liczba związków na próbę, liczba związków partnerskich, a przecież małżeństwo to Boży zamysł. Do każdej żony i do każdego małżonka Bóg mówi, jak do świętego Józefa: nie bój się, nie lękaj się, ale mówi też: „co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela”. Budowanie wspólnego „My” kosztuje, potrzeba dojrzałości i odpowiedzialności Maryi i Józefa by stworzyć ze słów „ Ja” i „ Ty” słowo „My”; mimo naszych braków, słabości, egoizmu, wygodnictwa; a czasem wbrew wszystkiemu, wbrew różnym radom nawet najbardziej „życzliwych”.

             

Ewangelie Mateusza i Łukasza dają przykłady pełnej dojrzałości i odpowiedzialności Józefa za Maryję; swoją Małżonkę i Bożego Syna. Poprzez zwykłą troskę jak szukanie miejsca w Betlejem, opieka nad Maryją i Dzieciątkiem, obrzęd obrzezania, nadanie Dzieciątku imienia Jezus, ofiarowanie w Świątyni (zgodnie z prawem), ucieczkę do Egiptu, powrót do Nazaretu, pielgrzymkę do Świątyni w Jerozolimie i życie codzienne w Nazarecie; Józef stanął na wysokości zadania zleconego mu przez Pana Boga „Syn Wszechmogącego Boga przychodzi na świat, przyjmując stan wielkiej słabości, staje się tym, który potrzebuje Józefa by był broniony, chroniony, otoczony opieką, wychowywany. Bóg ufa temu człowiekowi podobnie jak Maryja, która odnajduje w Józefie tego, który nie tylko chce ocalić Jej życie, ale który zawsze będzie się troszczył o Nią i o Dziecko” (Patris corde 5).

           

Aby budować wspólnotę życia małżeńskiego i rodzinnego potrzeba, obok wzajemnego zaufania, obecności męża i ojca w domu, mimo ogromnego tempa życia, wielogodzinnej pracy, troski o byt materialny, potrzeba czasu dla siebie, rozmowy między małżonkami, przebywania razem. „Dom to miejsce, gdzie choćby pod gołym niebem ludzie są razem” (Aforyzm). Trzeba zdawać sobie sprawę, że życie wspólne rujnuje egoizm, niedojrzałość osobowościowa (Jaś powinien stać się Janem) uzależnienia: od narkotyków, alkoholu, hazardu, internetu, gier komputerowych, ucieczki w wirtualny świat itp. Szkoda, że z kalendarza liturgicznego wyparowało święto: Świętych Małżonków Maryi i Józefa z dnia 23 stycznia (pozostało ono w  kalendarzu zakonnym Oblatów Św. Józefa), gdyż w tym dniu, w bardzo szczególny sposób modlimy się w intencji małżonków. W prefacji przewidzianej na ten dzień modlimy się słowami: „Maryja i Józef, mąż sprawiedliwy połączeni węzłem oblubieńczej i dziewiczej miłości sławią Cię pieśnią, adorują w ciszy, wychwalają pracą swoich rąk i oddają cześć całym swoim życiem”. Włączmy się w nurt tej modlitwy.

                                                                                 

                                                                                               Ks. Józef Gucik OSJ

Katecheza 2 - luty 2021

Św. Józef – Patron życia!

Wiara, aby była autentyczna, musi wyrazić się na zewnątrz poprzez konkretną postawę molarną, poglądy, decyzje i czyny w życiu codziennym ale także wobec aktualnych wydarzeń i spraw, które dokonują się w świecie, w którym człowiek żyje. Tak było w życiu Św. Józefa wobec ogłoszonego spisu ludności, który ogłosił Cezar August. Ponieważ ten spis w niczym nie sprzeciwiał się jego wierze, zabrał Maryję, która była brzemienna i udał się do Betlejem, aby tam spełnić przepis prawa Cesarstwa Rzymskiego: Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy jednak fałszywy „pokłon” Dziecięciu chciał złożyć Herod - który jako król, swoją osobą także wyrażał prawo - Józef zabrał Dziecię i Jego Matkę i uciekł do Egiptu. Każdy człowiek musi „odczytywać” otaczającą go rzeczywistość a wobec aktualnych wydarzeń podejmować decyzje, które będą potwierdzały jego wiarę. 

W wydarzeniu narodzenia Syna Bożego a potem we wspomnianej ucieczce do Egiptu widzimy Św. Józefa, który czynem wyznaje swoją wiarę jako Obrońca Życia. Jest Obrońcą Życia w pełnym tego słowa znaczeniu: najpierw jako obrońca jeszcze nienarodzonego Syna Bożego, którego pod sercem swoim nosi Maryja a następnie jako obrońca we wszystkich wydarzeniach, które zagrażać będą Jego ziemskiemu życiu.

Zgodnie z Prawem Mojżeszowym po zaślubinach małżonkowie mogli zamieszkać razem dopiero po upływie roku. Następował wtedy bardzo uroczysty moment, kiedy małżonek wprowadzał małżonkę do swojego domu. Ten moment podkreślił Św. Mateusz pisząc: Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem… (Mt 1, 18). To właśnie w tym czasie, kiedy już miały miejsce zaślubiny – byli już więc prawdziwymi małżonkami ale jeszcze nie mieszkali razem – Maryja za sprawą Ducha Świętego stała się brzemienna. Józef, nie znajdując swojego miejsca przy Maryi, którą wybrał Bóg dla Siebie, próbował potajemnie Ją oddalić, wręczając Jej list rozwodowy. Tym aktem chciał ratować Jej dobre imię i życie. W przeciwnym wypadku Maryi groziło oskarżenie o niewierność i cudzołóstwo, co karano śmiercią przez ukamienowanie. Zanim Józef otrzymał swoje własne zwiastowanie Tajemnicy Wcielenia Syna Bożego, decyzja którą podjął, ratowała życie Maryi i Jej Nienarodzonego Dziecka – stanął po stronie Życia. Warto podkreślić, że od momentu kiedy Józef powiedział Bogu swoje „Fiat”, Anioł przemawiał już tylko do niego. Maryja nie otrzymała już kolejnego zwiastowania mimo, że było jeszcze wiele niezrozumiałych i niebezpiecznych momentów w Jej życiu. Bóg wysyłał swojego Anioła już tylko do Józefa ponieważ jako prawdziwy mąż i ojciec, stał się Głową, Filarem i Obrońcą życia tej Rodziny. Zwróćmy uwagę, że Bóg ukazuje w Ewangelii wiarę Św. Józefa właściwie w momentach, kiedy ten podejmuje decyzje, które mają ratować życie Jezusa. Najpierw podejmuje decyzję, która ratuje Maryję przed kamienowaniem. Potem ratuje Dziecię Jezus przed okrutnym Herodem, który morduje wszystkich chłopców w Betlejem. Chroni ich na wygnaniu w Egipcie przed dobrze rozwiniętą siatką szpiegowską Heroda. Następnie chroni życie Jezusa przed Archelausem, który jest nie mniej okrutny od swojego ojca. Wreszcie szuka Jezusa podczas pielgrzymki do Jerozolimy, ponieważ tutaj też chodzi o Jego życie. Wiele razy więc staje naprzeciwko śmierci, aby swoją osobą ochronić życie Jezusa. Niekiedy nam się wydaje, że Św. Józef jest patronem dobrej śmierci tylko dlatego, że umierał w ramionach Jezusa i Maryi – to prawda. Jest jednak patronem dobrej śmierci również dlatego, że jest obrońcą życia. To jest chyba największa tajemnica Św. Józefa – jest Stróżem, Obrońcą i Patronem Życia. Ponieważ chronił na ziemi Jezusa w momencie, kiedy był najbardziej bezbronny, staje dziś przed nami jako patron życia dzieci nienarodzonych. Jako obrońca życia Jezusa Chrystusa dzisiaj broni życia Jego Ciała Mistycznego a więc jest Stróżem naszego życia nadprzyrodzonego, życia łaski uświęcającej w nas – broni nas przed śmiercią wieczną. Jako Patron naszego życia duchowego chroni życie małżeństw, rodzin i przyjaźni.

Wielu jest dzisiaj Herodów, którzy czyhają na życie ludzi najsłabszych, najniewinniejszych, na życie nadprzyrodzone ludzkich dusz? Wielu jest Herodów, którzy niby chcą pokłonić się i oddać hołd naszej ludzkiej godności ale w swoim zanadrzu chowają cynizm, pogardę i śmierć - znamiona kultury, którą Św. Jan Paweł II kiedyś nazwał kulturą śmierci. Paradoks polega na tym, że kultura śmierci ma swojego bohatera w Ewangelii Życia a jest nim Herod, który wymordował niewinne dzieci w Betlejem. Wydaje się więc, że znakiem rozpoznawczym kultury śmierci jest zabijanie niewinnych dzieci w majestacie prawa.

W roku 1997 w Kaliszu, w Sanktuarium Św. Józefa Ojciec Św. Jan Paweł II cytując słowa Św. Matki Teresy z Kalkuty, mówił do zgromadzonych pielgrzymów: „Wiele razy powtarzam – i jestem tego pewny – że największym niebezpieczeństwem zagrażającym pokojowi jest dzisiaj aborcja. Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali? Jedynym, który ma prawo odebrać życie, jest Ten, kto je stworzył. Nikt inny nie ma tego prawa; ani matka ani ojciec, ani lekarz, ani żadna agencja, żadna konferencja, żaden rząd. …. Przeraża mnie myśl o tych wszystkich, którzy zabijają własne sumienie, aby móc dokonać aborcji. Po śmierci staniemy twarzą w twarz z Bogiem, Dawcą życia. Kto weźmie odpowiedzialność przed Bogiem za miliony i miliony dzieci, którym nie dano szansy na to, by żyły, kochały i były kochane? Po tych słowach Papież dodał: Józef z Nazaretu, który uchronił Jezusa od okrucieństwa Heroda, staje w tej chwili przed nami jako wielki rzecznik sprawy obrony życia ludzkiego od pierwszej chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci. Pragniemy więc na tym miejscu polecić Bożej Opatrzności i świętemu Józefowi życie ludzkie, zwłaszcza życie nie narodzonych, w naszej Ojczyźnie i na całym świecie.

Św. Józef, jako Patron Życia, ukazuje nam postawę wiary pełnej, konsekwentnej i zdecydowanej. W sposób szczególny przemawia dzisiaj do wszystkich mężczyzn, aby nie bali się stanąć na straży budzącego się nowego życia, które z miłości powierzył im pod opiekę Stwórca.

Katecheza 1 - styczeń 2021

Święty Józef - Mąż wiary!

Wielu ludzi dzisiaj mówi o swojej wierze, czy jednak zawsze mamy do czynienia z ludźmi wierzącymi, których możemy uczciwie nazwać ludźmi wiary? Św. Józef, którego rok jubileuszowy rozpoczęliśmy 8 grudnia 2020 roku, został nazwany Mężem Wiary. Przez kolejne katechezy będziemy próbować przyjrzeć się osobie tego świętego i jego postawę wiary zaproponować współczesnym osobom wierzącym.

Św. Mateusz w swojej Ewangelii, pisząc rodowód Pana Jezusa, zaczyna od słów: Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama … a kończy: …..Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem (Mt1, 1; 1, 16). Choć w całym rodowodzie znajdziemy ludzi różnego pokroju i „świętości” to jednak na początku i na końcu tej genealogii są dwaj mężowie, na których wierze Bóg zrealizował swój odwieczny zamysł: Abrahama i Józefa. Jeżeli Abrahama nazywamy ojcem wiary ponieważ całkowicie zaufał Bogu, wbrew ludzkiej logice myślenia, co podkreśla list do Rzymian: On to wbrew nadziei uwierzył nadziei…. I nie zachwiał się w wierze… I nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze. Oddał przez to chwałę Bogu... (Rz 4, 18n) to jak nazwać Józefa, który wypełnia to, co w historii Abrahama było tylko zapowiedzią przyszłych wydarzeń zbawczych, było figurą? Kiedy Kościół nazwał Św. Józefa Światłem Patriarchów – takim wezwaniem modlimy się w litanii – wydaje się, że postawił go przed Abrahamem, jakby chciał przez to ukazać, że choć wiara Abraham jest ogromna to jednak Józef postawił jeden krok dalej w zawierzeniu Bogu. Jaka jest zatem wiara Józefa i co oznacza dla nas?

Św. Józef zasadniczo pojawia się tylko w tak zwanej Ewangelii Dzieciństwa Pana Jezusa lub – jak korygował to stwierdzenie O. Tarcisio Stramare – w Ewangelii Życia Ukrytego. Potem znajdziemy już tylko wzmiankę o Józefie, zdumionych mądrością Jezusa ludzi, którzy pytają się: Czy nie jest to syn Józefa? (Łk 4, 22) lub: Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? (Mt 13,54n). Wspomina także o Nim Filip spotykając Natanaela z Kany Galilejskiej, mówi: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu ( J 1, 45).

Ewangelia Życia Ukrytego, która zasadniczo przekazuje nam prawdę o narodzeniu Syna Bożego oraz jeden epizod z jego dzieciństwa, kiedy miał lat 12, ukazuje także postać Św. Józefa, któremu Bóg Ojciec zlecił misję bez precedensu. Misja ta nie polegała tylko na trosce o byt doczesny i odpowiedzialność za Syna Bożego i Jego Matkę. Misja, którą otrzymał Józef, polegała na tym, że miał być tu na ziemi prawdziwym ojcem Dziecka, które nie jest jego Dzieckiem, i nie jest Dzieckiem żadnego innego mężczyzny, a jednoczenie jest Dzieckiem jego żony! W ten sposób swoją decyzją, jako pierwszy z ludzi, miał wyznać wiarę i zostawić świadectwo wobec wszelkiego stworzenia, że Ojcem Dziecka, które narodziło się z Maryi jest sam Bóg Ojciec. Zanim Józef zrozumiał swoją misję i przyjął tę prawdę przeżywał w swoim sercu ogromne strapienie. Nawet dla niego, który był mężem Bożym, sprawiedliwym, a więc świętym, gotowym we wszystkim pełnić wolę Boga, ta prawda była po ludzku nie do pojęcia. Była tym trudniejsza, że całkowicie ufał Maryi. I tutaj pojawia się pierwszy sprawdzian męża wiary. Pomimo tego, że Józef zdawał sobie sprawę, że uczestniczy w wielkiej, nadprzyrodzonej i niepojętej tajemnicy, nie wyłączył myślenia! Jest człowiekiem, który myśli, rozważa, odcieka, bardzo przy tym cierpi i w końcu podejmuje decyzję człowieka wiary! I choć nie o taką decyzje Bogu chodzi, nie jest to jednak decyzja błędna. Jest to decyzja człowieka, który dotarł na szczyt możliwości ludzkiej wiary. Niczego nie rozumiejąc wybiera najlepsze rozwiązanie dla Maryi i Jej Dziecka. Przyjmuje tajemnicę, o której mówi mu Maryja, jednak z szacunku wobec Boga i Jego planu czuje się nie godny dalej być Jej mężem. Stanął przed poważnym dla siebie pytaniem: Skoro Bóg wybrał Ją dla siebie, to czy on, prosty cieśla, może jeszcze być Jej mężem? Józef na to pytanie odpowiada negatywnie: nie! Kierując się posłuszeństwem wobec Prawa Pańskiego usuwa się w cień, chce potajemnie oddalić Maryję, po prostu odejść. Nie chcąc narazić Jej na zniesławienie, zniesławienie przyjmuje na siebie. Biorąc winę na siebie po raz pierwszy chroni Maryję i Dziecię Jezus. Teraz ludzie będą o nim mogli mówić, że jest łotrem, zostawił żonę w ciąży i poszedł! Wobec tak wielkiej tajemnicy to właśnie wiara prowadzi Józefa do wyznania heroicznej miłości do Maryi i Boga, miłości, która nie cofa się przed cierpieniem. Dopiero teraz interweniuje Bóg jakby czekał na taką właśnie decyzję Józefa - bo ona potwierdza jego wiarę i miłość. Pierwsze słowa jakie do niego Bóg kieruje są odpowiedzią, której Józefowi brakowało w jego rozważaniach: Józefie! Maryja jest twoją prawdziwą małżonką a ty Jej prawdziwym mężem: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; ( Mt 1, 20). Bardzo wymowne jest to, że po tej Bożej interwencji, kiedy Józef zbudził się ze snu, od razu wziął Maryję do siebie. W Ewangelii nie zobaczymy już Józefa, który miałby jakieś wątpliwości, co do swej misji. Będą przed nim inne wyzwania i inne cierpienia, będą pytania dotyczące życia, ale nie będzie miał już wątpliwości co do swej tożsamości przy Maryi i Jezusie.

Pierwszą cechą człowieka wierzącego jest rozumność jego aktu wiary. Bóg nie każe nam ślepo wierzyć. Pomaga nam w akcie wiary, towarzyszy, prowadzi, wyjaśnia, czeka, daje czas, wspiera i kiedy trzeba interweniuje. Pozwala nam na nasz trud i wysiłek wiary ponieważ traktuje nas poważnie i ten trud nas kształtuje jako osoby. Za aktem wiary musi iść postawa wiary. Będzie się ona wyrażała w tym, że wszystkie swoje decyzje i wybory dokonuje w oparciu o Ewangelię i nauczanie Kościoła. Wiara zatem nie jest spokojnym portem, do którego zawinę i tam spocznę w jakimś błogostanie. Wiara jest dynamizmem,  jest wypłynięciem na głębię i we wszystkich sprawach życia zwracaniem się do Boga. To zakłada zaufanie i traktowanie Jego słów na serio. Najprostszą definicję wiary moglibyśmy wyrazić słowami, że wiara to słuchanie słów Jezusa Chrystusa i branie ich na serio – a więc wprowadzanie w czyn. Człowiek wiary, w sytuacji tajemnicy i wątpliwości, zwłaszcza wtedy kiedy wydarza się coś trudnego i pociągającego za sobą cierpienie, zawsze kieruje się Prawem Bożym i oficjalnym nauczaniem Kościoła! A jeśli wydarzenie jest bez precedensu, cierpliwie trwa na tym fundamencie i czeka, aż Pan pokaże co dalej czynić, dalej w posłuszeństwie tym, których wybrał za pasterzy. Wreszcie prawdziwa wiara potwierdzona zostaje i zawsze wyraża się w czynnej, ofiarnej miłości.

Ks. Stanisław Kozik OSJ

więcej

Rozważania o Św. Józefie - modlitwy - nowenna

Rozważania marcowe na każdy dzień o św. Józefie

(zaczerpnięte ze strony Sanktuarium Św. Józefa w Kaliszu)

 

 

 

 

Dzień 1 marca

Św. Józef zawsze otacza opieką swoich czcicieli


Kto pragnie prawdziwie i godnie uczcić tego św. Patrjarchę, a oraz uzyskać łaski przez Jego przemożne wstawiennictwo, niech rozważa Jego życie i usiłuje naśladować Jego cnoty, o których wzmianka w naukach na ten miesiąc św. Józefa.

 

Czytamy w objawieniach Katarzyny Emmerich, iż ta służebnica Boża, we wilję św. Józefa po widzeniu bolesnej męki biczowania P. Jezusa, była zachwycona innym widokiem: ujrzała pełną wdzięku dziecinę, o jasnych włoskach, na kolankach. Katarzyna, sądząc, że to pokusa, pyta dziecinę: Ktoś ty jest? Czyż mnie nie poznajesz? Jam jest Józef! I wziąwszy ją za rękę, zawiódł w duchu do mieszkania ojców swoich. Tu ukazał Katarzynie wszystko, cokolwiek zająć ją mogło, wreszcie i stajenkę kędy się Pan Jezus urodził. Wypocząwszy tak mile po bolesnej kontemplacji cierpień Zbawiciela, Katarzyna na siłach się wzmocniła i dnia następnego uroczystość świętego Józefa z daleko żywszem uczuciem radości obchodzić mogła.

 

Zdarzenie to uczy nas, jak św. Józef pragnie, byśmy uroczystość jego nabożnie obchodzili, iżby nam miał okazję świadczenia dobrodziejstw. Tem więcej uradujemy jego serce, gdy przez cały marzec gorliwie go czcić będziemy. Przedewszystkiem zaś, prośmy przez jego przyczynę P. Boga o łaskę ostateczną zbawienia dla siebie i dla drogich nam osób. Łaska ostateczna zbawienia, jest to łaska wytrwałości aż do śmierci, nazwana ostateczną, gdyż za pomocą niej w godzinę śmierci człowiek odnosi ostatnie zwycięstwo, które mu niebo otwiera; bez niej zginąłby na wieki. Jest ona więc darem tak wielkim, że, jak orzekł sobór Trydencki, niczem nań sami zasłużyć nie możemy, lecz, jak naucza św. Augustyn, otrzymuje się ją zawsze od Boga, gdy się o nią prosi, a według Suareza, otrzymuje się niechybnie, byle się o nią prosiło aż do końca życia. Z tej przyczyny tak wiele dusz ginie na wieki, gdyż mało jest modlących się do Boga o dar łaski ostatecznej zbawienia.

 

Pan Bóg, chociaż chce nam udzielać łask i skorszym jest do udzielania nam dobrodziejstw, niż my do ich brania, jednakże wymaga, byśmy Go o nie prosili. Matka Boża rzekła raz do św. Elżbiety: Powiem ci, iż prócz łaski uświęcenia mnie w chwili Niepokalanego Poczęcia... żadnego daru, żadnej łaski od Boga nie otrzymałam inaczej, jak prosząc o nie. Wiedz o tem jako o rzeczy niezawodnej, że żadna łaska nie zstępuje na duszę inaczej jak przez modlitwę i umartwienie ciała. Benedykcie z Laus znów często przypominała, że im więcej ludzie udają się z prośbą do Świętych, tem więcej Święci przyczyniają się za nimi.

 

Następujący więc przykład niech nas zachęci do wiernego korzystania z powyższych rad N. Marji P. i rozbudzi ufność ku Jej św. Oblubieńcowi. Przytaczając go, żadnych własnych spostrzeżeń, ani dodatnich zdań wyjawiać nie mogę o tej dobrze mi znanej Siostrze zakonnej, gdyż jeszcze nie ukończyła ziemskiej pielgrzymki. Przeto ograniczam się na jej opowiadaniu:

 

Oprócz wielu pomniejszych łask, pomimo mej niegodności, otrzymałam przez potężne wstawiennictwo św. Józefa, trzy główne, z których pierwszą była: utrwalenie w powołaniu. Będąc wielce zasmuconą, iż dzień zupełnego oddania się na wyłączną służbę Panu Bogu dla różnych braków odwlekał się na lata, udałam się o pomoc do tego św. Patrjarchy i odprawiłam nabożeństwo marcowe, nikomu się z tem nie zwierzając. Aż tu niespodzianie z ust N. Przełożonej Konwentu, w jakim zostawałam tymczasowo, słyszę słowa pociechy, że mnie oddała w opiekę św. Józefa i poleciła modlitwom Zgromadzenia zakonnic, zostających pod Patronatem tego Świętego. Nadzieja błysła w mem sercu i nie napróżno, gdyż wkrótce, prawie bez trudności zostałam przyjętą do tego Zakonu, gdzie jakby na dowód swej nade mną opieki, raczył mnie św. Józef zaszczycić swojem Imieniem, jakie mi dano przy obłóczynach. Lecz jak to na tym padole łez, radości przeplatane są goryczą, tak i tu, niedługo wysnuło się strapienie; to jest, że z powodu różnych przeszkód, profesja zakonna została odłożona na czas nieokreślony. Boleść moją powiększała myśl, że moje wątłe zdrowie i nikłe siły fizyczne, ten krzyż może wpędzić w chorobę, wskutek czego uznają mię za niesposobną na zakonnicę i wydalą; wtedy nie tylko dla mnie stracone. A więc z ufnością wołam: Józefie św., mój drogi Ojcze! Jeżeli mi wyjednasz jak najprędzej łaskę złożenia ślubów, będę się starała ogłosić to dobrodziejstwo. Jakoż nadspodziewanie przypuszczono mię do złożenia ślubów wieczystych, a tak dzień pierwszy marca powitałam już w uczuciach wdzięczności i szczęścia, jako członek Zgromadzenia Oblubienic Chrystusowych, zostających pod opiekuńczem skrzydłem św. Józefa, cudami słynącego w Krakowie.

 

O trzeciej łasce także zamilczeć nie mogę, gdyżby mi wobec niebios mogło być poczytane za czarną niewdzięczność. Po upływie kilkunastu lat, zdaje się, że mię szatan, usiłując sprowadzić z drogi powołania, rozlicznemi pokusami taką mi wytoczył walkę, iż pod nawałem udręczeń wewnętrznych, wywołanych jego prześladowaniem prawie dniem i nocą, zapadła na zdrowiu; uznano mię przeto za chorą na umysł i z bólem serc siostrzańskich, oddano do zakładu obłąkanych. I podczas, gdy się zdawać mogło, że szatan mię przemógł i zapewnił sobie wygraną, zwróciłam się znów do swego św. Opiekuna, zasyłając westchnienia: Św. Józefie, prawdziwie okażesz się cudownym w krakowskim obrazie, jeżeli mię z tego nieszczęścia wyratujesz i dozwolisz odprawić wspólnie w naszym klasztorze nabożeństwo marcowe. Zarazem rozpoczęłam nabożeństwo siedmiu śród do siedmiu boleści i radości tegoż Świętego. I, o cudowna potęgo orędownictwa św. Józefa! Tak się wszystko złożyło, że wkrótce, to jest w pierwszych dniach marca, powracałam do ukochanego klasztoru. Ujrzawszy zdala wieżę, witałam ją z uniesieniem radości, które spotęgował widok kościoła św. Józefa, ukrytego w murach klasztornych, gdzie przy boku utajonego w Hostji Jezusa, św. ten Patrjarcha szafuje łaskami, jakich Zbawiciel świata, pomny na usługi swego Opiekuna, nikomu nie szczędzi.

 

Od tej chwili jestem jakby żywem votum św. Józefa i gdyby to było w mojej mocy, starałabym się o ukoronowanie tak cudownego świętego Józefa w obrazie w naszym kościele. Doznawszy tyle dowodów Jego opieki, nieraz z wdzięczności zanucę:
Szczęśliwy, kto sobie Patrona,
Józefa ma za opiekuna
. . . . . .
Że choćby i samo powstało
Piekło się na mnie zbuntowało
Nie zginę.

 

Praktyka

O ile to w naszej mocy, zachęcajmy drugich do wzięcia udziału w nabożeństwie marcowem; sami zaś usiłujmy odprawiać je coraz gorliwiej, wybijając się zwycięsko z pod tej cechy charakterystycznej naszej narodowości: że w każdej sprawie u nas gorąco w pierwszej chwili, mroźno w końcu. Obmyślmy więc o co głównie prosić i prócz modłów, starajmy się nie tylko spełnić jaki dobry uczynek, przezwyciężyć się w czem, lub umartwić na cześć św. Józefa. [1]

 

Modlitwa

O św. Józefie! Sercem ożywionem nadzieją, witamy marzec jako miesiąc uprzywilejowany przez Ciebie, w którym, podobnie jak w maju, są otworzone niebiańskie upusty łask Bożych; aby każdy czerpał obficie ze źródeł miłosierdzia Bożego, dary i łaski, nie tylko dla siebie, ale i dla drugich. Więc nas Twą lilją, którą trzymasz w ręce, racz pobłogosławić i wyjednać łaskę ostateczną zbawienia, abyśmy na wieki oglądali Boga, kochając Go bez granic; oraz wdzięcznem sercem wielbili Twą Najświętszą Oblubienicę i Ciebie drogi nasz Patronie. Amen.

 

Modlitwa w intencji rodziny

Święty Józefie, Oblubieńcze Bogurodzicy Maryi, Opiekunie rodzin, Twojej ojcowskiej opiece powierzył Bóg swojego Syna i Jego Niepokalaną Matkę. Z największą miłością wypełniałeś obowiązki troskliwego Ojca i Opiekuna Najświętszej Rodziny. Powierzam Ci moją rodzinę, nasze prace, radości i cierpienia. Powierzam Co moje dzieci (moich rodziców). Wprowadź Jezusa do naszego domu, pomóż przyjąć Go do naszych serc, uproś łaskę miłości, zgody i pokoju, aby nasza rodzina osiągnęła szczęście doczesne i wieczne. Amen.

 

Litania do Św. Józefa
Kyrie, elejson, Chryste, elejson, Kyrie, elejson.
Chryste, usłysz nas, - Chryste wysłuchaj nas,
Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu, świata Boże
Duchu Święty, Boże
Święta Trójco, Jedyny Boże


Święta Maryjo                      módl się za nami.
Święty Józefie                       módl się za nami
Przesławny potomku Dawida
Światło Patriarchów
Oblubieńcze Bogurodzicy
Przeczysty stróżu Dziewicy
Żywicielu Syna Bożego
Troskliwy Obrońco Chrystusa
Głowo Najświętszej Rodziny
Józefie najsprawiedliwszy
Józefie najmężniejszy
Józefie najposłuszniejszy
Józefie najwierniejszy
Zwierciadło cierpliwości
Miłośniku ubóstwa
Wzorze pracujących
Ozdobo życia rodzinnego
Opiekunie Dziewic
Podporo rodzin
Pociecho nieszczęśliwych
Nadziejo chorych
Patronie umierających
Postrachu duchów piekielnych
Opiekunie Kościoła Świętego

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata - przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata - wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata - zmiłuj się nad nami.


K: Ustanowił go panem domu swego
W: I zarządcą wszystkich posiadłości swoich


Módlmy się:

 Boże, Ty w niewysłowionej Opatrzności wybrałeś Świętego Józefa na Oblubieńca Najświętszej Rodzicielki swojej, spraw, prosimy, abyśmy zasłużyli na Jego orędownictwo w niebie, gdy jako opiekuna czcimy Go na ziemi. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

 

Dzień 2 marca

Dziecięce lata św. Józefa

Józef św., pisze Marja z Agredy, był cudem świętości. Przyszedłszy na świat, zachwycał wszystkich pięknością swoją. W trzecim roku życia wiedza jego nadzwyczaj była rozwinięta, już wówczas poznawał Boga przez wiarę. Kiedy słyszał o Bogu lub dziełach Bożych, ulegał zachwyceniu. Już w latach dziecięcych umiał obcować z Bogiem, serce jego rozkoszowało w słodyczach modlitwy! W siódmym roku życia miał rozum całkiem rozwinięty, a pod względem świętości był zupełnie doskonałym: uprzejmym, dobrym, serdecznym, pobożnym, a niewinnym jak Anioł.

Usiłujmy stać się podobnymi św. Józefowi, osobliwie ćwicząc się w małych cnotach, do których nam się prawie ciągle nastręcza sposobność.

Jak języki ludzkie choć małe, napozór nie znaczące, ukryte mogą wiele złego lub dobrego zdziałać i ich czyny mogą być wielkiej doniosłości, tak podobnie małe cnoty, jakiemi św. Józef jaśniał już w dziecięcych latach, choć małe w oczach ludzkich, są jednakże w następstwach nieraz wielkiej wagi. One to nadają powabu życiu pobożnemu, utrzymują w niem swobodę, pokój, leczą rany, jakie sprawia zetknięcie się charakterów i usposobień różnorodnych i czynią z domów rodzinnych lub zakonnych raj na ziemi.

Do małych cnót zaliczamy wyrozumiałość. Jest ona właściwa umysłom prawym, znającym słabość natury ludzkiej. Dlatego osoba wyrozumiała nie odmawia szacunku popełniającemu błędy; przyjmuje go łaskawie, gdy widzi, że za swój błąd żałuje. Wielu powtórnym upadkom byłaby zapobiegła roztropna wyrozumiałość. Nie widziałem nigdy osoby dobrze myślącej i pokornej, mówi jeden pobożny pisarz, któraby się z upodobaniem zajmowała co inni robią, któraby się starała dowiedzieć o ich czynnościach, chcąc je dokładnie poznać. Nie znam również takiej, któraby, ćwicząc się w życiu wewnętrznem i w zjednoczeniu z Bogiem, miała upodobanie w sądzeniu i ganieniu drugich. Strzeżmy się przedewszystkiem obmowy. Paweł święty mówi: Pokrywajcie, znoście wady waszych braci. Upominanie i karanie należy do przełożonych, rodziców i wogóle tych, którym kierunek dusz jest powierzony; ci staliby się odpowiedzialnymi przed Bogiem, gdyby tolerowali złe, nie upominali, nie karcili, lecz pokrywali.

Usposobienie wesołe i swobodne, jest to cnota, która wszystkich pociąga. Osoba posiadająca ją, jest uprzejmą. Nie mówię tu o wesołości światowej, roztrzepanej, lecz o wesołości takiej, jaką się odznaczał św. Józef, której źródłem jest Bóg, a podstawą czyste sumienie i miłość bliźnich. Dusza miłująca Boga wie, że uprzejmem obejściem się najłatwiej dusze do Niego pociągnie; dlatego nawet kiedy jest smutna, stara się nikomu nie robić przykrości swoim smutkiem: każdy odchodzi od niej uspokojony. Godłem jej są słowa św. Pawła: Weselcie się w Panu.

Nieznośną jest w towarzystwie osoba, która narzuca swoje zdanie drugim, uparcie go broni i chce, aby się wszyscy nią tylko zajmowali. Owóż kto posiada cnotę giętkości umysłu, uniknie tego, kierując się zasadą Świętych, że: jeden gram miłości wart więcej, niż sto kilogramów rozumu. Powiedz swe zdanie dla utrzymania rozmowy, a potem pozwól niech mówią co chcą, nie gniewaj się i nie obrażaj na drugich.

Grzeczność chrześcijańska zależy na tem, aby być względem każdego tak, jak być powinniśmy: Uprzedzając jedni drugich przez oznaki uszanowania, mówi św. Paweł; te oznaki szacunku nazywamy grzecznością. W zgromadzeniach więc i rodzinach, gdzie panuje grzeczność chrześcijańska nadprzyrodzona, wykluczone są wyrazy niewłaściwe, zbyt proste, przerywanie mowy, wszelki nieporządek i zaniedbanie w ubraniu. Obchodzenie się bliźnich z nami, zwykle bywa echem obchodzenia się naszego z nimi.

Zgodliwość. Kto jest zgodliwy, mówi św. Franciszek Salezy, ten stosuje się do wszystkich, o ile na to pozwala prawo Boże i zdrowy rozum... Ten nie szuka swoich korzyści, ale pragnie pożytku bliźniego i chwały Bożej. Zgodliwość jest córką miłości i nie należy jej brać za słabość charakteru, która nie śmie upomnieć bliźniego nawet wtedy, kiedy jesteśmy do tego obowiązani; nie byłby to akt cnoty, ale przeciwnie, stalibyśmy się winni cudzego grzechu. Kto jest zgodliwy, słucha cierpliwie osób natrętnych, odpowiada łagodnie na zapytania próżne, oddaje przysługę osobie, której się zdaje, że tego potrzebuje, przerywa rozmowę niepodobającą się słuchającemu jej.

O jakże łatwymi sposoby możemy świętymi zostać! Zacznijmy więc od tej chwili, przez zwyciężanie się w głównej wadzie, np. kłótliwości, a praktykowanie miłości, która nas nauczy znieść cierpliwie niejedno uszczypliwe słowo, darować z serca urazę, ustąpić w cichości rozgniewanemu, unikać dawania okazji swemu otoczeniu do niezadowolenia, do niecierpliwości, do sprzeczek, a tak w domu gdzie się znajdujemy, utrzymamy pokój i zgodę; w czem nam niech przyświeca przykład św. Józefa i wspomaga Jego potężna przyczyna, o której sktukach często stwierdzają vota, przynoszone przez wiernych do klasztoru SS. Bernardynek w Krakowie na podziękowania ich św. Patronowi za rozliczne łaski, mianowicie wewnętrzne. A więc za zwycięstwo nad pokusami, za szczęśliwe uście przed grożącem niebezpieczeństwem, za pozbycie się jakiej wady, za nawrócenie kogo.

Naprzykład: w roku 1897 pewna matka z córką chodziły codzień w marcu do kościoła św. Józefa w Krakowie i błagały tegoż Świętego o pomoc w nadzwyczaj ważnej sprawie, w której od nikogo, nawet od krewnych, żadnej pomocy spodziewać się nie mogły. Nadzieja ich nie została zawiedzioną, gdyż jeszcze w tym samym marcu uzyskały nawet więcej, niż tego mogły pragnąć. Uradowane i ożywione wdzięcznością ku św. Józefowi za tak cudowną pomoc, prosiły O. Zmartwychwstańca, który wśród marcowego nabożeństwa miewał kazania, aby to z ambony ludziom wygłosił, iżby się wierni we wszystkich potrzebach z ufnością udawali do św. Józefa.

Praktyka

Kto pragnie szczęścia własnego i osób otaczających go, powinien się starać o nabycie małych cnót. Bądź uprzejmym i słodkim dla wszystkich, podobnie jak św. Józef; słodycz bowiem jest cechą szlachetnego serca i prawdziwej cnoty. Trzymaj się tej zasady: Płacz z płaczącemi, wesel się z wesołymi. Uczyń postanowienie unikania wszelkich kłótni.

Modlitwa

Św. Józefie, który korzystałeś z każdej sposobności do nabywania cnót, uproś nam podobną wierność łasce, abyśmy cnotami choć małemi w oczach ludzkich, lecz miłemi Bogu i wielkiej u Niego ceny, przyozdobili dusze nasze. Amen.

***

 

3 marzec

Św. Józef Mistrz dusz bogomyślności oddanych.


Rodzice św. Józefa posiadali znaczną własność po spadkobiercach Dawida. Katarzyna Emmerich powiada, iż Jakób miał trzech ysnów, z których św. Józef był najmłodszym, a ponieważ słodyczą i pobożnością braci przewyższał, stąd niejednej od nich często doznawał przykrości. Naigrawali się z Niego, a nawet bili, by Mu w modlitwie przeszkodzić; przecież Józef św. zawsze jeden i ten sam, zawsze uprzejmy, nie unosił się gniewem, ani wet za wet oddawał. Kącik samotny, w którymby się w modlitwie mógł zatapiać to było całe szczęście Jego, za którem się ubiegał. Żył zawsze w skupieniu. Być skupionym, to znaczy widzieć Boga w głębi serca i starać się, żeby o tam nigdy Samego nie zostawiać, lecz ciągle w pobożnych rozmyślaniach do Niego przemawiać. Św. Józef dlatego robił wielkie postępy w życiu wewnętrznem, tak, iż się stał mistrzem dusz bogomyślności oddanych, że ciągle myślał o Bogu i wszystko spełniał z miłości ku Niem. Czyńmy podobnie! Aktami strzelistymi ożywiajmy duszę np. mówiąc: Serce Jezusa, zbaw mię! albo: Jezu miłosierdzia! (100 dni odpustu za każdy raz). Trzeba prosić o dar modlitwy i wierzyć w moc modlitwy, że każde pobożne westchnienie każde Zdrowaś pobożnie odmówione, nie idzie na marność, ale przynosi w swoim czasie pożytek.

Trzeba nam się modlić:
1) za siebie i drogie nam osoby,
2) za konających, pomnąc, że nieraz jednem Ojcze nasz, jednem ofiarowaniem Krwi i Oblicza P. Jezusa Bogu Ojcu, można konającego duszę ochronić od piekła; mieć z niego orędownika w niebie,
3) za dusze zmarłych modląc się, spełniamy miłosierny uczynek. Raz Anioł Stróż duszy wybawionej z czyśca rzekł: Błogosławiony niech będzie ten, który żyjąc na świecie, wspomaga dusze modlitwami, uczynkami i pracą.
4) Trzeba się modlić o łaski potrzebne i wytrwałość w dobrem dla duchowieństwa katolickiego i wogóle dla sprawiedliwych na ziemi, a o nawrócenie dla grzeszników.

O doczesne łaski i dary, np. o zdrowie, o długie życie, powinniśmy prosić warunkowo, tj. dodając: jeżeli to zgodne z wolą Bożą i zbawiennem dla mojej duszy lub osoby, dla której co doczesnego chcemy otrzymać. Św. Gerard Majella, który modlitwą wyjednywał cudowne uzdrowienia jednym, drugim się jednak wzbraniał tego, np. gdy proszono o uzdrowienie ociemniałej córeczki lekarza F. wskutek odry, po modlitwie powiedział: Jeżeli panienka odzyska wzrok, na złe jej to wyjdzie. Przeto nie płacz, rzekł do jej matki. Bóg ją w inny sposób wynagrodzi; będzie więcej utalentowaną, niż rodzeństwo. Tak się też stało. Ciemna córka doskonale się poduczyła wykonywać domowe zajęcia, a nawet zajęła się kształceniem młodszych siostrzyczek (Żyw. św. Ger. str. 156).

Gdy św. Gerard odwiedził w Muro biskupa obłożnie chorego na podagrę: Kochany Gerardzie, rzekł biskup, módl się za mnie, aby mi te boleści przeszły. Niech W. Biskupia Mość, odpowiedział, cierpi cierpliwie, bo nie wyszłoby na chwałę Bożą, gdyby te boleści przeszły; a potem dodał: Gdyby te cierpienia znikły, ks. biskup nie zbawiłby swej duszy.

Podobnie św. Piotr, gdy go zapytano dlaczego nie chce uzdrowić świętej Petroneli? Rzekł do niej: Petronelo, wybieraj, czy wolisz być zdrową i żyć w niepewności zbawienia, czy też być chorą i żyć w pewności zbawienia? Roztropna Święta wybrała być raczej chorą, aby zbawić dusze.

Modlitwa nasza nie powinna się ograniczać na błagalnej, ale powinniśmy jeszcze modłą wynagradzać zniewagi, jakich P. Bóg doznaje od złych ludzi, bo Cześć wynagradzająca zbawi świat, powiedział Pius IX; oraz dziękować za odbierane dobrodziejstwa, jak to czynił św. Józef.

Wdzięczne dusze są to ulubione dzieci Boga, one posiadają jakby klucz do skarbów Bożych. Św. Bernard mówi: Dzięki składaj Bogu twemu, a coraz obfitsze łaski od Niego odbierać będziesz. Przed kilkunastu laty pewna matka zasmucona złem postępowaniem syna, udała się po radę do kapłana, który jej rzekł: Użyj pani następującego sposobu: Otóż modląc się, codzień powtarzaj: Boże mój, dzięki Ci składam za nawrócenie syna mojego. Bóg niezawodnie wejrzy na tę ufność twoją i zlituje się nad marnotrawnem twem dzieckiem. Usłuchała tej rady i syn jej wkrótce się nawrócił całem sercem do Boga. Czyńmy podobnie: prosząc o co św. Józefa, najprzód Mu dziękujmy, jakgdyby nam to już wyjednał.

Roku 1725 miało miejsce następujące zdarzenie, zapisane w kronikach SS. Bernardynek w Krakowie, przy kościele św. Józefa, który niech nas pobudzi do modlitwy z ufnością, a oraz wytrwałej.

We wsi Muszynie pewna niewiasta czuła się niezadowoloną, nieszczęśliwą z powodu, że będąc zbyt młodo wydaną, nie mogła podołać obowiązkom gospodyni, przeto wiele miała do znoszenia od swego męża i od jego krewnych. Chcąc tego uniknąć, uciekła z domu do Krakowa i za przełożeństwa W.M. Anny Koniecpolskiej u SS. Bernardynek, przedstawiając się jako panna wolnego stanu, przyjęła służbę w tutejszym klasztorze. A że była pracowita, bardzo skromna i pobożna, pozyskała sobie serca zakonnic.

Tymczasem jej mąż kochający ją bardzo, spostrzegł swoją winę, opłakiwał ją, przyrzekał poprawę, modlił się wiele serdecznie i zamawiał Msze św., aby mu ją Pan Bóg przywrócił. Prosił nawet księży, aby o niej z ambon ogłaszali, niczego nie szczędził, by ją odnaleźć; chodził nadto na odpusty, myśląc, że ją gdzie spotka; jednak wszystkie zabiegi okazały się daremnemi. W takiem strapieniu przeżył kilka lat. Wreszcie ulitował się nad nim św. Józef i trzy razy przedstawił mu się na śnie, tak jak Go widzimy na cudownym naszym obrazie i mówił doń: U św. Józefa szukaj jej! Nie wiedział jednakże nieborak w jakiej miejscowości jest taki św. Józef. Wybrał się więc z sąsiadami na Kalwarję, sądząc, że się może o niej co dowie. Przyszedłszy stamtąd do Krakowa, obchodził kościoły, upatrując w nich obrazu św. Józefa, jaki mu się we śnie przedstawił. Nie znalazłszy nigdzie, przyszedł tutaj, a nie mogąc się dostać do kościoła, gdyż był zamknięty, ukląkł w kruchcie. Po modlitwie wstaje, i o cudo! Z furty klasztornej wychodzi jego żona, którą właśnie posyłano do złotnika. Spostrzegłszy ją, ów człowiek, w uniesieniu radości wykrzyknął: Moja Anusia, moja żona! Sąsiedzi jego powstrzymali ją od ucieczki. Chciała wrócić do klasztoru; rzecz więc cała wytoczyła się przed przełożoną, która zbadawszy sprawę, nie przyjęła jej. Tak więc św. Józef powrócił umiłowaną swemu czcicielowi, gdy opłakał swoją winę i poprawił się.

Praktyka

Zbadaj się, czy z wysłuchaniem twej prośby nie czeka święty Józef, aż się poprawisz z jakiej wady, nałogu; lub dopóki nie usuniesz z serca jakiej niechęci, urazy do kogo; albo jakiej krzywdy czy słowem czy uczynkiem wyrządzonej bliźniemu nie wynagrodzisz. W takim razie odwlekałby wysłuchanie dla większego dobra twej duszy. Nie trać więc ufności, lecz usuń co rychlej z serca, co ci sumienie wskaże. A zawsze miej w pamięci słowa św. Alfonsa: Kto się modli, idzie do nieba, a kto się nie modli, idzie do piekła. Gdy chcesz któremu ze Świętych oddać cześć, dziękuj za łaski jakiemi Go Pan Bóg obdarzył i chwałę, jaką go uwieńczył w niebie.

Modlitwa

Proszę Cię najmiłosierniejszy Boże, przez przyczynę i zasługi św. Józefa, racz mnie i drogim mi osobom i całemu Duchowieństwu katolickiemu udzielić łask potrzebnych; konającym łaskę ostateczną zbawienia; sprawiedliwym wytrwanie w dobrem, a grzesznikom zupełne nawrócenie.

Dzięki Ci składam, Panie mój, za wszystkie dary, łaski, przywileje oraz chwałę jaką raczyłeś uwieńczyć św. Józefa; dla miłości którego, racz mi udzielić daru modlitwy, przebacz mi wszystkie grzechy, uświęć mię i zbaw na wieki. Amen.

Westchnienie

O Józefie św., Przyjacielu Najśw. Serca Jezusa, racz mi wyjednać tę łaskę N... za którą Ci naprzód dzięki składam, ufając, że mi ją wyjednasz!

***

 

Dzień 4 marca

List do Św. Józefa


Rozważ, jak szlachetnie postąpił św. Józef; nie mścił się na swych braciach, ale im z serca przebaczył; a nawet aby im usunąć okazję do uchybień przeciw miłości bratniej, oddalił się z domu rodziców. O jakże my grzeszni powinniśmy przebaczać, którzy sami potrzebujemy przebaczenia od Boga. Zdarzyło się niedawnemi czasy, że gdy pewna tercjarka św. Fran. Seraf. miała zatargi ze swoją familją i raz siedząc przy śniadaniu, rozżywiała w sercu urazy do niej, wszedł do pokoju jakiś nieznajomy zakonnik św. Franc. Seraf. i nic nie mówiąc, wziął święconej wody i kropił nią ową niewiastę. Zdziwiona niezmiernie, zapytuje o powód. Na to jej zakonnik odrzecze: Na ramieniu pani siedzi straszny szatan, przyszedłem go więc spędzić! To wymówiwszy, zniknął.

Niewiasta tem przerażona, poznała wielkie niebezpieczeństwo grożące jej duszy i usunęła wszelką urazę z serca. Korzystajmy z tego upomnienia. Trzeba jeszcze nadmienić, że wyżej wspomniana pani mieszkała w zabudowaniach klasztoru św. Józefa w Krakowie; przez co jakby nabyła prawa do Jego opieki.

Św. Józef, obierając zawód rzemieślniczy, stał się Patronem wszystkich utrzymujących się z pracy rąk; i byle się tylko zwrócili doń o pomoc, ratuje ich w każdej potrzebie. Oto przykład:

LIST DO ŚW. JÓZEFA

Zdarzenie prawdziwe, opowiadane w Gwiaździe

Było to pod koniec 17-go wieku, na przedmieściu Wiednia zwanem Laingrube, stała chata, która stanowiła narożnik tak zwanego kąta żebraczego na ulicy Mariahilf, gdzie dziś stoi dom, z numerem 13, a w tej chacie mieszkał muzykus Paweł Marten oraz 16-toletnia Józia, bardzo wdzięczne i uzdolnione dziecko, mianowicie wykształcone w kobiecych robótkach. Jednakże ani ojciec ani córka nie mieli chwilowo zatrudnienia... była bieda ogólna (po oswobodzeniu Wiednia od Turków), więc też nędza zajrzała do chaty muzykusa i nieraz zgłodniali udawać się musieli na spoczynek. Pewnego dnia, gdy już nędza doszła do najwyższego stopnia, nie mogło poczciwe dziewczę dłużej znieść rozpaczliwego narzekania starego ojca.

--- Ojcze, --- rzekła --- ja pójdę poszukać sobie służby; całe zasługi oddam tobie, a i ja się tam wyżywię.

--- Co? --- zawołał starzec rozdrażniony --- i chcesz mię opuścić, niedobre dziecko? A ktoby mię wtenczas pielęgnował? Nie, z tego nic nie będzie!

--- Ale, ojcze kochany, --- zauważyła Józia --- niema przecież tymczasem innego środka, żeby tobie dopomóc. Wiesz, że już dawno pisał do męża mej zmarłej chrzestnej, a do dziś dnia niema odpowiedzi.

--- Wierzę --- mruknął stary --- lepiejbyś była do samego djabła pisała, bo ten z pewnością nie taki kutwa, jak ten dusigrosz Wild.

--- Ależ ojcze, to grzech tak mówić! --- zawołało dziewczę. --- To już lepiej udajmy się w modlitwie do mojego Patrona, on nam wstawieniem się swojem u Boga z pewnością dopomoże.

--- Myślisz? --- zawołał ojciec z goryczą. --- Ja zaś myślę, że ten biedny cieśla u góry nie ma tyle kredytu, co niejeden bogacz, który się tuczy jak bydlę. No --- dodał z gorzkiem szyderstwem, --- napisz do niego, do św. Józefa, jeżeli myślisz, że ci się to na co przyda!

--- To dobra myśl, ojczulku, ja też to zaraz zrobię! --- zawołało prostoduszne dziewczę z radością. Napiszę mu, a ten mój gołąbek, któremu i tak nic dać nie mogę, aby się wyżywił, list mój zaniesie. Usiadła do biurka ojca i na małej karteczce napisała następujące słowa: Święty Józefie! Zmiłuj się nad naszą nędzą! Nie mamy ani roboty, ani co wziąć w usta! Proś, proś Boga, aby mi zesłał zatrudnienie, bo ojciec mój głodny! Twoja wierna imiennica Józefa Marten, córka muzykusa, szwaczka, Laingrube w narożniku żebraczego kąta.

Złożyła papier, przymocowała go zapomocą nitki do szyi gołąbka, otworzyła okno i wychudła ptaszyna odleciała.

Upłynęła godzina, gdy do drzwi zakołatano. Na zaproszenie ojca wszedł młody, zgrabny i starannie ubrany mężczyzna do izby i rzekł:

--- Czy tu mieszka sławetna P. Józefa Marten?

--- Tak jest, a czego od niej chcecie? --- odpowiedział ojciec.

--- Jestem Józef Karol Hirtel, obywatel i jubiler tutejszy --- rzekł nieznajomy przyjaźnie, --- mieszkam tu wpobliżu i odebrałem od patrona mojego św. Józefa, do którego mam wielkie nabożeństwo, polecone, aby odpowiedzieć na ten list, który mu wasza córka napisała. Potrzebuję wiele nowej bielizny i chcę p. Józefę poprosić, aby mi ją uszyła; grywam także, dla chwały Bożej a dla mojej przyjemności jako amator na chórze w kościele Karmelitów, więc potrzeba mi zdolnego muzyka, abym się lepiej wykształcił. Czy pan mistrz i p. Józefa chcą na to przystać?

--- Ach, z największą chęcią! --- zawołała Józia.

--- No --- odpowiedział na to jubiler, --- to musicie mi pozwolić, że wam dam zadatek, bo ja bez zadatku roboty nie przyjmuję, ale też bez zadatku roboty nie daję. To mówiąc położył 5 dukatów na stół.

--- Widzisz, ojcze --- zawołała Józia --- jak to św. Józef odpowiedział na mój list! Ach, jakże mu szczerze będę dziękowała.

--- Czyń to, moja panno zawsze, a nie pozostaniesz bez pomocy i opieki --- odrzekł obywatel poważnie. --- Przyślę tu przez służącego płótno i wzór, podług którego bielizna ma być zrobiona i oczekuję uwiadomienia, gdy będzie gotowa. A pan, p. mistrzu, bądź łaskaw jutro rozpocząć naukę. Tu wam zostawiam mój adres, na mieszkaniu wymalowany jest św. Józef.

Obywatel skłonił się z uszanowaniem i wyszedł.

Józia w radosnem uniesieniu rzuciła się z płaczem ojcu na szyję; ten zawstydzony spuścił wzrok ku ziemi. Wytłumaczenie tego zrządzenia Opatrzności jest bardzo proste. Zbiedzony gołąbek nie zdołał daleko lecieć, a wystrachowany niezwykłą ozdobą na szyi zawieszonym listem, wleciał przez okno otwarte do jednego z domów na najbliższej ulicy. Właściciel domu, ów młody jubiler, zdziwił się niepomału, spostrzegłszy u szyi skrzydlatego swego gościa karteczkę; odebrał ją, przeczytał, zastanowił się nad tem, a rozczuliwszy się ta mocną ufnością i prostotą dziewczęcia, postanowił stać się narzędziem Opatrzności.

Ale nie skończyło się na tem. Wskutek bliskiego stosunku, w jakim odtąd młody obywatel pozostawał z muzykiem i jego córką, poznawał on coraz lepiej wartość dziewczęcia. Rok upłynął, a już w domu jego krzątała się młodziuchna jego małżonka --- Józia, która z wdzięczności za doznaną opiekę i pomoc w potrzebie, chatkę, w której dawniej z ojcem mieszkała, ozdobiła obrazem św. Józefa. Obraz ten do dziś dnia umieszczony jest na kamienicy w miejscu owej chatki.

Praktyka

Na szczególniejsze u św. Józefa względy zasługiwała owa Józia przez swą ufność w Nim, a przedewszystkiem przez swe cnoty. Ona się nie gniewała, nie rozżalała na bogatych, jak to niektórzy czynią, dotknięci niedostatkiem, ale czekała pomocy z góry. Czuwajmy nad sercem, aby gniew w niem ni postał. Przebaczajmy, jeżeli kto przeciw nam zawini, bo gniew łatwo się zmienia w nienawiść; a wtedy ani Komunje, ani posty i dobre uczynki nic nie pomogą w dzień sądu, jeżeli pamięć krzywd nie będzie zatarta w sercu twojem. Jeżeli czekasz, aż cię twój nieprzyjaciel przyjdzie przeprosić, wiele na tem tracisz, gdyż on pierwszy, czyniąc krok pojednawczy, pozyska nagrodę, która ciebie czekała i otrzyma błogosławieństwo, które mogłeś otrzymać. Przed zachodem słońca usuń z serca urazy i pojednaj się z bliźnim, aby cię P. Bóg nie zabił, skoro będzie w nocy czynił przegląd spraw ludzkich.

Modlitwa

Św. Józefie, który przez pokorę obrałeś sobie niskie stanowisko w świecie, uproś mi łaskę, abym się nie ubiegał o znikome zaszczyty, lecz był zadowolonym z losu, jaki mi Opatrzność zesłała. Racz czuwać nad mojem sercem, abym żył w zgodzie ze wszystkimi, a swoim nieprzyjaciołom przebaczał tak, jak pragnę, aby mnie P. Bóg przebaczył grzechy. Amen.

***

 

Dzień 5 marca

Św. Józef wzór cnoty anielskiej


Gdy umarli rodzice św. Józefa, opowiada K. Emmerich, bracia Józefowi się rozdwoili: dziedzictwo Dawida poszło w obce ręce, a cała rodzina się rozproszyła. Św. Józef wiódł życie jeszcze bardziej ukryte --- dzieląc dni pomiędzy pracę a modlitwę, unikając płci innej i wzdychając za Mesjaszem.

Św. Józef zachował zawsze niewinność. Oczyszczony był, jak uczą Ojcowie św., jeszcze przed urodzeniem swojem, a P. Bóg, który go przeznaczył na Oblubieńca Marji i Opiekuna Jezusa, sprawił, że mąż ten czuwał jak najtroskliwiej nad sercem i duszą swoją, strzegąc się pilnie nawet najmniejszej okazji do grzechu i oddalając natychmiast wszelkie pokusy do złego. Czyż i my nie możemy używać tych samych środków, aby uniknąć wszelkich grzechów przeciwnych cnocie anielskiej. Dusza nieczysta, to jak trup leżący tydzień na ziemi wśród skwaru słońca. Gdy na pogrzebie św. Magdaleny de Pazzis z pośród tłumu ludzi jeden nieczysty młodzian blisko mar stanął i chciał ją zobaczyć, ona cudownie twarz od niego odwróciła na drugą stronę. Czem się tak ów młodzian przeraził, iż w tej chwili postanowił życie odmienić i poszedł na pokutę.

Gdy znów do świętobliwej Benedykty z Laus przyszła pewna znajoma panna, zobaczywszy ją, z przerażenia głośno zawołała: Ach! panno, jakżeś brzydka i straszna na wejrzenie! Nie byłaś taką dawniej. Dusza twoja musi być w złym stanie. I nie myliła się, albowiem panna od ostatniego widzenia z nią straciła niewinność.

Benedykta tak bardzo brzydziła się nieczystemi, że udającym się licznie do niej po różne rady, niektórym kobietom i pannom odmawiała pocałunku, dopóki się nie oczyściły z tego ohydnego kału, w Sakramencie pokuty. Po takim akcie nie szczędziła im tkliwych pieszczot. Ponieważ ten grzech miała w nadzwyczajnem obrzydzeniu Matka Boska, chcąc ją skłonić do politowania nad tymi, którzy weń upadają, dopuszczała na nią niekiedy pokusy przeciwne św. czystości, wszelako bez uszkodzenia jej duszy, własna słabość powstrzymywała ją od zbytecznej drażliwości na uchybienie i upadki drugich i przynaglała do jednania im łaski i pomocy. Ofiarowywała ona część swoich modlitw na uproszenie opieki Boskiej nad jej dziewictwem, by zachowała umył i ciało w niewinności.

Jeden prosty robotnik z fabryki pisze: Czyja dusza lub ciało w tem nędznem życiu wpada w niebezpieczeństwo, ten niechaj ucieka się do św. Józefa, a ten go pewnie wysłucha. Jestem robotnikiem we fabryce, mam lat 20; wiek to, w którym piekło i świat łączą swe siły, aby niewinne dusze ująć w swe szpony i zgubić je. Pracowałem w towarzystwie kobiet, których zachowanie z mymi towarzyszami tak w mowie jak i postępowaniu było zanadto wyuzdane. Ja trzymałem się zdaleka od takiego towarzystwa, gdyż jeszcze miłowałem cnotę czystości, lecz otoczenie to było dla mnie o tyle przykrzejszem, o ile zdawało mi się, że wszyscy starają się mnie ku sobie pociągnąć. W wielkiem niebezpieczeństwie była dusza moja, ja zaś pamiętałem na napomnienie, że przed niebezpieczeństwem uciekać należy, jako też pamiętałem na słowa Pisma św. "Kto szuka niebezpieczeństwa, zginie w niem". Prosiłem przełożonych o inne mniej niebezpieczne miejsce, lecz daremnie.

Ze względów doczesnych nie koniecznie musiałem tu pozostać, gdyż płaca ma była bardzo mała, zarabiałem tyle, że --- jak to mówią --- mało było, aby wyżyć, a za dużo, aby z głodu umrzeć. Wprawdzie miłowałem się w modlitwie, lecz dopiero ta podwójna potrzeba ciała i duszy nauczyła mię prawdziwie się modlić.

Uciekłem się do św. Józefa, odprawiłem ku czci Jego nowennę i przyrzekłem, że jeżeli mię wyrwie z tej nędzy i z tego niebezpieczeństwa i dopomoże mi do osiągnięcia lepszego stanowiska, to będę codziennie jako dziękczynienie odmawiał jedną modlitwę. I oto modlitwa moja wysłuchana! Zaraz po ukończeniu dziewięciodniowego nabożeństwa otrzymałem miejsce, gdzie dwa razy tyle zarabiam, ile zarabiałem poprzednio i gdzie nie widzę ani słyszę nic takiego, coby obrażało św. cnotę czystości. (Leo Nr. 12, 1884 r.).

Praktyka

Unikaj pilnie okazji do grzechów przeciwnych cnocie anielskiej. Jeżeli masz przyjaciela, który ujemnie na ciebie wpływa, opuść go, a usiłuj stać się uczestnikiem obietnicy Pana Jezusa. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Wśród pokus, nie trwóż się zbytecznie, czembyś szatana ośmielił, nie upadaj na duchu, ale wzywaj na ratunek Jezusa, Marji i Józefa św., a tak zwycięstwo odniesiesz. Gdy gorliwy zakonnik jednej nocy doznawał ogromnych pokus, które po ciężkiej walce zwyciężył. Dnia następnego idąc ulicą spotkał starca, który go zapytał, dlaczego wśród tych pokus, nie udał się pod opiekę św. Józefa. Poznał w tym starcu św. Józefa, który po tych słowach zniknął. Widzimy z tego, jak św. Józef pragnie nas ratować i jak mu są drogie dusze czyste.

Modlitwa do św. Józefa na uproszenie łaski czystości

O Stróżu i Ojcze dziewic, Józefie święty, którego wiernej straży sama niewinność, Chrystus Jezus i Panna nad Pannami Marja poruczoną była, przez ten podwójny a najdroższy Tobie powierzony skarb, przez Jezusa i Marję proszę Ciebie i błagam, byś mnie od wszelkiej nieczystości zachowawszy sprawił, abym myślą nieskalaną, sercem niewinnem i czystem ciałem Jezusowi i Marji zawsze w jak największej czystości służył. Amen.

 

Dzień 6 marca

Zaślubiny Najświętszej Marji Panny ze św. Józefem

Dnia 23 stycznia udała się Marja P. do świątyni. Oko spuszczone ku ziemi, na czole Jej odblask łaski Bożej, powaga w chodzie, korona na głowie; płaszcz błękitny spływał z Jej ramion; jaśniejsza jak słońce, piękniejsza jak księżyc --- oto obraz tej niebiańskiej Oblubienicy, jak go nam Marcin Cochem w swem życiu Jezusa Chrystusa skreśla. Następnie przybył także św. Józef całkiem zatopiony w Bogu. Patrząc na blask, który bił z twarzy Jego, na piękność Jego męskiej postawy, byłbyś go uważał za Anioła, powiada Cochem (Kochem). Co za przecudowny i wesoły orszak Aniołów towarzyszył niezawodnie tej św. parze do ołtarza, oraz liczne grono znajomych i krewnych.

Bądź przekonaną, rzekła pewnego razu N. Marja P. do św. Brygidy, iż św. Józef Ducha św. światłem oświecony dobrze wiedział, iż byłam czystą w myślach, słowach i uczynkach moich. Połączył się zatem ze mną nie w tym celu, by mię mieć za małżonkę, ale raczej, aby być stróżem dziewictwa mojego. Mnie zaś samą Duch św. pouczył, iż żadną miarą wątpić mi nie trzeba, jakoby nazwa małżonki Józefa z rozporządzenia Opatrzności Bożej mi nadana, na jakąkolwiek skazę dziewictwo moje narazić miała.

Dzień zaślubin był wielkim dniem dla św. Józefa; od tej chwili jeszcze większe czynił postępy w cnotach, do czego przykład Najśw. Oblubienicy go zachęcał, a Jej modły sprowadzały nań coraz większe łaski z nieba. Był On żarliwie pobożnym; być żarliwie pobożnym, jest to pragnąć i chcieć coraz wyższej doskonałości i świętości, robić wszystko lepiej dziś niż wczoraj, wieczorem lepiej niż rano. Jest to nie dodawać sobie więcej pracy, ale odrabiać ją coraz staranniej. To życie pełne miłości Boga, to pochód duszy do nieba. I cóż było jedynem staraniem św. Józefa? Oto podobać się P. Bogu, postępując z cnoty w cnotę. Aby wytrwać na tej drodze, trzeba się mężnie potykać i mieć wielką ufność w Panu Bogu.

O tyle postąpisz, o ile się zwyciężysz. Zwycięż samego siebie, a tem samem nad światem zwycięstwo odniosłeś. (Św. Augustyn). Gdy św. Weronika dorastała, P. Jezus do niej rzekł: Do wojny! do wojny! Święta biorąc ten rozkaz dosłownie, zaczęła się uczyć władania bronią. Wkrótce jej się znów pokazał P. Jezus i zganił ją za to, że nie o takiej mówił wojnie, lecz o wojnie, jaką tu na ziemi prowadzić ma z szatanem, ze światem i z ciałem. A w takiej najdzielniejszą bronią jest modlitwa. Po innem widzeniu Zbawiciela pisze św. Weronika Kapucynka: Bóg sprawił mi to widzenie, aby mię na nowo upomnieć do postępu w cnocie. Jakoż w jednej chwili zrozumiałam z udzielonego mi światła wewnątrz, jaka to powinna być zgodność nasza z Bogiem we wszystkich naszych uczynkach, to jest, zrozumiałam, iż potrzeba, byśmy je pełnili z zupełnem wyrzeczeniem się siebie samych, z wiarą i nadzieją w Bogu w ciągłej obecności Bożej, z doskonałą miłością i jedynie dla Boga, ze świętem poddaniem się woli Jego, z doskonałem umartwieniem siebie, tak, aby we wszystkiem szukać jedynie upodobania Bożego, z usilnem staraniem, aby co czynimy, jedynie znane było Bogu, a ukryte przed ludźmi, ze szczerem pragnieniem bycia pogardzonymi i upokorzonymi. Zrozumiałam, że wszystkie te warunki potrzebne są do wszelkiego uczynku dobrego, a nad wszystko, że potrzebna jest święta pokora, która robi, że wszelki uczynek nasz staje się miłym Panu Bogu. (Życie św. Weroniki, str. 50).

Nie czytamy o św. Józefie, żeby za życia czynił cuda; spełniał natomiast tak wiernie swoje obowiązki, iż każdy Jego czyn, był cudem doskonałości. Według zdania Soboru Trydenckiego, każdej sprawie cnotliwej, którą uczyni człowiek sprawiedliwy, odpowiada stopień łaski uświęcającej, każdemu zaś stopniowi łaski odpowiada prawo do nowego stopnia chwały wiecznej. Całe życie z takich aktów cnót złożone, będzie jakby cudny złoty łańcuch z pojedyńczych ogniw złożony. Jeden stopień łaski i odpowiedni mu stopień chwały, jest skarbem tak wielkim, że Święci, gdyby mogli się smucić, opłakiwaliby wiecznie utratę jednego z nich, któryby utracili z własnej winy. A my tak ślepi, za nic sobie mamy utratę tak wielkich skarbów. O jakże w godzinę śmierci inaczej o tem sądzić będziemy! jak wtedy doskonale poznamy, jaką sami sobie wyrządzamy krzywdę. Jeżeli kto z zaniedbaniem swoich obowiązków spełnia choćby z natury swej dobre czyny, lecz niewłaściwe jego stanowi, jest fałszywie pobożny. Np. gdyby matka zostawiła bez opieki chore dziecko w domu, a poszła na kazanie, czyżby tem zdobyła jaką zasługę? Bynajmniej; każdy by jej to zganił. Usilność więc o doskonałe spełnianie i unikanie wszelkiej niedoskonałości w dokonywaniu spraw naszych z siebie dobrych, na trzech zależy warunkach: 1) na czystości intencji; 2) na żarliwości wytrwałej i bez zaniedbania obowiązków swego stanu i 3) na pilnowaniu czasu przeznaczonego na każdą czynność naszą, a tym sposobem będziemy czynili to, co Bóg chce, jak i kiedy chce; a to stanowi szczyt doskonałości, na który, gdy będziemy usiłowali postępować śladem Najśw. Marji Panny i św. Józefa, Oni nas będą zaszczycać swoimi względami.

Praktyka

Poznaliśmy z powyższej nauki ogromną wartość czasu, kiedy każdą chwilą dobrze użytą, można zyskać wyższy stopień chwały w niebie, można pozyskać Boga na wieki. Zaś potępieni, którzy Go utracili, gdyby im P. Bóg dał jeszcze kilka chwil życia, jakżeby żarliwie z nich korzystali. A więc my, których Stwórca z miłosierdzia swego raczy jeszcze na świecie trzymać, walczmy, zwyciężajmy się, pracujmy gorliwie, abyśmy później nie żałowali źle użytego czasu. W jednym dniu gorliwej pracy można więcej zyskać, niż przez dziesięć lat leniwej pracy; można powetować długoletnie straty. Odpędźmy pokusę małoduszności, polegając na zapewnieniu św. Teresy, mówiącej: Aby Pan Bóg łaski swe wielkie i pomoc dawał tym, co Mu wiernie służą, zawsze jest czas. Powtarzajmy sobie: Mogli ci i owi, zostać świętymi, a czemu jabym nie mógł? Lub za św. Pawłem: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Bł. Berchmans, nie czynił cudów za życia, ale obowiązki tak wiernie spełniał, że każda jego czynność była cudem doskonałości.

Modlitwa

Racz mię zachować św. Józefie od nieszczęścia marnowania drogiego czasu; niechaj z niego skorzystam, podobnie jak Ty mój św. Opiekunie. Wyjednaj mi wielką gorliwość w spełnianiu moich obowiązków, abym każdym czynem, myślą i słowem, przyczynił(a) Panu Bogu chwały, Najśw. Marji P. i Tobie św. Józefie radości, a sobie zasług wiecznotrwałych. Amen.

***

 

Dzień 7 marca

Św. Józef wzór najwznioślejszych cnót


Wstępujmy w ślady św. Józefa, abyśmy spełnili nakaz Zbawiciela, który mówi: Bądźcie miłosierni, jako i ojciec wasz niebieski miłosierny jest. Przez miłosiernych rozumieją się ci, którzy są czuli na niedolę bliźniego i niosą mu pomoc nie z pobudek czysto ludzkich, naturalnych, ale z pobudek wiary. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. A któż z nas nie potrzebuje miłosierdzia Bożego? Więc też wszyscy powinniśmy, o ile możności spełniać uczynki miłosierne. Dawajcie, a będzie wam dano. (Łuk. 6. 38). Dajcie biednemu jałmużnę ziemską, a da wam Bóg dobry najobfitsze i najpotrzebniejsze do uświęcenia i zbawienia łaski. Jak prawdziwie to Boski kontrakt! Wszystko, co uczynimy bliźniemu, przyjmuje Zbawiciel, jakbyśmy to Jemu samemu uczynili i w dzień sądu powie: Pójdźcie błogosławienie Ojca mego, albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, byłem gościem, a przyjęliście mię... Zaprawdę powiadam wam: Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili. (Mat. XXV).

Na sądzie więc ostatecznym, o zbawieniu lub potępieniu każdego, rozstrzygać będą szczególnie miłosierne uczynki spełnione, albo zaniechane. Jeżeliś się poświęcił uczynkom miłosierdzia, wypełniaj je z gorliwością i czystą intencją, a wielką w niebie będzie twoja nagroda. Jeżeliś zaś wybrał miłosierdzie duchowne i oddałeś się nauczaniu nieumiejętnych, dzieci, nawracaniu grzeszników, wspieraniu dzieł misyjnych, protegowaniu ochronek, instytucji poprawczych i t. d. nagroda twoja będzie bardzo wielką, gdyż nad te uczynki, dążące wprost do chały Bożej i zbawienia dusz, nie może być nic przyjemniejszego Bogu, nic korzystniejszego dla bliźnich i dla ciebie samego. Jeżeli możesz dać jałmużnę, mówi św. Augustyn, daj ją; jeżeli nie, pokaż się czułym i uprzejmym dla tych, którzy są w potrzebie. Święty Jan Złotousty odzywa się do wymawiających się od spełniania miłosiernych uczynków w te słowa: Nie mam, powiadasz, dosyć majątku, aby dawać jałmużnę. A ja ci powiadam, że gdybyś nie wiem jaki był ubogi, zawsze będziesz mógł dać szklankę wody zimnej bliźniemu. Zawsze masz nogi, żeby pójść odwiedzić chorego i nieszczęśliwego, masz mowę, aby pocieszać i budować; masz jakąś chatkę, aby w niej dać przytułek podróżnemu i cudzoziemcowi. Niema więc żadnej wymówki dla tych, którzy nie cyznią jałmużny i nie pełnią uczynków miłosierdzia.

Ci, którzy mają mocne postanowienie pomagać drugim wtedy, gdyby mieli środki po temu, otrzymają takie samo wynagrodzenie, jak gdyby wypełnili to, co było pragnieniem ich miłosiernego serca. (Św. Klemens Aleksandr.). Ten, kto może się wstawić za ubogim u bogatego, jeżeli tego nie uczyni, ma się lękać kary Bożej, gdyż podobien jest owemu słudze, który zakopał swój talent. (Św. Grzegorz Wielki).

Na pociechę serc szlachetnych, a ubóstwem skrępowanych, powiedzmy, że kto wspomaga i wyzwala dusze z mąk czyścowych, ten spełnia wszystkie miłosierne dzieła, zalecone nam przez Pana Jezusa. I zaprawdę, wprowadzając duszę do nieba, wyzwala ją z więzienia czyścowego, dajemy jej nie tylko okruszyny ze stołu naszego, ale Jezusa chleb anielski. Gdy modlitwę lub ofiarę za nie Bogu czynimy, zmniejszyć im możemy cierpienia, ugasić pragnienie, pocieszyć, że im mniej długu zostaje do spłacenia sprawiedliwości Bożej. Jednym odpustem zupełnym możemy duszy otworzyć niebo i przyśpieszyć przyodzianie jej chwałą wiekuistą; jedną Mszą św., jedną Komunją św., jednym Różańcem za nie ofiarowanym, możemy ich znaczną liczbę wykupić z niewoli czyścowej. Jednem małem umartwieniem, jednem ofiarowaniem Bogu Ojcu za nie Krwi Przenajświętszej i Oblicza P. Jezusa, możemy im skrócić męki czyścowe i zaciągnąć na siebie ich błogosławieństwo, pomoc i niewygasłą wdzięczność. Ratując modlitwą grzeszników, konających, także spełniamy miłosierne czyny. Patrz! jak łatwym sposobem można wiele dobrego zrobić i wiele zdobyć zasług.

Św. Anastazja strasznie męczona, prosiła choć o trochę wody, aby ugasić trawiące ją pragnienie. Posłyszawszy to jeden poganin Cyryl, wyrwał się z tłumu i pobiegłszy, przyniósł Świętej wody, która z wdzięcznością przyjąwszy, prosiła P. Boga, aby mu łaską swą hojnie nagrodził. I oto, tym jednym aktem miłosierdzia, tak zniewolił P. Boga, iż mu dał łaskę nawrócenia i inne tak szczytne łaski, że zostało świętym Cyrylem męczennikiem.

Czcigodna Agata od Krzyża (trzec. Zak. św. Dominika), mając lat ósm, odznaczała się tak wielkiem politowaniem dla biednych, oddając im wszytko chętnie co posiadała. Miłość i miłosierdzie w wieku tak dziecięcym, Bóg wynagrodził darem czynienia cudów.

Nie opuszczajmy żadnej sposobności czynienia dobrze, bo mamy krótki czas. Świątobl. Benedykta z Laus ostrzegła raz pewną panią, mówiąc: Śpiesz się pani czynić dobrze, dopokąd żyjesz, bo po śmierci twojej dzieci nic nie uczynią dla ciebie. Ta przepowiednia się spełniła. Pani poszła za radą Benedykty, atoli choroba zaskoczyła, uczyniła zbyt mało i tylko co dotąd dobrego miała, policzył Bóg na żywot wieczny. Następujący przykład miłosierdzia, dokonanego z narażeniem życia, niech zawstydzi naszą małoduszność w spełnianiu dobrych czynów.

W czasie pożaru miasta Krakowa dnia 18 lipca 1859 r., ks. Klemens Domagalski odznaczył się szczególniej przy ratowaniu kościoła i klasztoru Panien Bernardynek. Akta klasztoru czynią o tem następującą wzmiankę: Roku 1850 dnia 18 lipca..., o godzinie wpół do drugiej popołudniu, zapaliły się w naszym klasztorze w jednej chwili wszystkie dachy. Gdy więc z rozkazu Prześwietnego Konsystorza musiałyśmy z klasztoru wychodzić, spotykamy Przew. księdza Klemensa Domagalskiego, który nas pocieszał i gorliwie bronił, wynosząc wraz z innymi kapłanami srebra i apparata kościelne do kościoła św. Piotra. Gdy później nie było można przejść ulicą z powodu palących się kamienic z jednej strony, a z drugiej z powodu zrywania dachów, ksiądz Klemens nie zważając na niebezpieczeństwo, dociera do kościoła naszego. Aliści zaledwie wszedł do niego, runęła wieża na kościele, a przez otwór w środku sklepienia kościoła wpadły ogniste belki na ławki, które do dziś dnia noszą znaki wytlenia. W tej stanowczej chwili, niezmordowany ks. Klemens, uważa za niepodobny ratunek gdyż niema ani kropli wody, nie ma nikogo do pomocy. Chce wracać, ale drzwi kościoła zamknięte. Od dymu nic nie widać. Na pamięć więc, pomykając się ku drzwiom kaplicy, prowadzącym do klasztoru utyka na konewkę napełnioną wodą. Za ten dar jakby z niebios zesłany składa dzięki Bogu, porywa ową konewkę, wraca z nią do ławek, zlewa wodą, nogami zadeptuje ogień. A tak ocala świątynię Pańską, bo od ławek, które się zaczynały palić, do ołtarza dwa tylko kroki. Sam zaś nic do koła nie widząc z powodu kłębów dymu, zalegającego całą przestrzeń, bocznemi drzwiami kaplicy dostaje się do klasztoru cudownym prawie sposobem, gdyż od dymu udusić się można było.

Św. Józef z pewnością wyjednał sowitą nagrodę ks. Klemensowi, za ten czyn heroiczny, jakim ocalił Jego cudowny obraz, znajdujący się w kościele przezeń uratowanym. Jego zaś imię, słodko po dziś dzień jako dobrodzieja klasztoru wspomniane i nadal z ust do ust Sióstr zakonnych tradycją przechodzić będzie.

Praktyka

Abyś się stał miłosiernym, ćwicz się pilnie w tej cnocie, korzystaj z każdej okazji, a spełniając miłosierne uczynki, pamiętaj na przestrogę: Strzeżcie się, abyście sprawiedliwości waszej nie czynili przed ludźmi, abyście byli od nich widziani: bo inaczej zapłaty mieć nie będziecie u Ojca waszego, który jest w niebiesiech. (Mat. VI). Pełniąc zaś dobre uczynki, nie lękajmy się złości szatańskiej, ani ludzkiej, gdyż Bóg sam przyjdzie nam z pomocą.

Modlitwa

Przedwieczny Ojcze, proszę Cię przez Serce Jezusa, najmilszego Syna Twego, przez przyczynę Najśw. Marji Panny i św. Józefa, spraw, abym się stał godnem narzędziem zmiłowań Bożych. Amen.

O św. Józefie! racz mi wyjednać łaskę, aby mi P. Bóg raczył nasuwać wiele sposobności do miłosiernych uczynków i abym wsparty Twym przykładem, wiernie z nich korzystał.

Dzień 8 marca

Najświętsza Rodzina jest wzorem rodzin chrześcijańskich


Marja z Agredu opowiada, że św. Józef tak głębokim szacunkiem dla P. Dziewicy był przejęty; niebiański blask, jaki bił z Jej twarzy, takim Go uwielbieniem przejmował, iż wówczas czuł się tylko szczęśliwym, skoro wolę Jej mógł spełniać. Najśw. Marja P. jednakowoż, ta najpokorniejsza, nie lubiła rozkazywać; zwróciła owszem św. Józefowi uwagę na to, że Pan Bóg tak postanowił, aby w każdej rodzinie mężczyzna był głową domu. Trzeba się zatem było poddać woli Bożej. W dniu Zwiastowania, nie było wcale św. Józefa w domu. Zbliżała się Pasch; mężczyźni zwykle te święta obchodzili w Jeruzalem. Przeto się św. Józef wybierał, N. Marja P. zaś powzięła zamiar nawiedzenia swej ciotki Elżbiety. Nie odważyła się przecież tego uczynić bez zezwolenia św. Józefa. Św. Oblubieniec zgodził się na Jej życzenie; wybrali się zatem oboje w podróż: Św. Józef do Jeruzalem, N. Marja P. do św. Elżbiety.

W czasie podróży, pisze Marja z Agredy, Bł. Dziewica albo śpiewała chwałę Bożą, albo rozmawiała z Oblubieńcem Swoim o niebie, o przyjściu Mesjasza; lecz częściej byli oboje zatopieni w modlitwie. Najśw. Panienka radziła się Pana, czyby Jej nie wypadało tajemnicę swoją wyjawić przed Józefem; odebrała atoli odpowiedź zupełnie odpowiednią Jej pokorze, t.j. aby się bez zastrzeżenia zdała na Opatrzność. Patrjarcha św., pragnąc Oblubienicę Swą przed przykrościami podróży uchronić, nabył osiołka; lecz N. Marja P. szła często pieszo, by go Józefowi św. ustąpić. Św. Józef naturalnie nie skorzystał z tej ofiary; zachwycony Swą cnotliwą towarzyszką, pogrążał się w uczuciu swojej nicości wspomniał, że go P. Bóg na opiekuna takiego obrał Anioła.

Św. Józef gorąco kochał Marję, a to dla Jej wielkich i przedziwnych cnót, któremi w ukryciu jaśniała. Marja, mówi jeden pobożny pisarz, najtroskliwszemi staraniami otaczała św. Józefa; troszczyła się, żeby miał zawsze wszystko przygotowane, uprzedzała jego życzenia, zajmowała Ją Jego praca; starała się, żeby mu na niczem nie zbywało; a nadto gotową była pełnić wolę Jego. Św. Józef umiał ocenić tę dobroć, te starania i usiłował jak najlepiej okazać miłością swoją wdzięczność. Lecz przedewszystkiem kochał Marję, że była Matką P. Jezusa. Czyż i my nie powinniśmy dla tych samych powodów kochać Marji?

Chrześcijańscy małżonkowie powinni często rozważać wspólne pożycie N. Marji Panny i św. Józefa, aby je naśladować, a zarazem Im się polecać całą swoją rodziną w opiekę. Skutki tego uwidoczniają się jeszcze na doczesnym świecie, czego dowodem następ. przykład z bieżących czasów:

Pani N. gorliwa czcicielka N. Marji P. i św. Józefa, oddawszy im swój dom w opiekę, niezliczone dobrodziejstwa otrzymała przez ich przyczynę. Najpierw łaskę wiernego spełniania i umiejętnego pogodzenia trudnych obowiązków żony i matki z życiem bogomyślnem tak, iż jej pobożność była miłą wszystkim. Zachęcała do niej swym przykładem całe otoczenie, a nawet znajomych. Była pełną poświęcenia miłości; więc pomimo piękności i innych darów wysoko cenionych przez świat, zamiłowała zacisze domowe, unikając hucznych zabaw i strojów. Mężowie stawiali ją na wzór swym żonom, przyjaciółki zaś p. N. podziwiały ją i budowały się. Dziatki swe wychowywała w bojaźni Bożej, ćwicząc je w pokorze, miłości Boga i bliźniego, czuwając, aby im się wyrobił charakter prawy, szczery, stały i pod każdym względem piękny, w czem im przyświecała przykładem; dlatego skuteczniej działały jej słowa, bo: rada zachęca, a przykład zmusza.

Usiłowania p. N. uwieńczył P. Bóg pomyślnym skutkiem, gdyż dwie córki raczył powołać do zakonu, wszyscy zaś synowie wyrośli na zacnych obywateli kraju. Gdy jeden z nich, urodziwy młodzian, znalazł się raz w gronie różnych kolegów, powiedziano mu: W ciebie matka wpoiła tak gruntowne zasady, że cię nie zepsuje żadne towarzystwo.

W roku 1902 pani N. zachorowała śmiertelnie; doszło do tego stopnia, iż każdą chwilą zdawało się, że uleci jej życie. Strapiony małżonek, zastanowiwszy się, rzekł do niej: Nie, to nie będzie tak dobrze! ja powinienem pierwej umrzeć, abyś mnie przygotowała na drogę wieczności i modliła się za mnie. Zresztą ja ciebie tak kocham, że nie przeżyłbym twojej śmierci.

I jak mówią, uprosił sobie u Pana Boga według życzenia serca, gdyż pani N. wprawdzie po licznych modłach w klasztorze św. Józefa w Krakowie, w paru dniach cudownie wyzdrowiała; on zaś zachorował na zapalenie płuc. Choroba przybierała coraz groźniejsze rozmiary; przeto synowa jego, pomimo wielkiej odległości od Krakowa, uzyskawszy pozwolenie męża, opuściła dom, dzieci i przybyła naprzemian z córką chorego ojca pielęgnować go noc i dzień, aby jak mówiła nie było mu przykro, gdyby wezwano obcej pomocy.

Kilka dni przed śmiercią, gdy pani N. wyszła z pokoju, rzekł do synowej: Co to za matka! Jakie w niej poświęcenie i t. d., wyliczał jej cnoty, jakiemi przyświecała, wreszcie dodał: To najpiękniejszy dla kobiety wieniec, t.j. z cnót i zasług... Tem podobnemi słowy wygłosiwszy jej pochwały, wspierany przez nią pobożnemi rady i modły przeszło 40 lat, a szczególniej teraz w chorobie, po kilkakrotnej spowiedzi i przyjęciu Komunji św. z budującem poddaniem się woli Bożej, ozdobiony licznemi zasługami, spokojnie zasnął w Panu r. 1902 w sobotę, w ten dzień poświęcony czci N. Marji P., gdyż i on się odznaczał nabożeństwem do Matki Bożej.

Pani N. szukała pociechy w kościele św. Józefa, gdzie ją niejednokrotnie widywano, korzącą się u stóp tego św. Patrjarchy, żebrzącą Jego pomocy oraz wstawiennictwa do tronu Bożego w bolesnych zdarzeniach, w trudnych okolicznościach życia, czyto własnych, czy którego z członków swej rodziny. Zwykle też odchodziła jeśli nie pocieszona, to dostatecznie umocniona na duchu.

W tym kościele trzej jej synowie brali ślub i te małżeństwa, wstępując w ślady zacnych rodziców, stały się wzorowemi. Zauważono wogóle, że małżeństwa, złączone ślubami tu, u stóp cudownego św. Józefa, gdy się oddały w opiekę tegoż św. Patrjarchy, żyją w zgodzie i są szczęśliwe.

Praktyka

Jakże powyższy przykład powinien zawstydzić i nakłonić do poprawy niejedno tegoczesne małżeństwo, które zaledwie kilka lat po ślubie, przez brak pobożności, zamiłowania cnót, przezwyciężania złych nałogów i cierpliwego znoszenia niedoskonałości jedno drugiego --- żyją w niezgodzie, unieszczęśliwiając się wzajemnie. A dzieci, dzieci, czyż tacy mogą dobrze wychować? Jeżeli znasz, duszo wierna, podobnych, módl się za nich i usiłuj nakłonić, aby się z ufnością oddali w opiekę Najświętszej Rodzinie, a Ona ich wyratuje z tej toni.

AKT ofiarowania się Przenajświętszej Rodzinie

O Jezu, Zbawicielu nasz najmiłosierniejszy, który zstąpiwszy z nieba na ziemię, aby przykładem swoim i nauką oświecać świat, większą część ziemskiego żywota swego w pokornej uległości względem Marji i Józefa w biednym domku Nazaretańskim przepędzić raczyłeś i przez to uświęciłeś Rodzinę, która miała być wzorem wszystkich chrześcijańskich rodzin, przyjmij łaskawie w opiekę ten dom nasz, który Ci się cały oddaje. Broń go i strzeż i bojaźń Twoją świętą w nim utwierdzaj, a zarazem pokój i zgodę, które są owocem chrześcijańskiej miłości, aby się stał podobnym niebieskiemu wzorowi św. Rodziny Twojej i aby wszyscy, którzy w nim mieszkają, szcześliwości wiekuistej stali się uczestnikami.

O Najmilsza matko Jezusa Chrystusa i Matko nasza, Marjo, spraw najmiłosierniejszą i najświętszą przyczyną Twoją, aby łaska i błogosławieństwo Jego na domu moim spoczywały.

O Józefie Stróżu najświętszy Jezusa i Marji, wspomagaj nas we wszystkich duszy i ciała potrzebach, abyśmy wespół z Tobą i Najświętszą Dziewicą Marją Boskiego Zbawiciela Jezusa Chrystusa na wieki wielbić i dzięki Mu składać mogli.

Dzień 9 marca

Św. Józef wzór miłości bliźniego


Najśw. Pielgrzymi w Jerozolimskiej świątyni złożyli hołd Bogu, następnie N. Marja Panna udała się do św. Elżbiety. Po skończonej uroczystości Paschy, Zacharjasz zabrał ze sobą do domu św. Józefa, gdzie Go św. Elżbieta serdecznie przywitała. Pozostał tam czas niejaki, ponieważ jednak miał liczne zajęcia w Nazarecie, zostawił przy Elżbiecie N. Oblubienicę, a sam wrócił do domu. Po trzech miesiącach zaś powrócił po Nią. Św. Marja z Agredy podaje nam szczegóły przywitania się N. Marji Panny ze św. Józefem. Skoro Marja ujrzała Józefa, natychmiast chciała się rzucić na kolana aby błagać o przebaczenie, iż aż przez trzy miesiące, jakkolwiek za Jego zezwoleniem pozostawiła Go samotnego. Święci albowiem nie pytają się: czy są winni lub nie, ale z każdej sposobności upokorzenia się korzystają. Następnie, kiedy się chwila rozstania zbliżała, padła Marja przed Zacharjaszem, ucałowała rękę jego, pokornie o błogosławieństwo kapłańskie prosząc. Przepraszała go potem za wszystkie nieprzyjemności, jakie przez długi swój pobyt w domu jego sprawić mogła i podziękowała za hojną gościnność. Podobnież pożegnała się ze św. Elżbietą. O przecudna pokoro Marji! Raczże z serc naszych usunąć pychę. Świat dzisiejszy piękną cnotę pokory wygnał za furtę klasztorną. Nawet dzieci często depcząc 4-te przykazanie, tracą szacunek ku rodzicom, następnie buntują się przeciwko ich powadze. Jeżli zawczasu religijne wychowanie nie wykorzeni z serca jego hardości, czegóż się można spodziewać lepszego po takiem dziecku? Pychą niezawodnie napiętnowane będzie całe jego życie. Pycha uczyniła z aniołów szatanów. Oby matki, wychowując swe dziatki, często wspomniały na radę P. Jezusa, jaką dał św. Weronice, gdy była mistrzynią nowicjuszek. Otóż zalecił jej, aby nad wszystkie cnoty prowadziła nowicjuszki swoje po drodze św. pokory. Stopień pokory, jaki kto ma na ziemi, jest miarą jego przyszłej chwały w niebie. Jeżeli zaś pomimo wszelkich usiłowań rodziców ich dziecko, jak się nieraz zdarza, zejdzie na złą drogę, niech go polecają opiece N. Marji P. i św. Józefa, niech je ratują modłą i jałmużną, dawaną ubogim za nie, jak to czyniła św. Brygida, wielka czcicielka Matki Bożej, która jej nieraz objawiać raczyła różne szczegóły o św. Józefie. Otóż ta Święta miała syna Karola, który, jako krewny króla, zostając na jego dworze otoczony przepychem i bogactwy, zamiłował świat z zaniedbaniem sprawy swego zbawienia i brnął w grzechy, czem sprawiał wielkie zmartwienie swej matce. Św. Brygida jednak nie opuściła rąk, lecz tak go ratowała, tyle ofiar P. Bogu i łez wśród modlitw ofiarowała, że mu wyjednała zbawienie. Po śmierci Karola ratowała jego duszę w czyścu; wreszcie miała objawionem, że Syn łez swej matki, takie imię zostało dane Karolowi na całą wieczność szczęścia nieskończonego, szedł do nieba. Oczy jej ujrzały Oswobodziciela dusz i usłyszała, jak On słowy swemi otwiera Karolowi niebo: Pójdź, mój wybrany! Miłość macierzyńska zniosła ostatni przeszkodę; Brygida radowała się prawie tyleż, co i Błogosławiony! O Dobroci Przedwieczna, mówiła ona cichym głosem, wlewasz do serc prośby i łzy, ukrywasz w nich Twe dary i łaski. Potem zaś nagradzasz to wszystko ceną Chwały. Droższyś mi jest, niż ma dusza... Światło przez nią odebrane... zdolnem było pocieszać matki i natchnąć je przekonaniem, co one mogą dla swych dzieci. Anioł zawiadomił ją o tem i rzekł jej: Wiedz, że to widzenie ostatnie duszy twego syna nie zostało tobie ukazanem dla twej jedynie pociechy, zadaniem jego jest przekonać przyjaciół Bożych, co oni mogą otrzymać od Niego (Opis życia św. Brygidy, str. 166).

Niech więc dobre matki najpierw się troszczą o duszę dziecka, o pouczanie go prawd wiary św., o ukształcenie serca, o wyrobienie prawego charakteru, a na drugim planie o jego wykształcenie naukowe i o los doczesny. W upominaniu trzeba zachować wielką roztropność; nie upominać w gniewie, bo dusza słaba, jaka jest dzieci, łagodnością, mądrą ludzkością i miłością, powinna być niejako wabioną na drogę cnoty. Miłość jest konieczna dla dzieci, jak słońce dla roślin, ale miłość być powinna rozumna i niekiedy, podobnie jak słońce zakrywać się chmurami surowości, gdyż tolerowanie złego w dzieciach jest dla nich zgubne, jest niekiedy zabójstwem ich duszy. Kochajcie więc mądrze i karzcie roztropnie!

Św. Józef jak w innych cnotach, tak też i w miłości celował. On kochał bliźnich bezinteresownie, dla wszystkich był dobry, kochał ze względu na Boga, bo w nich widział Jego obraz i podobieństwo. Każda dusza bliźniego była mu drogą, ponieważ znał jej wielką niepojętą wartość. Ratował o ile mógł dusze od zguby wiecznej za życia, a jeszcze bardziej ratuje teraz, czego dowodem następujący przykład:

Pewien protestant opisuje co następuje mniej więcej w podobnych słowach: Dzień cały przepędziłem w złym humorze, przeklinając co mi w drogę weszło, w wieczór zaś, powróciwszy do domu, zastałem żonę klęczącą i domawiającą jak zwykle Różaniec z dziećmi. Już mi tego było za wiele, więc z oburzeniem zawołałem: znowu się modlicie? zaniechajcie to zaraz, nie chcę, aby się dzieci tego trzepania nauczyły. Lecz żona, spojrzawszy na mnie ostro, odpowiedziała: nie wzbraniaj dzieciom się modlić, prawo Boże bardziej ich obowiązuje, jak twoje. Rozgniewany tem jeszcze bardziej, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Położywszy się, nadzwyczaj prędko zasnąłem i miałem następujące widzenie: Ujrzałem się na wierzchu kościoła protestanckiego, z którego zsuwałem się coraz bardziej i widziałem grożącą mi śmierć, gdyż spadnięcie z niego było nieuchronne. Znajdując się w tak opłakanem położeniu, spostrzegłem starca, który się zbliżył do mnie, wziął w swoje ramiona i zaniósł na bezpieczne miejsce, a ująwszy mię za rękę prowadził na wysoką górę. Z początku szedłem żwawo, lecz góra była coraz przykrzejsza, droga coraz mozolniejsza. Chciałem zaniechać dalszej podróży, lecz starzec nie pozwolił, a trzymając mą rękę, kazał się obejrzeć, co uczyniwszy, zobaczyłem za sobą obrzydłą poczwarę, niby smoka z paszczęką buchającą ogniem, który ciągle postępował i czyhał na mnie. Nie opierałem się więc starcowi, ale wszelkich sił dokładałem, aby z nim podążyć. Przyszedłszy na szczyt góry, napotkaliśmy bramę, która za dotknięciem ręki starca się otworzyła. Wszedłszy, ujrzałem się w kościele, którego rozmiaru nie mogłem okiem doścignąć. Na wspaniałym tronie siedziała Królowa cudnej piękności w wieńcu z róż, koło Niej grono dziewic jedne przybrane biało, inne czerwono, trzecie błękitne, a wszystkie w wieńcach i palmami w rękach. Chóry te odmawiały Różaniec. Skłoniłem Im się; One też mnie z wielką serdecznością, a starzec, wskazując mi, rzekł: ,,Widzisz oto Świętych obcowanie"; poczem kazał mi spojrzeć w górę, gdzie zamiast kopuły, ujrzałem ogromne światło, którego jeden promień wpadł w moje serce, uczułem niewypowiedzianą zmianę, szczęśliwość i obudziłem się. Pod tak świeżem wrażeniem zacząłem rozbierać to widzenie, oraz byłem zaciekawiony, kto był ów miłosierny starzec. Powstawszy, zawołałem syna i zapytałem: Powiedz, coście wczoraj z matką mówili? Strwożone dziecko zrazu wzbraniało się mówić, lecz ośmielone łagodnem obejściem powiedziało: ,,Różaniec". I nic więcej? Znowu z bojaźnią syn na mnie spojrzał i rzekł: I trzy Ojcze nasz do św. Józefa, mama nam kazała odprawić nowennę. Na co? --- zapytałem. Znów po naleganiach odrzekł: ,,Abyś się ty, ojcze, nawrócił". Teraz wszystko zrozumiałem: a więc to był św. Józef. O módl się, synu kochany, zawołałem, i powiedz matce, że odtąd i ja chcę uczestniczyć w Różańcu. Porzuciłem protestantyzm i zostałem katolikiem. Niech będą dzięki Bogu, Matce Najświętszej i św. Józefowi.

Praktyka

Każdy ożywiony miłością bliźniego, może się stać poniekąd apostołem przez dawanie drugim dobrego przykładu, przez gorliwe spełnianie swych obowiązków i przez modlitwę. Osobliwie do tego mają sposobność przełożeni, nauczyciele, matki rodzin, ojcowie i najstarsze dzieci z rodzeństwa. Tych Pan Bóg umieścił na świeczniku, niechaj więc przyświecają młodszym. Nie pogardzaj grzesznikiem, ale raczej módl się o nawrócenie dlań, a jeżeli możesz, obmyśl środki czynne pozyskania go Bogu. Gdy pozyskasz duszę Bogu, uczynisz Mu rzecz milszą i tobie pożyteczniejszą, niż gdybyś podbił cały świat i rozdał ubogim wszystkie jego bogactwa. Unikaj samolubstwa, bo samolub --- to pasożyt ludzkości. Sama Najśw. Marja powiedziała jednej wybranej duszy, że wątpi o zbawieniu tych, którzy nic nie czynią dla zbawienia drugich.

Westchnienie

O Józefie ratuj nas,
W życiu, w śmierci, w każdy czas!

***

 

Dzień 10 marca

Św. Józef wzór cnoty milczenia


Św. Józef spostrzegł w drodze zmianę w stanie Marji; był to cierń, który ranił serce Jego. Marja z Agredy podaje nam szczegóły tej walki, jaka się toczyła w duszy św. Patrjarchy. Sam nigdy nie powątpiewał o cnocie tej istoty, którą za najdoskonalszą uważał; mimo to prawo Mojżesza nakazywało rozstać się z Marją. Bóg sam był świadkiem tego udręczenia, jakie się już w sercu Jego ukryć nie mogło; czasami stawał św. Józef wobec Marji nieruchomy jakoby posąg kamienny.

Królowa nieba dobrze czuła te tortury; dzieliła boleść swojego świętego Oblubieńca, atoli wolała milczeć, czekając aż nieba same niewinność Jej okażą. Tymczasem podwajała swą grzeczność dla św. Józefa, świadczyła Mu najniższe usługi, modliła się za Niego. Ileż mimo to dwie te święte dusze cierpiały! P. Bóg posługuje się różnymi środkami, aby doświadczyć Swoich wybranych, oczyścić i zbogacić ich serca w zasługi. Tymczasem Anioł ukazał się we śnie św. Patrjarsze i wszelki niepokój usunął. Z brzaskiem dnia, zaledwie N. Marja P. swoje modlitwy skończyła, padł Józef św. do Jej stóp, wołając: O prawdziwa Matko Słowa odwiecznego, błagam Cię, przebacz nieświadomości nędznego stworzenia, które odtąd przez wszystkie dni żywota Twojej się poświęca służbie. N. Marja Panna podnosi św. Józefa i odpowiada swojem wspaniałem Magnificat. Wtedy święty Józef po raz pierwszy ujrzał Oblubienicę Swoją uniesioną ponad ziemię w jasnej aureoli dokoła. W tejże chwili objawił Mu Duch Św. tajemnicę Wcielenia i Niepokalanego Poczęcia N. Marji Panny. Opowiadanie tego zdarzenia tak koczy Marja z Agredy: Ewangelia nic nie wspomina o tych szczegółach jako też o innych tajemnicach życia dwóch tych Oblubieńców, zachowali albowiem oni takowe w swych sercach, nikomu się z nich nie zwierzając.

Podziwiajmy tu cnotę milczenia w N. Marji P. i w św. Józefie. Oni unikali nawet słów potrzebnych, a my jakże gadatliwi? Każdy człowiek powinien czuwać nad językiem, bo z każdego słowa trzeba Panu Bogu zdać ścisły rachunek. Wielomówność najczęściej pochodzi z pychy, a nie podobna opisać złego, które się wyradza z wielu słów. Wielomówność jest matką lenistwa, znakiem niewiadomości i głupstwa, drzwiami obmowy, sługą kłamstwa i wiatrem, ziębiącym ducha. Ona rozzuchwala złe namiętności, które znowu uzuchwalają język do tem większej gadaniny. O bliźnim twoim nigdy źle nie mów, bo straszna odpowiedzialność za obmowę i obowiązek odwołania.

Nim co powiesz, rozważ następstwa tego, bo słówko łatwo się wymknie, już go nie wrócisz, a wiele złego zdziałać może. Mówiąc, pamiętaj na obecność Boską. Anioł raz ostrzegł świętą Benedyktę z Laus, żeby w towarzystwie nie zajmowała się tak bardzo temi i owemi, ale jedynie miłością Bożą, własnem i bliźnich zbawieniem, starała się o ile może osłaniać błędy nieobecnych, a jeśli nie śmie tego uczynić, niech się modli za obmawiających i usiłuje zawżdy pamiętać na obecność Boga, albowiem wierząc, że Pan Bóg patrzy na nas wszędzie i zawsze, jakże byśmy mogli obrażać Go.

Św. Józef wśród ciężkiej próby nie upadł na duchu, choć cierpiał, nie poddawał się rozpaczy, ani nie rozwodził żalów przed ludźmi. I my wśród oschłości ducha, pokus i cierpień chrońmy się szemrania i smutku, gdyż smutek wielu zabija nietylko na ciele, ale też na duszy. W czasie smutku zły duch ma wielki wpływ na człowieka, mówi św. Ignacy; pod jego wpływem nic się nigdy dobrego nie zrobi. Gdy cię więc smutek napada, szukaj pociechy w modlitwie, jak to czynił św. Józef. Modlitwa, mówi św. Wawrzyniec Just., odpędza pokusy, oddala smutek, leczy choroby duszy, uzdrawia wady i ułomności nasze, roznieca gasnący ogień gorliwości, pomnaża w nas i udoskonala miłość Bożą. Aby jednak modlitwa była wysłuchaną, powinna być odprawiana z uwagą, z pokorą, z wytrwałością w Imię i przez zasługi Jezusa Chrystusa. Nie przestawaj prosić, a otrzymasz; jeżeli ci zaś Bóg nie da tego, o co prosisz, da ci z pewnością co lepszego i potrzebniejszego, gdyż nawet serdeczne westchnienie do Boga nie zostanie bez nagrody. Bóg jest skorszym do udzielania nam darów i łask, niż my do ich odbierania. Bóg chce nas obdarzyć łaskami, mówi św. Grzegorz, lecz chce, abyśmy o nie prosili, byśmy Go prośbą zmuszali. Modlitwa to potęga. Gdyby się wśród dnia znalazła jedna godzina, w którejby żadna modła nie wzbiła się przed tron Boży, w tej godzinie nastąpiłby sąd ostateczny. Jeżeli kiedy P. Bóg będzie doświadczał twej wierności, udaj się o pomoc do św. Józefa, on sam przechodził utrapienia ducha, więc ma wielkie współczucie dla uciśnionych. Sama N. Marja Panna jakby nas chciała zachęcić do tego, udarowując nas następującym przykładem:

Pewna pobożna zakonnica silnie napastowana przez pokusy, zaczęła wpadać w małoduszność i nieufność, przedstawiając sobie, iż nigdy nie będzie mogła nabyć św. wolności, czyli swobody ducha, która w tem życiu jest dla synów Bożych zadatkiem wiecznej szczęśliwości. Wśród takowych ucisków uciekła się do N. Marji P., błagając Ją o wyjednanie wewnętrznego pokoju, aby mogła w gorącości ducha chwalić i służyć Bogu. A jeśli Ty, o Najśw. Panno, rzekła, nie chcesz mi tej łaski wyświadczyć, racz przynajmniej łaskawie natchnieniem Twojem podać mi do serca, którego z pomiędzy Świętych od Ciebie najwięcej w NIebie ukochanego, iżbym do niego mogła, jako do jedynego Opiekuna ducha mego z wszelką ufnością uciekać się, na otrzymanie pożądanej łaski. Aż oto, zaledwie dokonała prośby do Matki Miłosierdzia, gdy jakoby zagarniającego ją potoku, napełniona pokojem i radością wewnętrzną, widzi oczami duszy stojącego przed sobą św. Józefa od Najśw. Panny najwięcej ukochanego, jako swego Oblubieńca i przez szczególne swoje dary wielce godnego wszystkich dusz Mistrza i Ojca. Anie na moment tedy nie zwłóczy całkowitego oddania się w opiekę św. Józefa, który jej natychmiast pozwolił doświadczyć skuteczności swojej opieki, uwalniając ją od wewnętrznych dotychczasowych zaburzeń i niepokojów, a gdy śmiały ją jeszcze niekiedy napastować, za wezwaniem pomocy świętego Józefa, wracał jej pokój serca i radość w obcowaniu z Bogiem (P. Barri in Der. ad S. Joseph c. 10).

Praktyka

Najlepiej użyjesz daru mowy, modląc się, czyli rozmawiając z P. Bogiem, nauczając prawd wiary świętej nieumiejętnych i prowadząc rozmowy budujące. Strzeż się słów grzesznych, jako to: obmów i kłamstwa, pomnąc, że szatan jest ojcem kłamstwa. To też S. Małgorzata Karmelitanka widziała w objawieniu, że na ustach wszystkich, którzy nawet w swem przekonaniu lekkie kłamstwa popełniali, szatan powyciskał czarne pieczęcie, jako znamię swej władzy nad nimi. Staraj się zamiłować milczenie, które jest nazwane mistrzynią mądrości.

MODLITWA


Św. Józefie, Mistrzu dusz wiernych, pomnij ile ucierpiałeś w bolesnej próbie, jaką Pan Bóg na Ciebie zesłał; a ulituj się nade mną, gdy i mnie Stwórca nawiedzi cierpieniem czyto duszy, czy ciała; racz mi wyjednać potrzebną siłę i łaski, aby mi to wyszło na zbawienie oraz zamiłowanie cnoty milczenia, jaką jaśniałeś w całem Twem życiu. Amen.

***

 

Dzień 11 marca

Św. Józef wzór pokory


Od chwili, w której św. Józef o tajemnicy Wcielenia z ust Anioła się dowiedział, olbrzymi robił postęp w świętości. Szacunkiem bez granic był przejęty dla Marji; początkowo klękał, ilekroć mimo Niej przechodził. Najśw. Panienka prosiła św. Józefa, by zniechał tych oznak czci i uwielbienia, a św. Józef był posłuszny. Św. Oblubieńcy nie mieli w domu służby na zawołanie, więc oboje wspólnie najniższe spełniali usługi. Przy podobnych okolicznościach walczyli nieraz o pokorę, jedno chciało być pokorniejszem od drugiego; jednakowoż Najśw. Marja Panna za każdym razem wychodziła zwycięsko. Razu przecież pewnego ostrzegł Anioł św. Józefa, by się nie sprzeciwiał ćwiczeniu się w pokorze Tej, która już nieba i ziemi była Królową. Poddał się więc św. Patrjarcha woli Bożej, jakkolwiek z wielkim smutkiem. Św. Józef do Najśw. Marji Panny chodząc po rozkazy, zastawał Ją często w zachwyceniu, płonącą w świetle, czasami słyszał niebiańskie pienia lub zalatywała go woń raju. Wówczas serce Jego się wzmacniało i tonęło w rozkoszy duchowej. Praca i uwielbienie Słowa wcielonego, otóż jedyne zajęcie św. Józefa. A nasze jakie zajęcia? A nasza jaka pokora? Przedewszystkiem naśladujmy św. Józefa w pokorze, gdyż ona jest fundamentem wszystkich cnót; aby ją nabyć, trzeba o nią prosić P. Boga i ćwiczyć się; bo jak złota tkanina powstaje z drobnych nitek złota, tak każda cnota powstaje z drobnych jej aktów, jakie powinniśmy wykonywać, gdy nam się do tego nadarzy sposobność, Faryzeusze pościli, uczęszczali do świątyni, rozdawali hojne jałmużny, lecz że się powodowali w tem pychą, chęcią zjednania sobie u ludzi szacunku i wzięcia, że ich serce zepsute było napełnione wyniosłością i zarozumiałością, P. Bogu nie miłe były ich sprawy, choć same przez się dobre i były w oczach jego jakby groby pobielane. Chcąc sobie zjednać łaskę Boga, przenikającego tajniki serca, trzeba się przed Nim upokarzać, ożywiać serce miłością i chęcią upodobania Mu się. Gdy nasze intencje będą dobre i czyste, wtedy i uczynki nasze podobać się będą Stwórcy i nagrodzi je. Bóg patrzy na serce, a pokorne, święte usposobienie tegoż, nadaje w oczach Jego istotnej wartości czynnościom i sprawom naszym. Pokorny sam szczęśliwy i drugich uszczęśliwia. Pokora, pobożność, jak magnes ciągnie nas przykładem ku sobie. Cnota i świętość życia, mówi św. Ignacy, nietylko u Boga, ale i u ludzi, albo wszystko mogą, albo bardzo wiele. Wielki zdolności wielkiemi grożą niebezpieczeństwami, jeśli nie są pod rządem cnoty. Nieraz wysokie stanowiska narażają na utratę Boga; najbezpieczniej więc nie dobijać się o nie. Świątobliwa Benedykta z Laus, z polecenia Matki Najśw. upomniała radcę parlamentu z Grenobli, żeby zrezygnował z urzędu swojego, poniważ stanowisko to naraża go na utratę zbawienia. Poddał się tej przestrodze z budującą wielkodusznością, bo pokorze towarzyszy przykład i pokój. Św. Ignacy rradzi, mówiąc: Jeśli w sobie widzisz jakie łaski Boga, myśl, że to złoto i drogie kamienie, któremi trupa dobroć Boga łaskawie powleka. A im kto więcej otrzymał, tem więcej od niego Pan Bóg będzie wymagał. Pokornych Pan wywyższa. Gdy świątobliwego Franciszka Owarjana Zak. św. Franc. Seraf. odznaczającego się pokorą za życia, w pewien dłuższy czas, otworzono grobowiec, dała się czuć nadzwyczaj piękna woń fiołków. Bracia, chcąc dociec przyczyny tego, weszli do grobu i znaleźli nienaruszone ciało Owarjana, a pod głową jego zobaczyli krzaczek pięknych fiołków, cudowną woń wydających. Kto chce być wielkim, ten nim zostanie, upokarzając się. Słowami się upokarzać, słowami nisko o sobie trzymać, jest już prawie zwyczajem, nawet zarozumiali to czynią, ale żeby upokorzony albo wzgardzony sam o sobie tak trzymał w duszy, sam sobą gardził, to już jest cnota, która szczytu doskonałości dosięgła. Pokorny chętnie wszystko przyjmuje z rąk Bożych i nie traci ufności. Zdarzało się często, Iż Najśw. Marja Panna i św. Józef byli bez grosza, gdyż tak wspaniałomyślnego byli serca, iż nigdy o sobie nie myśląc, wszystko rozdawali pomiędzy ubogich. Cisi, pokorni, przestawali na małem, ufając w pomoc Bożą. Pan Bóg też nie opuszczał Ich nigdy, ale w chwili sposobnej jużto przez miłosiernego człowieka, już przez Anioła, a nawet przez ptactwo niebieskie, dostarczał Im żywności koniecznej. Kto porzuca zbyt troskliwie o sobie staranie i wszelką ufnością oddaje się Opatrzności, niech nie wątpi o Boskiej, nawet czasami cudownej pomocy.

Praktyka


Bóg pokornym łaski dawa. Jeżeli więc chcesz doznać od Niego w każdej potrzebie ratunku i otrzymać wiele łask i darów, upokarzaj się ciągle, pomnąc, żeś grzesznik, a więc godzien kary i wzgardy. Nigdy się nie upokarzaj w celu wywołania pochwał, gdyżby to była skryta, zjadliwsza niż otwarta pycha; od czego niech cię odstraszy śmieszność następującego zdarzenia: Do znakomitego kaznodziei przyszła jakaś dama; prosiła go o modlitwę, gdyż jest wielką grzesznicą. Dobrze, dobrze, odrzekł kapłan, tylko niech pani ufa, że Bóg miłosierny przebaczył łotrowi, to i pani przebaczy. Na co ona ze zdziwieniem: Aa za kogóż mię to ksiądz ma? Tak więc mimowoli pycha, jak szydło z worka wyszła na jaw.

MODLITWA


O! św. Józefie jaśniejący cnotą pokory, racz mi wyjednać łaskę poznania siebie i P. Boga, abym sobą gardził, a Stwórcę mego ukochał z całego serca. Abym Mu w pokorze i z ufnością służąc, stał się uczestnikiem błogosławieństwa obiecanego cichym i pokornym. Amen.

***

 

Dzień 12 marca

Podróż do Betlejem


Gdy wyszedł rozkaz cesarza Augusta, nakazujący popis całego świata, według którego każdy w swojem rodzinnem mieście winien się był zapisać, strapiony nie mało, jak czytamy w dziełach Cochema, zawiadomił św. Józef o tym rozkazie N. Marję Pannę: Nie kłopoć się, rzekła Marja, Bóg nas zaprowadzi szczęśliwie do Betleem, tak albowiem spełni się proroctwo, które przepowiada narodzenie Mesjasza w tem mieście.

Czytamy w opisie życia św. Józefa z Kopertynu, iż dnia pewnego temu Świętemu ukazał się św. Bonawentura, mówiąc: Wiedz, iż P. Dziewica Marja i Jej Oblubieniec podróż do Betleem odprawili w wielkiem ubóstwie oraz w przykrym niedostatku. Prowadzili ze sobą wołu i osła: na ośle siedziała N. Dziewica, wół miał być sprzedany; Józefa św. albowiem nie miał czem zapłacić podatku. Zima była nadzwyczaj ostra, stąd podróż przykrzejsza dla św. dwóch Oblubieńców.

Raz w nocy stanęli wycieńczeni i znużeni przed chatą wieśniaka. Już Św. Józef puka przeto do drzwi i prosi o nocleg. Wieśniak atoli nie myśli otworzyć, jeno woła z izby: Kto tam? A któż to słyszał, aby o tak późnej porze kołatać? Jesteśmy biednymi podróżnymi, odparł św. Józef i prosimy cię pokornie, byś nas tę jedną noc do siebie przyjął. Idźcie precz, odrzekł wieśniak. My ci bynajmniej nie będziemy ciężarem, zapłacimy chętnie, ile zażądasz, jeno otwórz, bo noc jest zimna i nie podobna nam iść dalej. Już wam raz powiedziałem, iż was przyjąć nie mogę, krzyknął w gniewie wieśniak, nie przeszkadzajcież mi, idźcież sobie dalej. Cóż poczniemy teraz Marjo, rzekł św. Józef, ludzie nas odpychają, oby nas tylko Pan Bóg wesprzeć zechciał. Uspokój się, rzekła Marja, Bóg nam dopomoże, a następnie zbliżywszy sie do drzwi, rzekła: Mój przyjacielu, proszę cię na miłość Boga, miej litość nad naszem połoźeniem i daj nam przytułek. Jej głos dźwięczny i słodki rozbroił serce mieszkańców więc drzwi otworzyli i przyjęli obu uprzejmie. Ujrzawszy N. Dziewicę, przejęli się ku Niej najgłębszym szacunkiem, naniecili czem prędzej ognia i poprosili Marję i Józefa, by spocząć zechcieli. Pytali ich potem, dokąd idą? i dlaczego ze sobą prowadzą wołu? Kiedy św. Józef ciekawość ich zaspokoił, potrząsali głową, mówiąc: Jest to okrucieństwo ze strony cesarza, iź na nas biedaków tak cięźki nałożył podatek.

Nie należy nam szemrać przeciwko panom naszym, odparł św. Józef, Pan Bóg chce, byśmy im ulegali.

Za przykładem św. Józefa uczmy się takźe zawsze szanować wolę przełoźonych, spełniajmy ich rozkazy, a ta codzienna ofiara woli naszej będzie niezawodnie szelągiem, który na wadze Bożej ku stronie miłosierdzia przeważy. Pamiętajmy, że się nic nie dzieje bez woli Najwyższego i nic nie wynijdzie, jeno co Bóg chce i ile uchyli z rąk swoich, a cała doskonałość zależy na jak najwierniejszem spełnianiu woli Bożej. W przykrych okolicznościach życia nie traćmy ufności w P. Bogu, ale zdobywajmy się na nadzieję, anwet przeciwko wszelkiej nadziei, bo o tyle od Boga otrzymamy, o ile zaufamy: u Niego wszystko jest podobne. Chociaż na ucisk zezwala, nieraz ciężki i długi, czyni to z miłości ku nam, aźeby powiększył liczbę naszych zasług, ażeby mógł dać hojną nagrodę, aby miłość spotęgował i wypróbował nadzieję. Patrzmy, abyśymy Boga nie zawiedli w Jego oczekiwaniu. Ufajmy mocno, spodziewajmy się wiele, bo stosownie do okazanej ufności, otrzymamy łaski i zasłuźymy na względy. Potęga Boga tak jest wielka, szczodrobliwość tak niezmierna, źe naszą nadzieją jakąkolwiekby ona była, nigdy jej nie wyczerpiemy, prędzej małą łyżką dałoby się wyczerpać morze. Najśw. Marja P. ukazawszy się raz Benedykcie z Laus, rzekła: Odważną bądź córko moja! wielce tęskniłaś za widzeniem mnie, lecz chciałam doświadczyć ufności twojej ku Synowi mojemu.

W naszych potrzebach nie udawajmy się tylko do ludzi, bo oni często nic dać nie mogą, a nieraz jeszcze zaszkodzą: lecz zwracajmy się przedewszystkiem do Pana Boga, błagając Go przez przyczynę Najśw. Marji P. i św. Józefa, którzy nam wszystko wyjednać zdołają. Posłuchajmy na dowód tego, co opisuje o sobie pewien czcicicel św. Józefa.

Pragnę tu opisać łaskę, którą odebrałem za przyczyną św. Józefa, pod względem pracy w niedziele i święta. Prawda, pracowałem w niedziele i święta, źle czyniłem, zgrzeszyłem, alem pełen nadziei, źe Bóg mi grzechy odpuści. Będąc w nauce u majstra innowiercy, byłem niejako zmuszony pracować w niedziele i święta (co się wcale nie da uniewinnić). Z tą myślą czy ja koniecznie muszę pracować w niedziele i święta, chodziłem długo, czułem w sercu, że nie dobrze robię, wynurzałem się nieraz przed ludźmi, ależ oni mi na to: nu, widzisz, uczeń to już musi robić w święta. Jakto, myślałem, musi? Kto mnie zmusi, jak ja nie będę chciał pracować? Przyszły mi na myśl czasy pierwszych chrześcijan. Oni teź pewnie musieli kłaść ofiarę bałwanom, a przecież woleli męki ponosić, jak to uczynić. Bądź co bądź, postanowiłem sobie stracić miejsce i nie być rzemieślnikiem, jeżeli mi nie pozwolą święcić niedziel i świąt. Co czynię? Udaję się do św. Józefa, odprawiam nowennę na tę intencję, ażebym mógł niedziele i święta święcić. Miałem wprawdzie to szczęście, źem codziennie mógł na Mszę św. uczęszczać rychło rano, co sam majster, chociaż innowierca, nie zabraniał (oby mu Bóg dał łaskę nawrócenia się); przykład dla niejednych katolików, którzy uczniom czasu na Mszę św. nie pozwolą w dnie świąteczne. Bóg chce niejako doświadczyć człowieka, czy też ze szczerego serca czynimy Mu ofiarę, chcąc stracić miejsce lub jaką inną przykrość ponieść. Przyszło święto, wprawdzie byłem na rannej Mszy św., ale jakżeż ludzie śpieszą do kościoła na sumę, na kazanie, a ja mam siedzieć we warsztacie, to być nie może, pomyślałem sobie, lepiej stracić miejsce, a pójdę do kościoła. Naturalnie ten groźno na mnie: ,,Kto ci kazał!" Odpowiadam: ,,Kościół mi każe". A on na to, weź swoje paciorki i wszystko i idź! --- Dobrze, mówię, jeżeli p. majster każe, to ja pójdę, a teraz idę do kościoła --- i poszedłem. Naturalnie byłem zmieszany, straciłem miejsce --- tak sobie myślałem, idąc do kościoła --- ale przynajmniej w święta robić nie będę. Skądże mi ta odwaga? Bo właśnie w ten dzień ukończyłem nowennę do św. Józefa i byłem u Komunji św. Cześć św. Józefowi! Po sumie przychodzę do warsztatu... Cicho... cicho... Co się stało? sobie myślę, przyszedł dzień do pracy, majster przychodzi do warsztatu i nic nie mówi: przychodzi niedziela, ja proszę majstra, aby mi pozwolił iść na sumę. Możesz iść, powiada. O! jakież dzięki w mem sercu były ku czci św. Józefa. On to sprawił! Od tego czasu każdą niedzielę i święto miałem wolne i pracować nie potrzebowałem. Majster odpowiadał: ,,Niech robi co chce".

I zaprawdę nie omyli się majster ani państwo na słudze, która prawdziwe ma nabożeństwo do św. Józefa. Sługa taki wiernie wypełni swe powinności, a trochę czasu, który przejdzie na słuchaniu Mszy św., wynagrodzi daleko więcej, niż to pojąć można. Bo błogosławieństwo Boże jest w tym domu, przyniesione ze Mszy św. Ale dalekiem powinno być fałszywe nabożeństwo, gdy państwo każe w tej godzinie pozostać, a później iść, to wtenczas zaraz gniewy, niesmaki i t. d... Ach! to nie jest sposób prawdziwego czciciela świętego Józefa... Trzeba się poprawić i prosić św. Józefa, ażeby nas nauczył pełnić wolę Bożą. Nie czyńmy tego co chcemy, ale co przełożeni każą, wiedząc o tem, że tego Bóg żąda przez przełożonych. Jedynie tylko, gdyby zgrzeszyć kazali, np. skłamać, należy nie słuchać.

Ów pobożny czciciel został czeladnikiem, później wstąpił do zakonu, ale dla braku zdrowia musiał opuścić ukochany klasztor. Bóg miał inne wyroki. Pół roku, pisze on, tylko pozwolił mi Bóg tam przebywać, ale i za te pół roku Bogu i św. Józefowi dzięki składam, był to dla mnie czas żniwa. Z łaski Boga uzbierałem sobie dość bogaty plon. Chociaż w świecie zapomocą św. Józefa, mogę żyć jak w klasztorze...

Praktyka

Naśladuj owego czciciela św. Józefa w częstem słuchaniu Mszy św., gdyż z pobożnego słuchania wynikają dla człowieka łaski. A św. Bernard mówi, że: Słuchający pobożnie Mszy świętej, z powodu jej nieskończonej wartości, otrzymujemy więcej zasług, aniżeli oddając wszystek majątek ubogim, aniżeli odbywając pielgrzymkę do najcudowniejszych miejsc na świecie.

Naśladujmy także owego rzemieślnika w ufności, z jaką się spodziewał łaski przez pośrednictwo św. Józefa. Aby nabyć ufności, trzeba mieć to głębokie przekonanie, że człowiek sam z siebie nic nie zdoła uczynić zasługującego na niebo; zaś złożywszy całą ufność w Bogu, powinien się spodziewać wszelkiego dobra i zwycięstwa. Bóg Ojciec dał nam swego Syna na okup; Zbawiciel przelał za nas Przenajśw. Krew swą co do kropelki, czyż więc podobna, aby tak kochający nas Bóg miał nam skąpić i odmawiać łask potrzebnych, gdy Go o nie prosimy? Nie został nigdy zawstydzonym, kto zaufał w Bogu.

Wezwanie pobożne św. Józefa

Daj nam, Józefie św., niewinne prowadzić życie i niech pod Twoją opieką zawsze będzie bezpiecznem.

 

 

więcej