ŚWIĘTY JAN PAWEŁ WIELKI

Stanowisko Konferencji Episkopatu Polski

W ostatnich dniach mamy do czynienia z bezprecedensowym atakiem na osobę i wizerunek Św. Jana Pawła II. Dzieje się to w Ojczyźnie Papieża, który jak nikt inny rozsławił imię Polski na całym świecie. „Papież Jan Paweł II – pisał burmistrz Rzymu z okazji jego beatyfikacji – zostawił niezatarty znak na historii chrześcijaństwa oraz na historii narodów Europy i całego świata. Ojciec Święty Wojtyła stał się symbolem, przewodnikiem, zarówno dla osób wierzących, jak i niewierzących. Był Papieżem, którego wkład okazał się decydujący dla obalenia komunizmu oraz tych wszystkich doktryn, które zmierzały do przekreślenia wszelkiej godności i wolności istoty ludzkiej. Liczne narody odnalazły w nim pokłady ogromnej siły, zdolnej do przekazywania piękna wiary i wartości z nią związanych.

 

Papież Franciszek z okazji kanonizacji przypomniał, że Karol Wojtyła zanim wyruszył, by przemierzać drogi świata, dorastał do służby Chrystusowi i Kościołowi w swojej Ojczyźnie, w Polsce. Dziękuję narodowi polskiemu i Kościołowi w Polsce za dar Jana Pawła II – powiedział Franciszek i podkreślił, że Papież Polak nadal inspiruje nas poprzez słowa, pisma, gesty, styl posługi, cierpienie przeżywane z heroiczną nadzieją. Inspiruje nas jego całkowite powierzenie się Chrystusowi, Odkupicielowi człowieka i Matce Bożej.

 

Święty Jan Paweł II to jeden z największych rodaków w naszych dziejach. Jest także ojcem naszej wolności. Szedł przed nami jak Mojżesz – wyprowadził z domu niewoli, przeprowadził przez Morze Czerwone i przypomniał nam tablice Bożych przykazań. Stanął w szeregu wielkich proroków, potężnych w słowie i czynie. Wskazywał drogę, chronił przed niebezpieczeństwem, przestrzegał przed uwikłaniem w ciernie zła i grzechu. Brał nas na swoje ramiona i z miłością odnosił do Chrystusowej owczarni.

 

Poeta i myśliciel - cenił i kochał polską kulturę, historię i tradycję. Wielki i wymagający nauczyciel zatroskany był o dziedzictwo, któremu na imię Polska. On z tego dziedzictwa się wywodził, w nim się wychowywał i wzrastał, ono go ukształtowało. Był z tego dziedzictwa dumny i nie wstydził się tego wyznać przed światem. A jednocześnie był tego świata pierwszym obywatelem, szedł do wszystkich narodów. Okazywał szacunek dla każdej kultury, historii i tradycji. Apelował o duchową jedność Europy, przypominał jej chrześcijańskie korzenie, z których wyrasta nasza kultura i cywilizacja. Jego pielgrzymki do Ojczyzny były wielkimi rekolekcjami dla narodu, milowymi kamieniami naszej historii, tchnieniem Ducha Świętego w sumienia umęczonych i zdezorientowanych rodaków. Wypowiadał słowa mające sprawczą moc, zdolne pchnąć historię kraju i losy ludzi na nowe tory:  „Niech zstąpi Duch Twój”, „Pokój Tobie Polsko, Ojczyzno moja!” „Każdy powinien mieć swoje Westerplatte!” „Nie lękajcie się być świętymi!” „Miejcie wyobraźnię miłosierdzia!”. Jego papieskie przepowiadanie, apostolskie wizyty, a także wysiłki dyplomatyczne przyczyniły się do wzrostu duchowego milionów ludzi na całym świecie. Dla nich Papież Polak był i pozostaje moralnym punktem odniesienia, nauczycielem wiary, a także orędownikiem w niebie. Wobec podejmowanych ostatnio na szeroką skalę prób zdyskredytowania osoby i dzieła św. Jana Pawła II, raz jeszcze apelujemy do wszystkich o uszanowanie pamięci jednego z najwybitniejszych naszych rodaków. Przeprowadzony proces kanonizacyjny, a w tym, dogłębna, naukowa analiza historyczna, nie pozostawia wątpliwości odnośnie do świętości Jana Pawła II.

 

Czy pozwolimy odebrać sobie ten skarb na podstawie dziennikarskiego omówienia materiałów, wytworzonych przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa? Zostało ono dokonane z pominięciem warsztatu naukowego, w sposób stronniczy, często ahistoryczny, bez znajomości kontekstu, innych istniejących dokumentów, raportów czy opracowań. Materiały SB ukazują przede wszystkim skalę inwigilacji osoby kardynała Karola Wojtyły. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której wstydzić się i tłumaczyć musieliby ci, którzy sprzeciwiali się komunistycznej dyktaturze, a nie ci, którzy inwigilowali obywateli, pisali donosy, współpracowali z komunistycznym reżimem, prześladowali wierzących i łamali ludzkie sumienia.

 

Orzeczenie Kościoła o świętości człowieka nie jest wydawane na podstawie jego pojedynczych decyzji lub ich braku. Bierze się pod uwagę całość życia i działalności oraz zrodzone z nich owoce. Jako papież, św. Jan Paweł II, zaliczył krzywdę wyrządzaną dziecku w sferze seksualnej do najcięższych przestępstw. Zobowiązał wszystkie episkopaty świata do wprowadzenia szczegółowych norm postępowania w takich przypadkach. Wierni jego wskazaniom, podejmujemy dzisiaj troskę o bezpieczeństwo młodych w strukturach kościelnych. Czujemy się zobowiązani, aby wszystkich zranionych poprzez ludzi Kościoła wysłuchać i przyjść im z konkretną pomocą. Dziękujemy wszystkim, którzy z wielką odwagą i stanowczością bronią dobrego imienia Świętego Jana Pawła II.

 

Apelujemy, aby nie wykorzystywać osoby Papieża Polaka do celów bieżącej polityki. Zachęcamy do modlitwy za wstawiennictwem Świętego Jana Pawła II za naszą wspólnotę kościelną i narodową. Nie pozwólmy odebrać sobie poczucia dumy i radości z przynależności do Chrystusowego Kościoła. Nie dajmy się podzielić, brońmy wspólnie naszych najcenniejszych wartości.

 

Podpisali Biskupi zebrani na 394. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski - Warszawa, 14 marca 2023 roku.      

więcej

Kard. Joseph Ratzinger – Papież Benedykt XVI

Fragment książki: Wprowadzenie w Chrześcijaństwo.

Artykuł wiary: Zstąpił do piekieł!

 

Może żaden artykuł wiary nie jest nam dziś tak obcy jak ten właśnie. Obok wiary w narodzenie Jezusa z Marii Dziewicy i artykułu o wniebowstąpieniu artykuł ten najbardziej prowokuje do demitologizacji, gdyż wydaje się, że można jej dokonać bezpiecznie, nie wywołując zgorszenia. Nieliczne ustępy, w których Pismo św. -jak się wydaje - o tym mówi (1 P 3, 19 n.; 4, 6; Ef 4, 9; Rz 10, 7; Mt 12,40; Ap 2,27, 31), tak trudno zrozumieć, że można je rozmaicie tłumaczyć. Jeżeli więc pominiemy te teksty, wydaje się, że szczęśliwie pozbyliśmy się dziwnego i naszemu sposobowi myślenia nie odpowiadającego tematu, bez poczucia, iż sprzeniewierzyliśmy się tekstowi. Ale czy przez to zyskaliśmy cokolwiek? Czy też tylko może uniknęliśmy trudnego i ciemnego punktu rzeczywistości?

 

Można rozprawiać się z problemami albo po prostu im zaprzeczając, albo zajmując wobec nich jakąś postawę. Pierwszy sposób jest wygodniejszy, ale tylko drugi może nas prowadzić dalej. Czybyśmy więc zamiast usuwać ten problem, nie powinni uznać, że ten artykuł wiary, któremu w ciągu roku kościelnego poświęcona jest liturgicznie Wielka Sobota, jest nam bardzo bliski, a nawet jest doświadczeniem naszego stulecia? W Wielki Piątek patrzymy zawsze na Ukrzyżowanego, Wielka Sobota zaś to dzień "śmierci Boga", dzień, który wyraża niesłychane doświadczenie naszych czasów, przyjmując, że Bóg po prostu jest nieobecny, że kryje Go grób, że już się nie obudzi, nie przemówi a nawet nie będzie Mu się można sprzeciwiać, tak że po prostu można Go pominąć. "Bóg umarł i myśmy Go zabili". Te słowa Nietzschego należą językowo do tradycji chrześcijańskiego nabożeństwa Męki Pańskiej; wyrażają one treść Wielkiej Soboty, że "zstąpił do piekieł".

 

W związku z tym artykułem wiary przychodzą mi zawsze na myśl dwie sceny z Biblii. Najpierw to okrutne opowiadanie ze Starego Testamentu, w którym Eliasz wzywa kapłanów Baala, by wyprosili u swego boga ogień do złożenia ofiary. Kapłani czynią to, ale oczywiście nic się nie dzieje. Eliasz szydzi z nich; podobnie jak niewierzący szydzi i wyśmiewa się z człowieka pobożnego, jeżeli modlitwy jego nie zostają wysłuchane. Woła do nich, że może nie dość głośno się modlą: "wołajcie głośniej, bo to bóg! więc może rozmawia albo jest zajęty, albo udaje się w drogę. Może on śpi, więc niech się obudzi" (3 Krl 18-27). Gdy się czyta o tym wyszydzaniu wyznawców Baala, wydaje nam się to niesamowite, mamy wrażenie, że to my teraz jesteśmy w tej sytuacji i do nas się stosuje to szyderstwo. Wydaje się, że żadne wołanie nie zdoła obudzić Boga. Wydaje nam się, że racjonalista najspokojniej może nam powiedzieć: módlcie się głośniej, to może wasz Bóg się obudzi. "Zstąpił do piekieł" - jakże to jest prawdziwie nasza godzina, zstąpienie Boga w ciemność milczenia, w nieobecność.

 

Ale obok historii z Eliaszem i analogicznego do niej nowotestamentalnego opowiadania o zaśnięciu Chrystusa Pana podczas burzy na jeziorze (Mk 4, 35-41) przychodzi tu także na myśl opowiadanie o uczniach idących do Emaus (Łk 24,13-35). Zasmuceni uczniowie rozmawiają o swych zawiedzionych nadziejach. Dla nich to jakby śmierć Boga. W chwili, w której się wydawało, że wreszcie Bóg przemówił - Bóg zamilkł. Ten, którego Bóg zesłał, nie żyje, otacza ich zupełna pustka. Nie ma już żadnej odpowiedzi. Ale gdy tak rozmawiają o straconych nadziejach i nie są już w stanie dojrzeć Boga, nie dostrzegają, że ta nadzieja znajduje się wśród nich. Nie widzą, iż "Bóg" albo raczej ten obraz, który sobie na podstawie Jego obietnic utworzyli, musiał umrzeć, aby przez to mógł trwać. Obraz, który sobie utworzyli o Bogu, w jaki chcieli Go wtłoczyć, musiał zostać zniszczony, aby mogli znowu dojrzeć niebo nad gruzami zniszczonego domu i ujrzeć Jego nieskończoną wielkość. Eichendorff wypowiedział to w romantycznym wierszu, właściwym jego epoce: To Ty, co my wznosimy, łagodnie burzysz nam, Lecz, że w niebo patrzymy, przeto nie skarżę się sam.

 

Tak więc artykuł o zstąpieniu Chrystusa Pana do piekieł przypomina nam, że do chrześcijańskiego objawienia należy nie tylko to, co Bóg mówi, ale i Jego milczenie. Bóg jest nie tylko Słowem, które możemy zrozumieć, które do nas przychodzi, ale jest On także tym utajonym, niedostępnym, a niezrozumiałym podłożem, które się kryje przed naszym wzrokiem. Oczywiście, istnieje w chrześcijaństwie prymat Logosu, Słowa, przed milczeniem. Bóg przemówił. Bóg jest Słowem. Ale mimo to nie należy zapominać prawdy o ciągłym ukryciu Boga. I tylko wtedy, gdy doświadczymy Jego milczenia, możemy ufać, że usłyszymy także Jego słowa, które głosi w milczeniu. Chrystologia sięga poza krzyż, poza możność pochwycenia miłości Boga, sięga aż poza śmierć, aż po milczenie i ciemność Bożą. Nie należy więc się dziwić, że Kościół, a także poszczególni ludzie zawsze przechodzą przez tę godzinę milczenia, że zostają wprowadzeni w zapomniany i zaniedbany artykuł o "zstąpieniu do piekieł".

 

Gdy to rozważamy, otrzymujemy odpowiedź na pytanie o dowody z Pisma. Co najmniej w przedśmiertnym okrzyku Jezusa: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!" (Mk 15, 34), widzimy jakby w świetle błyskawicy, wśród ciemnej nocy, tajemnicę zstąpienia Jezusa do piekieł. Nie zapominajmy jednak, że te słowa Ukrzyżowanego stanowią pierwszy wiersz modlitwy Izraela (Ps 22 [21], 2), który w sposób wstrząsający streszcza nieszczęścia i nadzieje tego ludu wybranego przez Boga, a pozornie tak zupełnie przezeń opuszczonego. Modlitwa ta z głębokiej ciemności opuszczenia przez Boga przechodzi w końcu w uwielbienie wielkości Boga. Okazuje się to także w śmiertelnym okrzyku Jezusa. Ernst Kasemann określił niedawno tę modlitwę jako modlitwę z głębi piekieł, jako oznajmienie pierwszego przykazania na pustyni przez nieobecnego pozornie Boga: "Syn trzyma się jeszcze wiary, gdy wydaje się, że wiara nie ma żadnego sensu, gdy ziemska rzeczywistość przeczy obecności Boga, o czym nie na próżno mówił pierwszy łotr i szydercze tłumy. Okrzyk Jego nie odnosi się ani do życia i przeżycia, ani do siebie samego, tylko do Ojca, przeciwstawia się rzeczywistości całego świata". Nie trzeba więc pytać, jaką ma być nasza modlitwa uwielbienia w godzinie ciemności. Czy może być czymś innym niż okrzykiem z głębokości w łączności z Chrystusem Panem, który zstąpił do piekieł i zaświadczył o bliskości Boga wśród opuszczenia przez Boga?

 

Spróbujmy dalej rozważać tę wielowarstwową tajemnicę. Nie można jej wyjaśnić z jednej tylko strony. Przypatrzmy się przede wszystkim twierdzeniom egzegezy. Dowiadujemy się, że w naszym artykule wiary wyraz piekła" jest tylko fałszywym tłumaczeniem wyrazu szeol (grecki Hades), który po hebrajsku oznacza stan pośmiertny; stan ten można sobie niejasno wyobrazić jako istnienie na sposób cienia, raczej niebyt niż byt. Pierwotnie zatem zdanie to miało wyrażać, że Jezus zstąpił do Szeolu, czyli umarł. Może jest to słuszne. Ale pozostaje jeszcze pytanie, czy przez to sprawa stała się prostsza i mniej tajemnicza. Myślę, że teraz dopiero otwiera się problem, czym właściwie jest śmierć i co się dzieje, gdy ktoś umiera, to znaczy, gdy poddaje się losowi śmierci. Musimy przyznać, że wszyscy jesteśmy tym pytaniem zakłopotani. Nikt tego naprawdę nie wie, gdyż wszyscy żyjemy po tej stronie życia i nie możemy śmierci doświadczyć. Ale może byśmy się trochę przybliżyli do prawdy, wychodząc jeszcze raz od okrzyku Jezusa na krzyżu, który, jak widzieliśmy, wyrażał istotę tego, co oznacza zstąpienie Jezusa do piekieł i Jego uczestnictwo w losie człowieka podlegającego śmierci. W tej ostatniej modlitwie Jezusa okazuje się, podobnie jak w modlitwie na Górze Oliwnej, że największym cierpieniem w Jego męce nie było cierpienie fizyczne, tylko niezgłębiona samotność, zupełne opuszczenie. Ukazuje się tu bezdenna samotność człowieka, człowieka, który w głębi swego ja jest zupełnie samotny. Samotność ta, choć ukryta, jest naprawdę jego sytuacją, oznacza również głęboki sprzeciw całej istoty człowieka, który nie może być sam, który potrzebuje być wespół. Dlatego samotność jest krainą lęku, który polega na wyobcowaniu istoty ludzkiej: musi ona istnieć, a zostaje zepchnięta w to, co dla niej nie do zniesienia.

 

Spróbujmy to objaśnić przykładem. Gdy dziecko musi w ciemną noc iść przez las, boi się, choćby mu udowadniano, że tam nie ma nic strasznego. Gdy jednak znajdzie się samo w ciemności, budzi się w nim ludzki lęk, który nie jest trwogą przed czymś, tylko lękiem samym w sobie. Trwoga przed czymś określonym jest właściwie nieszkodliwa, bo można ją opanować, gdy się usunie rzecz wywołującą trwogę. Gdy np. ktoś boi się psa, można go uspokoić, biorąc psa na łańcuch. Tu jednak trafiamy na coś o wiele głębszego. Gdy bowiem człowiek znajdzie się w zupełnej samotności, nie boi się czegoś określonego, co można usunąć, tylko doświadcza lęku samotności, czegoś obcego, i zagrożenia swej własnej istoty, czego racjonalnie nie da się opanować.

 

Posłużmy się jeszcze innym przykładem. Gdy ktoś musi czuwać w nocy przy umarłym, będzie zaniepokojony, nawet jeśli do tego nie chce się przyznać i nawet, gdy racjonalnie może sobie wytłumaczyć bezprzedmiotowość swego wrażenia. Wie dobrze, że ów umarły nic złego mu nie zrobi, że mógłby być o wiele mniej bezpieczny, gdyby dany człowiek żył jeszcze. Powstaje tu zupełnie inny rodzaj bojaźni, nie bojaźń przed czymś, tylko sam na sam ze śmiercią, niesamowitość samotności samej w sobie, poczucie zagrożenia własnej egzystencji.

 

Pytajmy dalej - jak można pokonać tę bojaźń, jeśli argumenty, że jest bezprzedmiotowa, nic nie pomagają. Dziecko uspokoi się, gdy mu ktoś poda rękę, która je poprowadzi, gdy usłyszy głos, który do niego przemawia, to znaczy, z chwilą gdy pozna, że jest przy nim ktoś życzliwy. Podobnie i ten, kto czuwa przy zmarłym, odczuje, że znika jego lęk, gdy ktoś przy nim będzie, gdy poczuje czyjąś bliskość. W tym opanowaniu lęku przejawia się zarazem jego istota: jest to lęk przed samotnością, jest to trwoga istoty, która może żyć tylko we współbycie. Prawdziwego lęku człowieka nie może opanować rozum, może to sprawić tylko obecność kogoś kochającego.

 

Musimy pytać jeszcze dalej. Gdyby istniała taka samotność, do której nie przenikałoby żadne słowo, gdyby powstało tak głębokie opuszczenie, że nikt by do niego nie dotarł, wtedy mielibyśmy istotnie całkowitą samotność i lęk, którzy teologowie nazywają "piekłem".

 

Możemy teraz dokładnie zdefiniować, co ten wyraz oznacza: oznacza on samotność, której nie dosięga słowo "miłość" i która przez to jest zagrożeniem całej egzystencji. Czy nie ma to związku z tym, co poeci i filozofowie współcześni twierdzą, że w gruncie rzeczy wszelkie spotkania człowieka z człowiekiem pozostają tylko na powierzchni, że nikt nie ma dostępu do wnętrza drugiego? Nikt nie może naprawdę dosięgnąć tego, co w drugim najgłębsze, każde spotkanie z kimś drugim, choć wydaje się tak piękne, jest w gruncie rzeczy tylko znieczuleniem nieuleczalnej rany samotności. A więc na dnie istnienia nas wszystkich byłoby tylko piekło, rozpacz-samotność równie nieunikniona, jak pełna grozy. Sartre - jak wiadomo - zbudował swą antropologię na podstawie tego wyobrażenia. Ale nawet u tak pojednawczo i pogodnie usposobionego poety jak Hermann Hesse napotykamy podobne myśli: Jak dziwnie: we mgle się tułać! Samotne życie wieść. Nikt nie zna drugiego, Własną samotność musi nieść! W rzeczywistości jedno jest pewne: istnieje noc, opuszczenie, gdzie nic nie dociera; istnieją drzwi, przez które tylko samotnie przejść możemy: brama śmierci. Wszelka trwoga na świecie jest ostatecznie tylko trwogą przed ową samotnością. Rozumiemy więc, że Stary Testament ma tylko jedno słowo na wyrażenie piekła i śmierci, wyraz szeol, bo są to, według niego, rzeczy identyczne. Śmierć to po prostu samotność. Ale taka samotność, do której nie może przedostać się miłość - to piekło.

 

Doszliśmy znowu do naszego punktu wyjścia, do artykułu wiary o zstąpieniu do piekieł. Mówi nam on, że Chrystus przeszedł przez bramę naszej ostatecznej samotności, że przez swą mękę zstąpił w otchłań naszego opuszczenia. Tam gdzie nie może nas już dosięgnąć żaden głos, tam jest On. Przez to piekło zostało przezwyciężone albo, mówiąc dokładniej, śmierć, która dotąd równała się piekłu, już nim nie jest. Jedno i drugie już nie są tym samym, bo w samej śmierci jest życie, ponieważ w niej samej jest miłość. Tylko dobrowolne zamknięcie się jest teraz piekłem lub, jak mówi Biblia: śmiercią wtórną (por. Ap 20, 14).

 

Umieranie nie jest już przejściem do lodowatej samotności, bo brama Szeolu została otwarta. Wydaje mi się, że można teraz zrozumieć obrazy kreślone przez Ojców Kościoła, robiące na pierwszy rzut oka wrażenie mitów, a mówiące nam o wyjściu zmarłych, o otwarciu bram. Staje się również zrozumiały pozornie tak mityczny tekst Ewangelii Mateusza, który mówi, że po śmierci Jezusa groby się otworzyły i wiele ciał świętych z grobu powstało (Mt 27, 52). Brama śmierci stoi otwarta, odkąd w śmierci zamieszkało życie: miłość.

więcej

Obowiązek chrześcijanina – to stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować. Bo za prawdę się płaci. Tylko plewy nic nie kosztują, za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić – mówił ks. Jerzy Popiełuszko podczas modlitwy różańcowej w Bydgoszczy na kilka godzin przed swoim męczeństwem 19 października 1984 roku. Oto pełny tekst tej ostatniej modlitwy Różańcowej Ks. Jerzego Popiełuszki.

 

Maryjo, Matko polskiej ziemi, Nadziejo Nasza, Bolesna Królowo Polski. W naszej dzisiejszej modlitwie różańcowej stajemy przed Tobą my, ludzie pracy oraz oaza Domowego Kościoła. Chcemy trwać przy Twoim Synu w godzinach Jego agonii, spojrzeć na Jego sponiewierane oblicze, chcemy wziąć swój krzyż, krzyż naszej codziennej pracy, naszych znojów, naszych problemów i pójść drogą Chrystusa na Kalwarię.

Nas, których dręczą rany i bóle fizyczne, wspieraj Maryjo. Nas, których tak często spotyka niepokój, rozterka i załamanie, podtrzymaj na duchu, Maryjo. Nam, którzy jesteśmy upokorzeni, pozbawieni nieraz praw i godności ludzkiej, użycz męstwa i wytrwałości. Nam, którzy dokładamy wszelkich starań, aby odnowić oblicze tej ziemi, naszej polskiej ziemi, w duchu Ewangelii, okaż swą matczyną opiekę, Maryjo. Nam, którzy w trudzie i znoju walczymy o Prawdę, Sprawiedliwość, Miłość, Pokój i Wolność w Ojczyźnie naszej, podaj pomocną dłoń.

 

Pierwsza tajemnica bolesna: agonia w Ogrójcu

Ojciec Święty, Jan Paweł II, 23 czerwca 1982 r., zwrócił się do Pani Jasnogórskiej w następujących słowach modlitwy: Dziękuję Ci, o Matko, za wszystkich, którzy pozostają wierni Swemu sumieniu, którzy sami walczą ze słabością i umacniają innych. Dziękuję Ci, Matko, za wszystkich, którzy nie dają się zwyciężyć złu, ale zło zwyciężają dobrem. Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro, kto dba o rozwój i wzbogacenie siebie tymi wartościami, które stanowią o ludzkiej godności dziecka Bożego. Odnawiać dobro i zwyciężać zło to dbać o godność dziecka Bożego, o godność swoją, ludzką. Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Trzeba dzisiaj bardzo dużo mówić o godności człowieka, aby zrozumieć, że człowiek przerasta wszystko, co może istnieć na świecie, prócz Boga. Przerasta mądrość całego świata. Zachować godność, by móc powiększać dobro, zwyciężać zło – to pozostać wewnętrznie wolnym, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej. Jako synowie Boga nie możemy być niewolnikami. Nasze synostwo Boże niesie w sobie dziedzictwo wolności, wolność daną człowiekowi, jako wymiar jego wielkości.


Druga tajemnica bolesna: biczowanie Pana Jezusa

Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło – to kierować się w życiu sprawiedliwością. Sprawiedliwość wypływa z Prawdy i Miłości. Im więcej w człowieku jest Prawdy i Miłości, tym więcej i sprawiedliwości. Sprawiedliwość musi iść w parze z miłością, bo bez miłości nie można być w pełni sprawiedliwym. Gdzie brak jest miłości i dobra, tam na ich miejsce wchodzi nienawiść i przemoc. A kierując się nienawiścią i przemocą, nie można mówić o sprawiedliwości. Bo nie ma sprawiedliwości w krajach, gdzie władanie opiera się nie na służbie miłości, ale na przemocy i zniewoleniu. Ważną sprawą dla chrześcijanina jest uświadomienie sobie, że źródłem sprawiedliwości jest sam Bóg. Trudno więc mówić o sprawiedliwości tam, gdzie nie ma miejsca dla Boga i jego przykazań, gdzie słowo Bóg urzędowo jest eliminowane z życia narodu. Należy więc zdać sobie sprawę z niesprawiedliwości i krzywdy, jaką czyni się naszemu narodowi, w zdecydowanej większości chrześcijańskiemu, gdy urzędowo ateizuje się go za pieniądze wypracowane również i przez chrześcijan, gdy niszczy się w duszach dzieci i młodzieży te wartości chrześcijańskie, które wszczepiali im od kolebki rodzice, wartości, które zdawały wielokrotnie egzamin w tysiącletnich dziejach naszej historii. Sprawiedliwość czynić i o sprawiedliwość wołać, mają obowiązek wszyscy bez wyjątku. Bo jak powiedział starożytny myśliciel: „Złe czasy, gdy sprawiedliwość nabiera wody w usta". Módlmy się, byśmy w życiu naszym na co dzień kierowali się sprawiedliwością.

 

Trzecia tajemnica bolesna: cierniem ukoronowanie

Zwyciężać zło dobrem to zachować wierność Prawdzie. Prawda jest bardzo delikatną właściwością naszego rozumu. Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka Pan Bóg. Stąd w człowieku jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa. Prawda, podobnie jak sprawiedliwość, łączy się z miłością, a miłość kosztuje - prawdziwa miłość jest ofiarna, stąd i prawda musi kosztować. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość Prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwanie walka z prawdą. Prawda jest jednak nieśmiertelna, a kłamstwo ginie szybką śmiercią. Stąd też, jak powiedział zmarły Prymas Kardynał Wyszyński, ludzi mówiących w prawdzie nie trzeba wielu. Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy, tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na półkach. Musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług, którzy wedle programu nauczą się go na gwałt w innym kłamstwie. By opanować całą technikę zaprogramowanego kłamstwa, trzeba wielu ludzi. Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Ludzie znajdą, ludzie przyjdą z daleka, by słów prawdy szukać, bo w ludziach jest naturalna tęsknota za prawdą. Musimy nauczyć się odróżniać kłamstwo od prawdy. Nie jest to łatwe w czasach, w których żyjemy. Nie jest to łatwe w czasach, o których powiedział współczesny poeta, że nigdy jeszcze tak okrutnie nie chłostano grzbietów naszych batem kłamstwa i obłudy. Nie jest łatwo dzisiaj, gdy cenzura wykreśla, zwłaszcza w pismach katolickich, słowa prawdziwe i myśli odważne, gdy wykreśla nawet słowa Księdza Prymasa, Ojca Świętego. Nie jest łatwo, gdy katolikowi nie tylko zabrania się zwalczać poglądy przeciwnika, lecz po prostu nie wolno mu bronić przekonań jego własnych czy przekonań ogólnoludzkich wobec napaści choćby najbardziej oszczerczych i krzywdzących. Nie wolno mu prostować fałszu, który inni mają pełną swobodę głosić i rozszerzać bezkarnie. Nie jest łatwo, gdy w ostatnich dziesiątkach lat w glebę ojczystą zasiewano ziarna kłamstwa i ateizmu. Obowiązek chrześcijanina – to stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować. Bo za prawdę się płaci. Tylko plewy nic nie kosztują, za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić. Módlmy się, by nasze życie codzienne było przepełnione prawdą.


Czwarta tajemnica bolesna: dźwiganie krzyża

Aby zwyciężać zło dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewalania, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi upominać się odważnie dla siebie i dla innych. Prawdziwie roztropnym i sprawiedliwym, mówił Ojciec Święty, może być tylko człowiek mężny. Biada społeczeństwu – wołał Prymas Tysiąclecia – którego obywatele nie rządzą się męstwem, przestają być wtedy obywatelami, stają się zwykłymi niewolnikami. Jeżeli obywatel rezygnuje z cnoty męstwa, staje się niewolnikiem i wyrządza największą krzywdę sobie, swojej ludzkiej osobowości, rodzinie, grupie zawodowej, narodowi, państwu i Kościołowi. Chociaż byłby łatwo pozyskany dla lęku i bojaźni, dla chleba i względów ubocznych. Ale i biada władcom, którzy chcą pozyskać obywatela za cenę zastraszania i niewolniczego lęku. Jeśli władza rządzi zastraszonymi obywatelami, obniża swój autorytet, zubaża życie narodowe, kulturalne i wartości życia zawodowego. Troska więc o męstwo powinna leżeć w interesie zarówno władzy, jak i obywateli. Prośmy Chrystusa Pana dźwigającego krzyż, abyśmy w naszym codziennym życiu okazywali męstwo w walce o wartości prawdziwie chrześcijańskie.

 

Piąta tajemnica bolesna: ukrzyżowanie Chrystusa

Aby zło dobrem zwyciężać i zachować godność człowieka, nie wolno walczyć przemocą. Ojciec Święty w czasie stanu wojennego, w modlitwie do Pani Jasnogórskiej, powiedział, że naród nie może rozwijać się prawidłowo, gdy jest pozbawiony praw, które warunkują jego pełną podmiotowość i państwo nie może być mocne siłą żadnej przemocy. Komu nie udało się zwyciężyć sercem i rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą. Każdy przejaw przemocy dowodzi moralnej niższości. Najwspanialsze i najtrwalsze walki, jakie zna ludzkość, jakie zna historia, to walki ludzkiej myśli; najnędzniejsze i najkrótsze to walki przemocą. Idea, która potrzebuje broni, by się utrzymać, sama obumiera. Idea, która utrzymuje się tylko przy użyciu przemocy, jest wypaczona. Idea, która jest zdolna do życia, podbija sobą; za nią spontanicznie idą miliony. Solidarność dlatego tak szybko zadziwiła świat, że nie walczyła przemocą, ale na kolanach, z różańcem w ręku, przy polowych ołtarzach, upominała się o godność ludzkiej pracy, o godność i szacunek dla człowieka. O te wartości wołała bardziej, niż o chleb powszedni. W ostatnim roku swojego życia Kardynał Wyszyński powiedział, że świat pracowniczy na przestrzeni ostatnich dziesiątek lat doznał wielu zawodów, ograniczeń. Ludzie pracy i całe społeczeństwo przeżywało w Polsce udrękę podstawowych praw osoby ludzkiej, ograniczenie wolności myślenia, światopoglądu, wyznawania Boga, wychowania młodego pokolenia. Wszystko to było tłumione. Na odcinku pracy zależnej, stworzono specjalny model ludzi zmuszanych do milczenia i do wydajnej pracy. Gdy ten ucisk wszystkich dostatecznie umęczył, powstał zryw ku wolności, powstała „Solidarność", która udowodniła, że do przebudowy społeczno-gospodarczej wcale nie trzeba zrywać z Bogiem. Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy.

 

Rozważania różańcowe ks. Jerzego Popiełuszki wygłoszone w kościele w Bydgoszczy 19 października 1984 roku

więcej

FILM O ŚW. JÓZEFIE

Zapraszam na premierowy pokaz filmu OPIEKUN w reż. Dariusza Reguckiego dla Diecezji Sosnowieckiej. Pokaz filmu odbędzie się 06 marca 2023r. o godz. 1900 w kinie HELIOS w Sosnowcu przy ul. Modrzejowskiej 32b. Cena biletu: 15 zł.

Znakomicie zapowiadająca się skrzypaczka filharmonii i jej mąż, ambitny dziennikarz lokalnego radia, przechodzą kryzys małżeński. Przez narastające problemy i ciągły brak pieniędzy Dominika (aktorka: Karolina Chapko) zaczyna się interesować bogatym biznesmenem (aktor: Radosław Pazura), a Robert (aktor: Rafał Zawierucha) nie radzi sobie z rozpadem rodziny. Gdy dostaje od szefa zadanie opowiedzenia niecodziennych historii pielgrzymów przybywających do pobliskiego sanktuarium św. Józefa, twierdzących, że przydarzył im się cud, odkrywa, że także jego historia ma wiele wspólnego z milczącym Opiekunem Świętej Rodziny. Czy w kulminacyjnym momencie, gdy będzie musiał podjąć decyzję, która zaważy na losach jego rodziny, zachowa się jak... św. Józef? Opiekun to film z elementami dokumentu, w którym oparta na faktach historia rodzinna Roberta i Dominiki staje się pretekstem do głębszej opowieści o ewangelicznej postaci ziemskiego Opiekuna Jezusa i roli, jaką odegrał w życiu wielu współczesnych ludzi.

Bilety kupujemy w dniu projekcji w kasie kina.

     

ZAPRASZAMY!

więcej

Kancelaria parafialna jest czynna:

  • W poniedziałek, wtorek, czwartek i piątek po Mszy Świętej wieczornej od godz. około 18.30 - 19.00
  • W środę i sobotę kancelaria jest nieczynna!
  • W sprawach pilnych poza w/w godzinami.

 

 
więcej

31 grudnia 2022r, w godzinach porannych zmarł papież senior Benedykt XVI. Odszedł do Pana o godz. 9.34 w klasztorze „Mater ecclesiae” w Watykanie. Był 265. Następcą Świętego Piotra i zasiadał na Stolicy Apostolskiej od 19 kwietnia 2005 do 28 lutego 2013 roku. Jako bezpośredni następca papieża św. Jana Pawła II kierował Kościołem katolickim przez osiem lat. Papież senior zmarł w wieku 95 lat. Msza św. pogrzebowa papieża seniora Benedykta XVI odbędzie się 5 stycznia na Placu św. Piotra o godz. 9.30. W poniedziałek 2 stycznia ciało zmarłego Papieża seniora zostanie wystawione w Bazylice Watykańskiej. Do dnia pogrzebu po każdej Mszy Świętej odmawiać będziemy 10 Różańca za zmarłego Papieża Benedykta XVI.

 

Pamiętne Słowo Ojca Świętego wygłoszone do młodzieży

w dniu 27.05.2006r na Krakowskich Błoniach

Drodzy Młodzi Przyjaciele!

Witam was serdecznie! Cieszy mnie wasza obecność. Dziękuje Bogu za to, że spotykam się z waszą nadzwyczajną serdecznością. Wiemy, że "gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w mię Jezusa, tam On jest pośród nich" (por. Mt 18, 20). A was jest tutaj więcej. Dziękuję za to każdemu i każdej z was. A zatem Jezus jest tutaj. Staje dzisiaj wśród młodzieży polskiej ziemi, by mówić o domu, który nigdy nie runie, bo na skale jest utwierdzony. Tak mówi Ewangelia, której słów wysłuchaliśmy przed chwilą (por. Mt 7, 24-27).

W sercu każdego człowieka, moi przyjaciele, jest pragnienie domu. Tym bardziej młode serce przepełnia przeogromna tęsknota za takim domem, który będzie własny, który będzie trwały, do którego będzie się nie tylko wracać z radością, ale i z radością przyjmować każdego przechodzącego gościa. To tęsknota za domem, w którym miłość będzie chlebem powszednim, przebaczenie koniecznością zrozumienia, a prawda źródłem, z którego wypływa pokój serca. To tęsknota za domem, który napełnia dumą, którego nie trzeba będzie się wstydzić i którego zgliszczy nigdy nie trzeba będzie opłakiwać. To pragnienie jest niczym innym jak tęsknotą za życiem pełnym, szczęśliwym, udanym. Nie lękajcie się tej tęsknoty! Nie uciekajcie od niej! Niech was nie zniechęca widok domów, które runęły, pragnień, które obumarły. Bóg Stwórca, dając młodemu sercu ogromną tęsknotę za szczęściem, nie opuszcza go w mozolnym budowaniu domu, któremu na imię życie.

Drodzy Przyjaciele, nasuwa się pytanie: "Jak budować ten dom?" Zapewne to pytanie niejeden raz kołatało do waszych serc i jeszcze niejeden raz się pojawi. To jest pytanie, które nie raz trzeba sobie stawiać. Każdego dnia musi odzywać się w sercu: jak budować ten dom, któremu na imię życie? Jezus, którego słowa zapisane w Ewangelii według św. Mateusza usłyszeliśmy dzisiaj, wzywa nas do budowania na skale. Bo tylko wtedy dom nie może runąć. Co to znaczy budować na skale? Budować na skale to przede wszystkim budować na Chrystusie i z Chrystusem. Jezus mówi: "Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale" (Mt 7,24). Nie chodzi tu o puste słowa, wypowiedziane przez kogokolwiek, ale o słowa Jezusa. Nie chodzi o słuchanie kogokolwiek, ale o słuchanie Jezusa. Nie chodzi o wypełnianie czegokolwiek, ale o wypełnianie słów Jezusa.

Budować na Chrystusie i z Chrystusem znaczy budować na fundamencie, któremu na imię miłość ukrzyżowana. To budować z Kimś, kto znając nas lepiej niż my sami siebie, mówi do nas: "Drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię miłuję" (Iz 43,4). To budować z Kimś, kto zawsze jest wierny, nawet jeśli my odmawiamy wierności, bo nie może zaprzeć się samego siebie (por. 2 Tm 2, 13). To budować z Kimś, kto stale pochyla się nad zranionym ludzkim sercem i mówi: "Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz" (J 8, 11). To budować z Kimś, kto z wysokości krzyża wyciąga ramiona i powtarza przez całą wieczność: "Życie moje oddaję za ciebie, bo cię kocham, człowieku". Budować na Chrystusie to wreszcie znaczy oprzeć wszystkie swoje pragnienia, tęsknoty, marzenia, ambicje i plany na Jego woli. To powiedzieć sobie, swojej rodzinie, przyjaciołom i całemu światu, a nade wszystko samemu Chrystusowi: "Panie, nie chcę w życiu robić nic przeciw Tobie, bo Ty wiesz, co jest najlepsze dla mnie. Tylko Ty masz słowa życia wiecznego" (por. J 6,68). Moi Przyjaciele, nie lękajcie się postawić na Chrystusa! Tęsknijcie za Chrystusem, jako fundamentem życia! Rozpalajcie w sobie pragnienie tworzenia waszego życia z Nim i dla Niego! Bo nie przegra ten, kto wszystko postawi na miłość ukrzyżowaną wcielonego Słowa.

Budować na skale, to budować na Chrystusie i z Chrystusem, który jest skałą. Święty Paweł mówiąc w Liście do Koryntian o wędrówce narodu wybranego przez pustynię, tłumaczy, że wszyscy "pili z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała - to był Chrystus" (l Kor 10, 4). Zapewne nie wiedzieli ojcowie narodu wybranego, że tą skałą był Chrystus. Nie byli świadomi, że towarzyszy im Ten, który stanie się Ciałem, kiedy nadejdzie pełnia czasów. Nie musieli pojmować, że ich pragnienie zaspokajało samo Źródło życia, zdolne żywą wodą zaspokoić pragnienie każdego serca. Pili jednak z tej duchowej skały, którą jest Chrystus, bo tęsknili za wodą życia, bo jej potrzebowali. Wędrując przez życie, może niejednokrotnie nie jesteśmy świadomi obecności Jezusa. Ale właśnie ta obecność, żywa i wierna, obecność w dziele stworzenia, obecność w Słowie Bożym i Eucharystii, we wspólnocie ludzi wierzących i w każdym człowieku odkupionym drogocenną Krwią Chrystusa, ta obecność jest niegasnącym źródłem ludzkiej siły. Jezus z Nazaretu, Bóg, który stał się Człowiekiem, stoi przy nas na dobre i na złe, i pragnie tej więzi, która będzie fundamentem prawdziwego człowieczeństwa. Czytamy w Apokalipsie te znamienne słowa: "Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną." (Ap 3,20).

Drodzy Przyjaciele, co to znaczy budować na skale? Budować na skale, to znaczy również budować na Kimś, kto jest odrzucony. Św. Piotr mówi do swoich wiernych o Jezusie jako "żywym kamieniu, odrzuconym przez ludzi, ale u Boga drogocennym i wybranym" (1P 2,4). Niezaprzeczalny fakt, że Bóg wybrał Jezusa, nie ukrywa tajemnicy zła, które sprawia, że człowiek jest w stanie odrzucić Tego, który go do końca umiłował. To odrzucenie Jezusa przez ludzi, o którym mówi św. Piotr, powtarza się w historii ludzkości i sięga również naszych czasów. Nie trzeba wielkiej bystrości umysłu, by dostrzec wielorakie objawy odrzucania Jezusa, również tam, gdzie Bóg dał nam wzrastać. Jezus niejednokrotnie jest ignorowany, jest wyśmiewany, jest ogłaszany królem przeszłości, ale nie teraźniejszości, a tym bardziej nie jutra, jest spychany do lamusa spraw i osób, o których nie powinno się mówić na głos i w obecności innych. Jeśli w budowaniu domu waszego życia napotykacie na tych, którzy pogardzają fundamentem, na którym budujecie, nie zniechęcajcie się! Wiara mocna musi przejść przez próby. Wiara żywa musi ciągle wzrastać. Nasza wiara w Jezusa musi często się konfrontować z niewiarą innych, by pozostać naszą wiarą na zawsze.

Drodzy Przyjaciele, co to znaczy budować na skale? Budować na skale, to znaczy mieć świadomość, że mogą pojawić się przeciwności. Chrystus mówi: "Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom..." (Mt 7,25). Te naturalne zjawiska nie tylko są obrazem różnorakich przeciwności ludzkiego losu, ale także wskazują na ich normalną przewidywalność. Chrystus nie obiecuje, że na budowany dom nie spadnie ulewny deszcz, nie obiecuje, że wzburzona fala ominie to, co nam najdroższe, nie obiecuje, że gwałtowne wichry oszczędzą to, co budowaliśmy nieraz kosztem wielkich wyrzeczeń. Chrystus rozumie nie tylko tęsknotę człowieka za trwałym domem, ale jest w pełni świadomy wszystkiego, co może zburzyć trwałe szczęście człowieka. Nie dziwcie się więc przeciwnościom, jakiekolwiek są! Nie zrażajcie się nimi! Budowa na skale to nie ucieczka przed żywiołami, które są wpisane w tajemnicę człowieka. Budować na skale znaczy liczyć na świadomość, że w trudnych chwilach można zaufać pewnej mocy.

Drodzy Przyjaciele, pozwólcie, że powtórzę jeszcze raz: Co to znaczy budować na skale? To znaczy budować mądrze. Jezus nie bez powodu przyrównuje tych, co słuchają Jego słów i stosują je w praktyce do człowieka mądrego, który zbudował dom na skale. Głupotą jest bowiem budować na piasku, kiedy można na skale, dzięki której dom będzie mógł się oprzeć każdej zawierusze. Głupotą jest budować dom na takim gruncie, który nie daje pewności przetrwania w najtrudniejszych chwilach. Kto wie, może i łatwiej postawić swoje życie na ruchomych piaskach własnej wizji świata, może łatwiej budować bez Jezusowego słowa, a czasem i wbrew temu słowu. Ale kto tak buduje nie jest roztropny, bo wmawia sobie i innym, że żadna burza nie rozpęta się w jego życiu i w jego dom nie uderzą żadne fale. Być mądrym, to wiedzieć, że trwałość domu, zależy od wyboru fundamentu. Nie lękajcie się być mądrzy, to znaczy nie lękajcie się budować na skale!

Drodzy Przyjaciele, i jeszcze jeden raz: Co to znaczy budować na skale?  Budować na skale to także budować na Piotrze i z Piotrem. Przecież to do niego Pan powiedział: "Ty jesteś Piotr, skała i na tej skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16,16). Jeśli Chrystus, Skała, kamień żywy i drogocenny nazywa swojego Apostoła skałą, to znaczy, że chce, żeby Piotr, a razem z nim Kościół cały, był widzialnym znakiem jedynego Zbawcy i Pana. Tu w Krakowie, umiłowanym mieście mojego Poprzednika Jana Pawła II, słowa o budowaniu na Piotrze i z Piotrem oczywiście nikogo nie dziwią. Dlatego mówię wam: nie lękajcie się budować waszego życia w Kościele i z Kościołem! Bądźcie dumni z miłości do Piotra i do Kościoła, który został mu powierzony! Nie dajcie się zwieść tym, którzy chcą przeciwstawić Chrystusa Kościołowi! Jedna jest skała, na której warto budować dom. Tą skałą jest Chrystus. Jedna jest skała, na której warto oprzeć wszystko. Tą skałą jest ten, do którego Chrystus rzekł: "Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój" (Mt 16,18). Wy młodzi poznaliście dobrze Piotra naszych czasów. Dlatego nie zapomnijcie, że ani ten Piotr, który przygląda się naszemu spotkaniu z okna Boga Ojca, ani ten, który teraz stoi przed wami, ani żaden następny nigdy nie wystąpi przeciwko wam ani przeciw budowaniu trwałego domu na skale. Co więcej, sercem i obiema rękami będzie wam pomagał budować życie na Chrystusie i z Chrystusem.

Drodzy Przyjaciele, rozważając słowa Chrystusa o skale jako odpowiednim fundamencie dla domu, nie możemy nie dostrzec, że ostatnie słowo, to słowo nadziei. Jezus mówi, że choć rozszalały się żywioły "dom nie runął, bo na skale był utwierdzony". Jest w tym Jego słowie jakaś niesamowita ufność w moc fundamentu, wiara, która nie lęka się próby, gdyż jest potwierdzona przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. To wiara, którą po latach wyzna św. Piotr w swoim liście: "Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, drogocenny, a kto w niego wierzy, na pewno nie zostanie zawiedziony." (l P 2, 6). "Na pewno nie zostanie zawiedziony...". Drodzy, młodzi Przyjaciele, lęk przed porażką może czasami zniweczyć nawet najpiękniejsze marzenia. Może sparaliżować wolę i odebrać wiarę, że istnieje dom zbudowany na skale. Może skłonić do uwierzenia, że tęsknota za domem to tylko młodzieńcze pragnienie, a nie projekt na życie. Odpowiedzcie na ten lęk razem z Jezusem: "Nie runie dom, gdy na skale będzie utwierdzony!" Odpowiedzcie na wątpliwości razem ze św. Piotrem: "Kto wierzy w Chrystusa, na pewno nie dozna zawodu!". Bądźcie świadkami nadziei, tej nadziei, która nie boi się budować domu swojego życia, bo dobrze wie, że może liczyć na fundament, który nie zawiedzie nigdy: Jezusa Chrystusa, naszego Pana.

więcej

 

 

W środę 26 maja 2021r. Ks. Bp Grzegorz Kaszak poświęcił Monstrancję do całodziennej Adoracji Najświętszego Sakramentu w kaplicy bocznej naszego kościoła. Od tego dnia ADORACJA TRWA codziennie z wyjątkiem niedzieli i uroczystości z niedzielnym porządkiem sprawowania liturgii.

 

 

 

      Nawiedzajmy Pana Jezusa wystawionego w Świętej Hostii, choćby na krótką modlitwę. Św. Piotr Apostoł w swoim liście napisał wstrząsające słowa: Wszystkie wasze troski przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was. (1 P 5, 7). Nie ma lepszego momentu, kiedy możemy składać swoje życie w ręce Jezusa - z wszystkimi jego ciężarami i troskami - jak chwila adoracji Najświętszego Sakramentu.

„Jedna chwila prawdziwej Adoracji ma większą wartość i przynosi więcej owoców, niż najintensywniejsza działalność, choćby to była działalność apostolska.” (Jan Paweł II)

     Dla Jana Pawła II, którego całe życie przeniknięte było głębokim zjednoczeniem z Bogiem na modlitwie, najważniejsze miejsce zajmowała Eucharystia, a także związana z nią adoracja Najświętszego Sakramentu. Papież uważał, że: „Wśród różnych praktyk pobożnych adoracja Jezusa sakramentalnego jest pierwsza po sakramentach, najbardziej miła Bogu i najbardziej pożyteczna dla nas”. Eucharystia jest nieocenionym skarbem: nie tylko jej sprawowanie, lecz także jej adoracja poza Mszą św. pozwala zaczerpnąć z samego źródła łaski" (Ecclesia de Eucharistia, 25).

     

         Adoracja w Kaplicy trwa od poniedziałku do piątku w godzinach od 7.30 - 17.45 oraz w niedzielę od godz. 13.30 - 17.45

    

 

więcej

ŚWIĘTY ANDRZEJ BOBOLA W NASZEJ PARAFII OD STYCZNIA 2022r.

    Od wtorku – 4 stycznia 2022r. - na zakończenie Mszy Świętej o godz. 1800 zainicjowaliśmy Nowennę do Św. Andrzeja Boboli w intencji naszej Ojczyzny. Nowenna ta stałą modlitwą wieczorną w każdy wtorek.

    Zacznijcie mnie czcić – miał powiedzieć św. Andrzej Bobola podczas jednego ze swoich objawień, w dniu 16 V 1987 r., w Strachocinie.

   

 

    Po swojej okrutnej męczeńskiej śmierci 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim, Andrzej Bobola zostaje pochowany w podziemiach jezuickiego kolegium w Pińsku. Po czterdziestu pięciu latach 16 maja 1702 roku objawia się rektorowi Marcinowi Godebskiemu, który przerażony jest nadciągającymi wojskami szwedzkimi. Bobola stając przed nim, robi mu wyrzut, dlaczego nie szuka pomocy u swoich współbraci, którzy zginęli śmiercią męczeńską: jestem wasz współbrat Andrzej Bobola, męczennik. Jeśli odnajdziecie moją trumnę i wyniesiecie ciało do publicznego kultu, ja was uratuję przed najeźdźcami. Ojciec Godebski polecił odszukać trumnę. Przez dwa dni bezskutecznie poszukiwano jej w wilgotnych podziemiach. W drugim dniu Andrzej Bobola objawił się kościelnemu Prokopowi Łukaszewiczowi dokładnie określając miejsce swego pochówku. Trzeciego dnia odnaleziono trumnę, która cała się rozsypała, była bowiem zakopana w ziemi, a oczom ukazało się ciało jakby wczoraj umęczone. Rektor rozpoznał w zmarłym osobę, która nawiedziła go nocą. Mimo tylu lat krew na ciele męczennika była nadal czerwona. Uznano to za cud - szczególnie dla prawosławnych był to wystarczający dowód na świętość. Kult Andrzeja Boboli rozszerzał się błyskawicznie. Kolegium zostało nietknięte przez nadciągające wojska, a podczas szalejącej w okolicach Pińska dżumy nikt w Pińsku nie zachorował. Kolejne objawienie związane z rozwojem kultu Andrzeja Boboli miało miejsce w Wilnie w 1819 roku dominikaninowi O. Alojzemu Korzeniewskiemu, który nie mógł pogodzić się z utratą niepodległości przez Rzeczpospolitą, w nocy objawił się zakonnik. Przywoływałeś mnie w swych modlitwach, więc jestem - rzekł do niego Andrzej Bobola. Po czym polecił mu otworzyć okno. Ojciec Korzeniewski zobaczył rozległą równinę, która była pokryta walczącymi wojskami wielu narodów. Wówczas przekazał mu trzy proroctwa dotyczące Polski: Powiedz Polakom, że gdy skończy się ta wielka wojna, znowu będą na mapach świata, a ja zostanę Głównym Patronem Polski. Gdy będę jej Głównym Patronem, Polska będzie w pełnym rozkwicie.

    Trzecie objawienie miało miejsce dwa tygodnie po Jego kanonizacji w Rzymie, mistyczce Fulli Horak.

    Czwarte i jak dotychczas ostatnie objawienie św. Andrzeja Boboli, który osobiście domagał się kultu, miało miejsce 16 maja 1987 roku w Strachocinie, w 330. rocznicę męczeństwa, ks. Józefowi Niźnikowi. Dowodem na to, że ks. Józef nie mógł wymyślić sobie tego, jest encyklika papieża Piusa XII Invicti Athleta Christi - Niezwyciężony Mocarz Chrystusa, w której pisze, że św. Andrzej Bobola urodził się w ziemi sandomierskiej. Po trzydziestu trzech latach od tego zjawienia ks. Józef Niżnik uważa, że diabeł robi wszystko, żeby Polacy nie rozeznali do końca, kim jest św. Andrzej Bobola: Trudno zrozumieć, dlaczego jest tak pomijany, niedoceniony, mimo, że o Jego obecność w katalogu świętych zadbał sam Pan Bóg, bo gdyby nie objawił się po śmierci, to nigdy by go nie doceniono. Trzeba go mierzyć inną miarą niż innych świętych, dlatego, że innych świętych to ludzie tworzą. Kościół tworzy - w tym znaczeniu, że ludzie dostrzegają w nich jakieś walory świętości i chcą to upamiętnić. Jest „Głównym Patronem Ojczyzny”. Tą godnością obdarzył go sam Bóg i zlecił opiekę nad polskim narodem. Kiedy to mi przekazał, dostarczono mi książkę z objawieniami Fulli Horak, mistyczki z XX wieku. I tam natrafiłem na opis jej spotkania ze św. Andrzejem 3 maja 1938 roku. Ten opis zaparł mi dech - na pytanie: „czy będziesz Patronem Polski?”, On jej odpowiada: Już nim jestem. W tym czasie nie było żadnych nominacji papieskich o Jego patronowaniu, a On jej mówi: Już nim jestem! Bobola został nam dany, żeby ocalić tę resztę, która jest wierząca. Ma nas przeprowadzić przez trudne ,,dziś”. Jeśli będziemy umieli choć trochę naśladować Andrzeja Bobolę, to nie musimy się martwić o przyszłość Polski. Warto powrócić do tego przedziwnego dialogu św. Andrzeja Boboli z mistyczką Fullą Horak. Święty Andrzej Bobola mówi do Niej dalej: nadchodzą znowu czasy ciężkie i trudne. Będę wam pomagał. Gdy Polska będzie w niebezpieczeństwie, ukażę się ogromnym tłumom ludzi. (Nie jest wiadomym, aby św. Andrzej Bobola wtedy ukazywał się tłumom - może dotyczy to obecnych czasów?). Grozi jej obecnie dwóch wrogów. Na pytanie: których? Rzekł: nie wolno mi tego powiedzieć. (Czy wtedy dotyczyło to Niemiec i Rosji, czy chodzi o czasy obecne? Zastanawiające jest stwierdzenie Jerzego Langmana, wieloletniego więźnia Buchenwaldu, po wojnie kapłana, który stwierdził: Największą troską Rosji i Niemiec będzie zapobieżenie, by Polska kiedykolwiek była wielka i nawet politycznie niezależna). Ludzie nie dość gorąco i nie tak jak trzeba zwracają się do mnie. Mogę być bardzo pomocny w zażegnywaniu wielkich katastrof. Mogę nieść ulgę w cierpieniu.

     Czy męczeństwo bolało? Tak, w pierwszych chwilach. Cierpienie to nie mogło być odjęte, gdyż było dobrowolne. Po pewnym czasie ból znieczuliło wewnętrzne widzenie przyszłego życia, które Bóg okupił cierpieniem, przewyższającym wszystkie męczeństwa świata. Miłość Boga i Jego łaska daje wielką moc. Przygotuj cie się, bo idą bardzo ciężkie czasy. Będzie to walka dobra ze złem, jasnych z ciemnymi. Powiedz ludziom, że grożą im straszne rzeczy za to, że zaniedbują sprawy wewnętrznego życia. Możesz mnie zawsze prosić, a wysłucham cię. Błogosławię cię od Boga.

więcej

Caritas Polska Rodzina Rodzinie


Rodzina Rodzinie - Akcja Caritas Polska

 

RODZINA RODZINIE – Serwis spersonalizowanej pomocy dla ofiar konfliktu syryjskiego www.rodzinarodzinie.caritas.pl

Od 2016 roku nasza parafia wspiera syryjskie rodziny poprzez stałe, comiesięczne wpłaty pienieżne. Odpowiadając na apel Caritas Polska postanowiliśmy kontynuować naszą pomoc przez najbliższy rok – od lipca 2022 - czerwca 2023. Wszystkich, którzy pragną włączyć się do tego dzieła miłosierdzia prosimy o zgłaszanie się do zakrystii. Szczegółowe informacje o akcji Rodzina Rodzinie znajdują się na stronie: www.rodzinarodzinie.caritas.pl

 

 

RODZINA RODZINIE!

Największy program pomocy humanitarnej w historii Polski

 

Rodzinie to unikalny na skalę światową program wsparcia rodzin poszkodowanych w wyniku konfliktów zbrojnych i kryzysów humanitarnych na Bliskim Wschodzie realizowany przez Caritas Polska dzięki finansowej pomocy darczyńców.

Od początku uruchomienia programu w 2016 roku objęliśmy pomocą ponad 10 tysięcy rodzin z Syrii, Strefy Gazy, Iraku oraz Libanu. Rodzina Rodzinie stała się dla wielu rodzin jedyną iskierką nadziei na lepsze jutro.

  • Październik 2016 r. - start programu w Syrii
  • 2020 r. - do programu dołącza Strefa Gazy
  • Marzec 2021 r. - do programu dołącza Liban oraz Irak

 

Sytuacja humanitarna w Syrii

  • 80% Syryjczyków żyje w skrajnym ubóstwie, za mniej niż 8 zł dziennie
  • 70 % populacji ma problemy z dostępem do wody
  • 12,4 mln ludzi grozi głód

Sytuacja humanitarna w Syrii nie była tak zła w najbardziej dramatycznych okresach wojny. Walki nie są już tak intensywne, jednak Syryjczykom w zniszczonym przez wojnę kraju żyje się wciąż trudno. Tlący się konflikt sprawia, że bez pomocy z zewnątrz Syryjczycy są skazani na głód, nędzę i cierpienie.

 

Sytuacja humanitarna w Strefie Gazy

  • 80% mieszkańców Strefy Gazy żyje poniżej poziomu biedy
  • 97% zasobów wodnych kraju stanowi woda niezdatna do picia
  • 1,5 mln dzieci doświadczyło przemocy związanej z konfliktem

Sytuacja w Strefie Gazy pozostaje od wielu lat niestabilna. Skutki wieloletniego konfliktu militarnego z Izraelem wpływają znacząco na poziom życia milionów Palestyńczyków. Nieustające naloty i bombardowania niszczą doszczętnie domy. Każdego dnia widać ogrom ludzkich dramatów. Wśród ofiar często są kobiety i dzieci. Dodatkową trudnością dla mieszkańców jest nałożona w 2007 roku blokada przejść granicznych oraz importu dóbr. Gospodarka tego kraju jest na skraju upadku.

 

Sytuacja humanitarna w Libanie

  • 55% mieszkańców Libanu doświadcza ubóstwa, w tym 23 % żyje w skrajnej biedzie
  • 75% gospodarstw domowych jest zagrożonych utratą dostępu do wody
  • 54% gospodarstw domowych prowadzą samotne matki, nie ma w rodzinie ani jednej pracującej osoby

Liban znajduje się na rozdrożu. Kraj nieustannie doświadcza wewnętrznych konfliktów i niestabilności politycznej. Pogłębiający się kryzys gospodarczo-finansowy zmienia codzienne życie mieszkańców w walkę o przetrwanie. Coraz więcej ludzi traci pracę, jednocześnie znacząco spada wartość nabywcza wynagrodzeń. Połowa mieszkańców Libanu żyje poniżej progu ubóstwa, ok. 3 mln mieszkańców potrzebuje pomocy humanitarnej.

 

Sytuacja humanitarna w Iraku

  • 4,1 mln irakijczyków potrzebuje pomocy humanitarnej
  • 1,5 miliona osób pozostaje nadal wewnętrznie przesiedlonych
  • 2,6 mln dzieci żyje poniżej progu ubóstwa

Sytuacja w Iraku pozostaje wciąż niestabilna. Skutki konfliktu militarnego nadal wpływają na poziom życia milionów Irakijczyków. Nieprzerwanie trwają konflikty polityczne, bezpieczeństwo jest zakłócane przez działalność lokalnych grup zbrojnych, nadal istnieją silne podziały społeczne, szczególnie widoczna jest dyskryminacja mniejszości chrześcijańskiej.

 

"Każdego dnia modlę się za darczyńców"

- Georgette z Aleppo -

 

więcej

Pierwsza ekshumacja

Dnia 22 września 1909 roku, trzydzieści lat po pogrzebie, zwłoki św. Bernadety zostały ekshumowane po raz pierwszy i ukazało się nietknięte zepsuciem ciało. Doktorzy Ch. David i A. Jourdan, którzy przeprowadzili pierwszą ekshumację, w swym sprawozdaniu z oględzin napisali:

Trumna została otwarta w obecności biskupa i prefekta Nevers, ich przedstawicieli i wielu innych osób duchownych. Nie zauważyliśmy żadnego zapachu.

Ciało było ubrane w habit zakonu, do którego należała Bernadeta. Habit był wilgotny. Jedynie twarz, dłonie i przedramiona były odsłonięte.

Głowa znajdowała się pochylona w lewą stronę. Twarz była zmarniała i biała. Skóra była przyczepiona do mięśni, a mięśnie – przyczepione do kości.

Oczodoły pokrywały powieki. Nos rozciągnięty i pomarszczony. Usta lekko rozchylone tak, że można było zobaczyć, pozostające na swym naturalnym miejscu, zęby.

Skrzyżowane na piersi ręce były doskonale zachowane, podobnie jak paznokcie. Ręce trzymały różaniec. Na przedramieniu można było zaobserwować żyły.

Stopy były pomarszczone, a paznokcie nietknięte. Gdy zdjęto habit i uniesiono z głowy welon, można było zaobserwować jędrne ciało, naciągniętą skórę […] Jej włosy były krótko podcięte i mocno przylegały do głowy. Uszy były doskonale zachowane […]

Brzuch był napięty, podobnie jak reszta ciała. Dotykany wydawał dźwięk podobny do tektury. Prawe kolano było szersze od lewego. Pod skórą widoczne były żebra i mięśnie. Ciało było takie sztywne, że można było je obrócić w jedną i w drugą stronę.

Zaświadczamy, iż poprawnie spisaliśmy niniejszą deklarację, która w całej swej rozciągłości jest zgodna z prawdą. Nevers, 22 wrzesnia 1909 r., doktorzy Ch. David, A. Jourdan.

 

Druga ekshumacja

W 1919 roku, dziesięć lat po pierwszej ekshumacji, miała miejsce druga ekshumacja ciała św. Bernadety, prowadzona tym razem przez doktorów Talona i Comte’a, w obecności biskupa miasta Nevers oraz delegata policji, a także przedstawicieli prefektury i Kościoła.

Sytuacja przedstawiała się identycznie, jak podczas pierwszej ekshumacji. Oto kilka fragmentów końcowego sprawozdania doktora Comte’a z drugich oględzin:

Po oględzinach stwierdzam, że ciało Czcigodnej Bernadety pozostaje nienaruszone, szkielet kompletny, mięśnie osłabione, jednak dobrze zachowane; jedynie skóra była pomarszczona z powodu wilgoci trumny. […]

Ciało nie wykazywało oznak gnicia ani rozkładu, których naturalnie można byłoby się spodziewać czterdzieści lat po pogrzebie.

Nevers, 3 kwietnia 1919, dr Comte.

 

Trzecia ekshumacja

18 listopada 1923 roku papież Pius XI podpisał dekret uznający heroiczność cnót Bernadety. Po beatyfikacji Świętej przeprowadzono trzecią ekshumację, która miała miejsce 12 czerwca 1925 roku. Jej celem było uzyskanie „relikwii” z ciała kobiety. Kanonizacja nastąpiła osiem lat później, w 1933 roku.

Szczegóły dotyczące tej ostatniej ekshumacji dr Comte zawarł w swoim sprawozdaniu, którego prawnicze sformułowania niekiedy wprawiają w zadziwienie nieprzyzwyczajonych do takiego specjalistycznego języka laików. Dokument ten jednak pozwala nam dokładnie ocenić do jakiego stopnia ciało widzącej z Lourdes zachowało się wolne od rozkładu.

Chciałem otworzyć z lewej strony klatkę piersiową, aby usunąć kilka żeber i następnie wyjąć serce, byłem bowiem przekonany, że będzie się ono znajdować w nienaruszonym stanie. Jednak, ponieważ tułów opierał się z lekka na lewym ramieniu, miałbym utrudniony dostęp do serca.

Skoro matka przełożona wyraziła życzenie, aby nie wyjmować serca Świętej Bernadety – takie też było pragnienie biskupa – zmieniłem zamiary i zamiast otworzyć lewą stronę klatki piersiowej, wyjąłem jedynie dwa żebra z prawej strony, do których miałem najłatwiejszy dostęp.

Podczas tej ekshumacji największe wrażenie zrobił na mnie doskonały stan, w jakim zachowały się, po czterdziestu sześciu latach po śmierci szkielet, włókniste tkanki, giętkie i mocne mięśnie, ścięgna i skóra.

Po tak długim czasie każdy martwy organizm rozpada się, rozkłada i ulega zwapnieniu. Jednak, gdy kroiłem ciało, zorientowałem się, że ma ono konsystencję niemal normalną i miękką.

W tym momencie wobec wszystkich obecnych stwierdziłem, że nie postrzegam tego zjawiska za naturalne.

 

Źródło: Aleteia

więcej